Zamknij

Reprezentantka Polski walczyła z groźną chorobą. Szczere wyznanie. "Jeden telefon"

Maciej Tryboń Maciej Tryboń 16:21, 27.08.2025 Aktualizacja: 16:23, 27.08.2025
Skomentuj Nadesłane/Joanna Kil Nadesłane/Joanna Kil

„Szansa zawsze jest” – mówi Joanna Kil, jedyna Polka w kombinacji norweskiej. W szczerej rozmowie opowiada o walce z anoreksją, chwilach zwątpienia i powrocie silniejszej. Zdradza, dlaczego nie wybrała skoków, co dały jej treningi z najlepszymi na świecie i o czym marzy najbardziej: „Chciałabym w końcu stanąć na starcie igrzysk”.

 

  • „Szansa zawsze jest” – marzy o igrzyskach olimpijskich, choć kobieca kombinacja wciąż nie ma miejsca w programie.
  • Wróciła do sportu silniejsza po walce z anoreksją i przerwaniu kariery w wieku 19 lat.
  • Treningi z Bułgarami i Austriakami dały jej przewagę psychiczną i nowe spojrzenie na sport.
  • Największym wyzwaniem są skoki pod presją – na treningach skacze świetnie, w zawodach wciąż blokuje ją stres.
  • Jest jedyną Polką w kombinacji norweskiej i marzy, by w kraju pojawiło się więcej zawodniczek.

 

Maciej Tryboń (sportsinwinter.pl): Rozmawiamy na godziny przed rozpoczęciem pierwszego Letniego Grand Prix w Oberstdorfie. Od razu nasuwa się pytanie: czy cieszysz się z powrotu do rywalizacji? Wiadomo, że to okres przygotowawczy, ale to też pierwsza okazja do sprawdzianu w międzynarodowym gronie.

Joanna Kil: Oczywiście, że się cieszę. Właśnie po to przygotowuję się cały sezon letni, żeby zmierzyć się w Grand Prix z dziewczynami. To szansa, by sprawdzić formę przed zimą i ewentualnie wprowadzić poprawki, jeśli coś nie będzie funkcjonowało. To pierwsze zawody, więc trudno przewidzieć, jak będzie, ale myślę, że wszystko pójdzie dobrze.

Twoja historia jest tak bogata, że spokojnie można by napisać o niej książkę. Powiedz, dlaczego wybrałaś tę dyscyplinę, którą na świecie uprawia tak niewiele kobiet? Pamiętam też z jednej z twoich wypowiedzi, że trener Sobczyk namawiał cię, żebyś skupiła się wyłącznie na skokach.

Zawsze byłam aktywna, jeśli chodzi o sporty zimowe. Zaczynałam od narciarstwa alpejskiego, później pojawiły się biegi narciarskie. Startowałam nawet z chłopakami, poza konkurencją, właśnie w kombinacji norweskiej. Wtedy jeszcze na świecie nikt nie myślał o rywalizacji kobiet. Cieszyło mnie zarówno bieganie, jak i trening na skoczni, dlatego gdy kombinacja zaczęła zyskiwać popularność, postanowiłam spróbować. I tak zostałam w tej dyscyplinie.Jeśli chodzi o trenera Sobczyka – faktycznie namawiał mnie, bym zajęła się tylko skokami. Chodziło o to, żebym mogła wystartować na igrzyskach, a to marzenie każdego sportowca. To był główny powód, dla którego przekonywał mnie, bym choć na chwilę odsunęła kombinację i skupiła się na skokach.

Właśnie – to pytanie chciałem zadać później, ale skoro już o tym wspomniałaś: czy marzenia o igrzyskach olimpijskich nie sprawiły, że rozważałaś pójście w ślady Gydy Westvold Hansen i próbę startu w skokach?

