Polska drużyna curlingowa w składzie Konrad Stych (skip), Krzysztof Domin, Bartosz Łobaza, Marcin Ciemiński i rezerwowy Maksym Grzelka zakończyli udział w mistrzostwach Europy na znakomitym 7. miejscu. To najwyższe miejsce w historii startów Polaków na ME. Miejsce to daje także przepustkę na przyszłoroczne mistrzostwa świata.
Drogie lekcje z legendami
Ostatnim razem pisaliśmy o ekipie Stycha, gdy ta rozbijała Austriaków. Potem natomiast przyszła seria 3 meczów z drużynami z absolutnego światowego topu: Włochami Joela Retornaza, Szwedami Niklasa Edina i Szkotami Bruce'a Mout'a. Z Włochami Polacy grali bardzo dobrze do 6. endu. Po nim był remis 5-5. W końcowej fazie meczu brakło jednak doświadczenia i ogrania. Polacy nie byli w stanie utrzymać bardzo wysokiego poziomu narzuconego przez Włochów przez cały mecz. Fantastycznie grał Retornaz, który wykręcił w tym meczu aż 94% (!) skuteczności. Mecz ostatecznie zakonczył się po 9 endach, gdy Polacy przegrywali 6-9, a w dodatku Włosi mieli ostatnie zagranie w 10. endzie.
Podobny przebieg miał też mecz ze Szwedami. Polacy dobrze trzymali się gdzieś do połowy meczu. Potem zaczęła się gra na bardzo skomplikowanych układach, gdzie Polacy starali się zdobyć kilka punktów w endach, gdzie mieli hamera. Kilka razy było bardzo blisko, lecz za każdym razem jednak trochę brakowało i skończyło czterema z rzędu endami wygranymi za 1 przez Szwedów. Widać było, że nawet Niklas Edin, jeden z najlepszych curlerów w ogóle w historii tej dyscypliny, docenia próby Polaków i ma dużo radości z gry. Ostatecznie, podobnie jak z Włochami, skończyło się po 9 partiach, przy wyniku 8-4 dla Szwedów.
Ostatnim z tryptyku meczów z legendami curlingu był mecz ze Szkotami. Polacy na ten mecz postanowili wystawić rezerwowego Maksyma Grzelkę, za Trzeciego Marcina Ciemińskiego. Szkoci też zrobili zmianę, ale u nich nie zagrał kapitan Bruce Muat, którego zastąpił Kyle Waddel. To jednak nie była zmiana jeden do jednego, bo skipem na ten mecz został dotychczasowy viceskip - Grant Hardie, i on również zagrywał czwarty. To był już zupełnie inny mecz, bo od początku Szkoci narzucili swoją przewagę i do końca ją tylko powiększali. Skończyło się po 7 endach, zwycięstwem Szkotów 7-2. Fantastycznie, może nawet lepiej niż gdyby grał Muat zagrał Hardie, który miał aż 98% skuteczności zagrań (!).
Rewanż Klimy
W kolejnej, przedostatniej już kolejce ekipa Stycha zmieżyła się z Czechami, których kapitanem jest Lukas Klima. Tutaj Polacy nie stali już od razu na straconej pozycji, bo całkiem niedawno wygrali z tą ekipą na turnieju w Pradze. Ekipa Klimy to jednak nadal znacznie bardziej doświadczony i utytułowany team, który wielokrotnie grał na MŚ i ma na rozkładzie praktycznie wszystkie najlepsze drużyny na świecie. Z tymże jest to także ekipa dość nierówna, dlatego nie ma tylu sukcesów, co trzej poprzedni rywale Polaków. Ten mecz wyszedł im jednak niemal idealnie. Klima grał na 92% skuteczności, natomiast Polacy kompletnie nie mogli dostosować się do warunków lodowych i mieli spore problemy ze skierowaniem kamieni dokładnie tam gdzie chcieli. Mimo prób różnorodnych taktyk nic Polakom tego wieczoru nie wychodziło i poddali mecz po 7 endach, przy wyniku 9-2 dla Czechów.
Niemcy na razie za dobrzy
Ostatnim rywalem Polaków na ME byli Niemcy pod wodzą Marca Muskatewitza. W tym meczu było już więcej walki, jednak Niemcy bardzo umiejętnie się bronili. Tylko raz udało się Polakom zbudować enda za więcej niż 1 punkt, a ekipie Muskatewitza udało się 3-krotnie. Przed ostatnią partią nasi rywale mieli 2 pkt przewagi i hamera. Ostatecznie nie Polacy wygrali tę partię, za jeden punkt, ale ten end kontrolowany przez Niemców. Ostatecznie mecz skończył się wynikiem 5-6.
To nie koniec, to nawet nie początek końca, to dopiero koniec początku
Pierwsze w karierze mistrzostwa Europy ekipa Stycha kończy więc z 3 zwycięstwami i 6 porażkami. Marcin Ciemiński, Bartosz Łobaza, Krzysztof Domin, Konrad Stych i rezerwowy Maksym Grzelka zajęli 7. miejsce wśród absolutnie najlepszych europejskich drużyn curlingowych. To najlepszy wynik w historii polskiego curlingu. Pierwszy raz w historii polska ekipa utrzymała się w dywizji A mistrzostw Europy. Pierwszy raz awansowała na MŚ, ponieważ miejsce w '8' ME daje miejsce na przyszłorocznych MŚ. Ale to dopiero w kwietniu. Już za 10 natomiast rozpocznie ekipa Stycha ostateczną walkę o igrzyska w Mediolanie. W kanadyjskie Keownii będzie piekielnie ciężko, ale ta ekipa przebiła już tyle sufitów, że czemu miałaby nie przebić następnego? Szczególnie, że na tych ME nabrała tyle bezcennego doświadczenia w walce z najlepszymi drużynami globu.
Brak komentarza, Twój może być pierwszy.
Dodaj komentarz