Ten temat był poruszany już nawet zimą, ale szczerze mówiąc, nie umiem odpowiedzieć, dlaczego ostatecznie wyszło tak, a nie inaczej. W zimie wystartowałam z dziewczynami w drużynie na mistrzostwach świata i wtedy zobaczyłam, że mój poziom skokowy jest zupełnie inny od tego, jaki powinien być. Powiem szczerze – w kombinacji startujemy aż 13 belek wyżej niż dziewczyny w samych skokach. Kiedy na mistrzostwach zobaczyłam, z jak niskiej belki mam ruszać, poczułam strach, siedząc na górze. Wiadomo, że to impreza mistrzowska i poziom jest naprawdę wysoki, więc mogłam się tego spodziewać. Myślę, że ta myśl o samej rywalizacji w skokach gdzieś się pojawiła, ale muszę przyznać, że mój poziom w tej dyscyplinie nie jest najlepszy. Gdybym bardziej skupiła się tylko na tej dyscyplinie, może poszłoby to do przodu. Ale jestem lepszą biegaczką, dlatego na pewno zostaję przy kombinacji norweskiej. A że do igrzysk jest jeszcze trochę czasu - kto wie, co się wydarzy.

Czyli jakaś szansa zawsze jest.

Dokładnie – szansa zawsze jest.

Wiemy, że przez wiele lat trenowałaś poza systemem PZN, a nawet przerwałaś przygodę ze sportem. Było ciężko?

No tak, wiadomo, że było ciężko. Ale to była moja decyzja na dwa lata. Na dwa lata praktycznie zniknęłam ze świata sportu, choć nie całkowicie – pracowałam jako trenerka w klubie i przygotowywałam dzieciaki do zawodów. I właśnie z taką cierpliwością ponownie wróciłam do tego sportu, bo widzę, że nic nie przychodzi ot tak, nic nie przychodzi na już. Na wszystko trzeba zapracować. Więc myślę, że ta przerwa była mi potrzebna, Dzięki temu wróciłam ze świeżą głową, bez presji i stresu, z nowym nastawieniem. Nie żałuję tej przerwy – była mi potrzebna.

Wcześniej współpracowałaś z kadrą Bułgarii. W ramach porozumienia z PZN pojawiła się też współpraca z Austrią w ostatnim sezonie. Co daje ci trening z innymi nacjami? Czy podejście zagraniczne bardzo różni się od polskiego?

Tak, oczywiście, miałam możliwość rozwoju. W momencie, kiedy trenowałam z Władimirem Zografskim, zobaczyłam, na jakim poziomie on się znajduje. Myślę, że dało mi to ogromną przewagę psychiczną, bo wiedziałam, do czego dążyć. Trenowałam przecież z jednym z najlepszych zawodników na świecie – i już samo to było dla mnie dużym plusem, a wręcz wyróżnieniem. Mogłam go obserwować nie tylko podczas codziennych treningów, ale też w jego stylu życia. Trochę się od niego nauczyłam, bo widziałam, jak to wygląda w praktyce.

Jeśli chodzi o Austrię, to na pewno ich szkoła jest inna. Ale jak to mówią - co kraj, to obyczaj - i myślę, że w naszym sporcie działa to dokładnie tak samo. Austriacki system treningowy różni się od naszego, ale dał mi bardzo dużo. Zyskałam potrzebne doświadczenie i teraz wiem, jak tam trenują. Mogę to wykorzystać, a nawet wypośrodkować i na tej podstawie ułożyć swój własny system treningowy.

Wyciągałam więc wnioski, zbierałam doświadczenie i dziś często myślami oraz pomysłami wracam do tego, co realizowałam wcześniej i co rzeczywiście działało.

sportsinwinter.pl

Tylko u nas!

Wspomniałaś o pracy jako trenerka. Znając system od środka - czy brakuje ci rywalizacji na krajowym podwórku? Czy widzisz szansę, że w Polsce pojawi się więcej dziewczyn uprawiających kombinację?

Byłoby świetnie. Niestety nawet w skokach mamy problem - w kadrze są tylko trzy zawodniczki plus Nicole (Konderla), która trenuje poza systemem. Ostatnio podczas Orlen Cup Kids pojawiły się dziewczynki startujące w kombinacji i mam nadzieję, że w kolejnych latach ta grupa będzie się rozwijać. Powiem szczerze, że troszkę na tym jako kraj tracimy. We Francji rozgrywane są team sprinty, do których potrzeba dwóch zawodniczek. Ja wtedy muszę mieć dzień wolny, bo nie mam z kim wystartować. Mam nadzieję, że wkrótce to się zmieni.

Zarówno w skokach, jak i w kombinacji wiele zawodniczek kończy kariery bardzo wcześnie. Ostatnio Marita Kramer przyznała, że skakanie przestało jej sprawiać radość. Czy to duży problem wśród młodych zawodniczek? Myślałaś kiedyś o definitywnym końcu ze sportem?

Tak, miałam taki moment - gdy kończyłam karierę w wieku 19 lat, byłam przekonana, że to na zawsze. Z perspektywy czasu trochę tego żałuję, bo straciłam ważny okres rozwoju. Ale zdobyłam doświadczenie, które dziś procentuje. Problem jest taki, że po ukończeniu szkoły sportowej, jeśli nie trafisz do kadry narodowej, trudno pogodzić studia i normalne życie ze sportem. Poziom rośnie, konkurencja jest coraz mocniejsza. Motywacją są wyniki, a jeśli ich brakuje, motywacja spada. W przypadku Marity Kramer dużym ciosem były igrzyska - była w świetnej formie, jedną z faworytek, a nie mogła wystartować. Niestety, jeśli nie pokażesz się z dobrej strony, jeśli nie osiągniesz jakiegoś tam minimum swoich założeń wynikowych, to ta motywacja jest mniejsza. Ciężko jest powiedzieć sobie - kontynuuj. To musiało być bardzo trudne.

Wśród skoczkiń narciarskich i kombinatorek bardzo ważne jest waga i BMI, ponieważ ma to przełożenie choćby na długość nart. Często słyszy się o przypadkach zaburzeń odżywiania czy depresji? Czy jest to duży problem wśród młodych sportsmenek lub może Ciebie kiedyś dotkną?

Tak, to pytanie jest bardzo trafne, bo sama kiedyś zmagałam się z anoreksją. Byłam chora przez prawie półtora roku, a później zajęło mi jeszcze sporo czasu, żeby z tego wyjść. To właśnie był jeden z momentów w moim życiu, kiedy zdecydowałam, że nie chcę już dłużej uprawiać tego sportu. Myślę, że wtedy też dojrzałam do tego, by zrozumieć, że najważniejsze nie jest kurczowe trzymanie wagi. W przypadku kombinacji norweskiej sytuacja wygląda trochę inaczej, ponieważ oprócz skoków musimy jeszcze biegać. Niestety, ważąc kilka kilogramów poniżej limitu, człowiek nie jest w stanie wykrzesać na trasie biegowej tyle energii, żeby pobiec na swoim poziomie. W tym sporcie energia jest kluczowa, a energię mamy przecież z jedzenia. Patrzę teraz na batony energetyczne, które stoją przede mną, i od razu przypomina mi się, jak ważne jest prawidłowe odżywianie. Myślę, że problem z utrzymywaniem wagi dotyczy każdego sportowca – zarówno kobiet, jak i mężczyzn. Trzymanie wagi w ryzach jest trudne, a jednocześnie stanowi element sportu. To nie dotyczy tylko naszej dyscypliny. Niedawno przecież pojawiło się wiele komentarzy w kierunku kolarek, właśnie w kontekście wagi. Każdy sportowiec chce osiągać jak najlepsze wyniki. A jeśli waga rzeczywiście jest czynnikiem kluczowym i może w czymś pomóc, to niestety trzeba się z tym zmierzyć i postawić sobie pewne wyrzeczenia. Takie są realia sportu.

Czy właśnie w tamtym momencie – około 19. roku życia – chciałaś całkowicie zrezygnować ze sportu?

Tak.

[ZT]138230[/ZT]

W jaki sposób udało Ci się pokonać chorobę?

Miałam zapewnioną pomoc ze strony Polskiego Związku Narciarskiego. Jeździłam do pani psycholog w Krakowie i ta współpraca trwała ponad rok, zanim – że tak powiem – doszłam do siebie. Natomiast później już bardziej sama walczyłam ze sobą. Sama próbowałam siebie przekonać, że musisz, nie ma innego wyjścia. Bo oprócz tego, że sport jest w twoim życiu ważny i że chcesz osiągać wyniki, to musisz też po prostu żyć, prawda? Bo nie da się normalnie funkcjonować i żyć, ważąc piętnaście kilogramów poniżej praktycznie każdego limitu.

I tak, wróciłam do sił, wróciłam do siebie i wróciłam do kombinacji. Dlatego jestem z siebie dumna.

Co doradziłabyś młodym dziewczynom – sportsmenkom, które zmagają się z anoreksją, depresją czy problemami żywieniowymi?

Myślę, że najtrudniejsze jest poukładanie sobie w głowie tego, że potrzebna jest pomoc i że nie jest to problem, z którym można poradzić sobie samemu. Niestety, nie da się – bo to nie jest tylko choroba fizyczna, ale także choroba dotykająca psychiki. W moim przypadku w pewnym momencie celem nie był już sport, tylko sama niska waga i to, co pokaże liczba na wadze.

Dlatego z własnego doświadczenia mogę powiedzieć jedno – czuję się dziś o wiele lepiej, bo moja relacja z jedzeniem jest normalna i mam znacznie więcej energii. To jest ogromnie ważne. Osoba, która jest w kryzysowym momencie, musi wiedzieć, że nie jest sama. Wystarczy jeden telefon – do specjalisty, do psychologa, nawet do lekarza rodzinnego – i to już jest początek drogi, bo dalej pomoc sama się potoczy.

Najważniejsze jest to, by odnaleźć w sobie motywację i zrobić ten pierwszy krok. I żeby nie traktować niskiej wagi jako celu, tylko zdrowe podejście do jedzenia - a przede wszystkim życie jako największą wartość.

Często mówiłaś, że na treningach potrafisz oddawać świetne skoki, ale w zawodach to nie wychodzi. Czy to kwestia presji?

Nie mam poczucia presji wyniku ze strony innych, bo nikt jej na mnie nie nakłada. Zawsze słyszę od trenerów: „Skocz swoje, a reszta sama się okaże”. Myślę, że każdy trener tak właśnie mówi. Natomiast całą presję nakładam sobie sama. Jeśli chodzi o mistrzostwa świata, to w moim przypadku był to całkowity niewypał. Stało się tak dlatego, że niespełna dwa tygodnie wcześniej, podczas Pucharu Świata, pobiłam swój rekord życiowy, zajmując 14. miejsce w Otepie. Z takim nastawieniem jechałam później do Trondheim. Myślałam sobie: "Byłaś 14. na świecie. Mistrzostwa świata rządzą się swoimi prawami, ale startują te same zawodniczki. Skoro potrafiłaś być 14. w Pucharze Świata, to teraz pokaż, że potrafisz być w tej piętnastce także na mistrzostwach świata”.

I właśnie z takim nastawieniem tam pojechałam. Presję narzuciłam sobie sama już wcześniej - jeszcze w treningach przed mistrzostwami, w Zakopanem, skakałam dobrze. Nie powiem, że bardzo dobrze, ale dobrze. To tylko spotęgowało wewnętrzne napięcie. Zasiadając na belce w Trondheim, powtarzałam sobie: "Powtórz to, co zrobiłaś w Zakopanem”. Ale to nie było motywowanie siebie, tylko narzucanie presji: "Musisz zrobić dokładnie to samo”.

Po skoku wysłałam filmik trenerowi, z którym trenowałam wcześniej, i usłyszałam od niego: „To jest zupełnie inna osoba”. Ja sama też to wiedziałam. To nie była już ta zawodniczka, która dwa lata wcześniej jechała na mistrzostwa świata do Planicy i nie wiedziała, czego się spodziewać. To był ktoś, kto jechał z przeświadczeniem: "Musisz być w piętnastce”.

I tak, to jest problem.

Ale twoje doświadczenia, nie zawsze łatwe,  mocno Cię budują - widać postęp.

Staram się. Wiadomo, że z wiekiem wiele rzeczy przychodzi samo. Myślę, że nie jestem już najmłodszą zawodniczką w całej stawce, więc widzę i rozumiem dużo więcej. Mam też doświadczenie - trochę nieskromnie powiem, że również trenerskie, bo pracowałam z dziećmi i wiem, jak to wygląda. Myślę, że znam już na tyle swój organizm, że wiem, czego potrzebuję.

Ale dobrze, że są wokół mnie ludzie, którzy potrafią mnie w tym wszystkim zatrzymać. Bo ja sama zawsze chcę więcej, więcej i jeszcze więcej. Uważam, że potrzebuję więcej. Natomiast wtedy przychodzi ktoś i mówi: "Stop. Poczekaj. Musisz trochę odpocząć. Zwolnij”. I to jest bardzo ważne. To nie jest więc tak, że jestem dla siebie jednocześnie panem, władcą, trenerem i zawodnikiem. Potrzebuję trenerów i cieszę się, że ich mam - bo oni działają i pomagają mi utrzymać równowagę.

Często trenujesz z chłopakami. Czy kobiecie trudno odnaleźć się w takim męskim gronie?

Przyzwyczaiłam się i czasem szczerze powiem, że nawet wolę trenować z chłopakami - oczywiście bez urazy dla dziewczyn. (śmiech) Jest to po prostu trochę śmieszne, bo oni całkowicie zmienili moje podejście i dystans. Na treningach naprawdę świetnie się dogadujemy. Ja motywuję ich, bo zawsze patrzą, gdzie jestem z tyłu i byle tylko nie przegrać ze mną. Oni motywują mnie, bo mimo że czasem nie mogę, to i tak próbuję któregoś dogonić czy złapać. To, moim zdaniem, jest właśnie bardzo pozytywna rywalizacja.

Poza treningami też jest dobrze - mamy dystans do siebie, potrafimy się pośmiać i pożartować. A jeśli przychodzi moment, że potrzebuję się wyciszyć, mam gorszy dzień – jak każdy – to po prostu wracam do swojego pokoju, gdzie jestem sama, i wtedy odpoczywam. Myślę, że ten układ działa naprawdę dobrze i jestem z niego zadowolona.

[ZT]138244[/ZT]

A jeśli chodzi o przygotowania – większość obozów odbywa się w Polsce czy za granicą? I czy PZN pokrywa wszystkie koszty?

Tak, Polski Związek Narciarski i Ministerstwo Sportu pokrywają wszystkie koszty: wyjazdów, zgrupowań, sprzętu, trenerów i tak dalej. Jestem za to bardzo wdzięczna, bo mam świadomość, że kombinacja norweska nie jest sportem olimpijskim, więc teoretycznie finansowanie mogłoby być mniejsze. A tymczasem jest ono takie samo jak w przypadku chłopaków.

Jestem w pełni podłączona pod kadrę, biorę udział we wszystkich zgrupowaniach razem z reprezentacją mężczyzn i mam zapewniony sprzęt na równi z nimi. A tych zgrupowań naprawdę nie brakuje -  w tym roku byliśmy już prawie dwa tygodnie w Livigno, byliśmy również na zgrupowaniu w Planicy, a przed nami jeszcze wiele kolejnych wyjazdów zagranicznych. Myślę, że w porównaniu do innych grup czy nawet innych nacji, mamy tego naprawdę bardzo dużo.

Sezon 2023/2024 to zwycięstwo w Pucharze Kontynentalnym, a 2024/2025 - 18. miejsce w Pucharze Świata z 325 punktami. Jakie są cele na ten sezon?

Jeśli chodzi o Puchar Kontynentalny, to w zeszłym sezonie trochę zrezygnowaliśmy ze startów, ponieważ pokrywały się one z zawodami Pucharu Świata. Głównym celem były wtedy mistrzostwa świata, dlatego Puchar Świata był w tym sezonie mocniej obstawiony. Moim celem przede wszystkim jest utrzymanie chłodnej głowy, nie nakładanie sobie presji i powtarzanie w zawodach tych skoków, które oddaję na treningach. Myślę, że to jest dla mnie najważniejsze. Jeśli uda mi się to osiągnąć, to miejsce w piętnastce Pucharu Świata jest jak najbardziej realne. Biegowo - nieskromnie powiem - jestem na dobrym poziomie, bo w zeszłym sezonie moje czasy plasowały mnie w pierwszej szóstce. To pokazuje, że poziom biegowy jest solidny. Natomiast na skoczni wciąż pojawia się problem presji. Wtedy zdarzają się błędy, które - mimo że były już eliminowane - wracają w momencie napięcia. Dlatego głównym celem jest właśnie zachowanie chłodnej głowy, brak presji i spokojne skakanie. To dla mnie priorytet. 

Bardzo chciałam też podziękować mojemu partnerowi - Termom Chochołowskm, które podobnie jak w poprzednim sezonie, będą mnie wspierał także w tym zbliżającym się.

Zauważyłem, że w Pucharze Świata byłaś 14. najlepszą biegaczką, a w skokach - 24. Czyli recepta na sukces to poprawa skoków?

Dokładnie. To moja recepta na sukces i cel na przyszły sezon.

Czy teraz więcej czasu poświęcasz skokom niż biegom?

Szczerze powiem, że raczej nie. To też zależy od tego, w jakim okresie przygotowawczym jesteśmy. Cały czerwiec skupialiśmy się głównie na treningu biegowym. Do połowy lipca również dominowała ta część przygotowań, bo byliśmy na obozie stricte w Livigno. Później trochę zeszliśmy z obciążeń i pojechaliśmy na zgrupowanie bardziej skokowe do Planicy. Staramy się więc to wszystko wypośrodkować.

Ja potrzebuję skoczni, ale nie mogę zapominać o pracy nad formą fizyczną, bo – że tak powiem – świat nie śpi i dziewczyny też nie stoją w miejscu. Muszę więc trenować i utrzymywać dyspozycję. Natomiast jeśli przed samą zimą okaże się, że moja kondycja jest na odpowiednim poziomie, a trenerzy to potwierdzą, wtedy skupimy się głównie na skokach. Celem będzie wówczas wypracowanie jak najlepszej techniki i zwiększenie szansy, że przeniosę to później na starty w zawodach.

A jeśli chodzi o igrzyska – wiadomo, że we Włoszech nie będzie rywalizacji kobiet w kombinacji. Od tego zależy też przyszłość całej dyscypliny. Czy twoim zdaniem jest szansa, że kobieca kombinacja znajdzie się w programie kolejnych igrzysk?

Mocno walczy o to federacja narciarska, mocno walczą też same zawodniczki. Jest taka nadzieja i ja również ją mam - że po najbliższych igrzyskach usłyszymy informację: "Walczcie dalej, starajcie się, bo jesteście w programie na kolejne igrzyska”. I bardzo na to liczę.

Natomiast nikt dziś nie potrafi odpowiedzieć z pewnością, czy tak się stanie. Gdybym wiedziała, że kombinacja norweska kobiet będzie w programie, mogłabym już teraz powiedzieć, że walczę dalej, bo wiem, że mogłabym spełnić swoje marzenie i wystartować na igrzyskach. Niestety – na ten moment pozostaje tylko czekać i mieć nadzieję.

[ZT]138227[/ZT]

Jesteś  kobietą do zadań specjalnych. Na mistrzostwach świata w Trondheim niespodziewanie wkroczyłaś do drużyny kobiecej w skokach. To była decyzja podjęta w ostatniej chwili, czy jednak wcześniej planowana?

Nie, w ogóle to nie było zaplanowane. Dowiedziałam się o tym - i to nawet nie osobiście - tylko od mojej babci. Przeczytała jakiś artykuł w Internecie, zawołała mnie do pokoju i mówi: "Prawdopodobnie będziesz na mistrzostwach świata dołączona do drużyny dziewczyn”. A ja na to: "Babcia, ale skąd ty to wiesz?”. A ona odpowiada: "No, czytałam wywiad z Marcinem Bachledą i on mówił, że może tak być”.

I faktycznie – dwa dni później, to było jakieś dwa tygodnie przed mistrzostwami świata, może trochę krócej - spotkaliśmy się na siłowni z trenerem Marcinem. Zapytał mnie wtedy, czy byłaby taka możliwość, żebym dołączyła do drużyny. Ja nie byłam do końca przekonana, bo wiedziałam, że na tej skoczni będzie mi ciężko. Zdawałam sobie sprawę, że nawet jeśli bardzo bym chciała, to fizycznie mogłoby mi brakować sił, żeby naprawdę pociągnąć drużynę.

Jeszcze kiedy zobaczyłam tę niską belkę, to trochę załamałam ręce. Ale ostatecznie wystartowaliśmy – i taki właśnie był cel.

Ostatnio głośno było o manipulacjach sprzętowych Norwegów na MŚ. Ty też tam byłaś. Czy twoim zdaniem kara była adekwatna?

Trudno powiedzieć. Sport mocno opiera się dziś na sprzęcie i każdy stara się naginać przepisy. Dobrze, że to wykryto. Teraz kontrole są dużo bardziej restrykcyjne, co wyrównuje szanse mniejszych nacji. To sprawia, że większe znaczenie ma sama dyspozycja zawodnika.

Jakie są twoje sportowe marzenia?

Moim sportowym marzeniem od zawsze były igrzyska, więc mam cichą nadzieję, że uda mi się w nich wystartować – mimo że to wciąż odległy termin. Jeśli kombinacja norweska kobiet zostanie włączona do programu, to nastąpi to dopiero za pięć lat.

Myślę jednak, że moim marzeniem jest przede wszystkim czerpać radość z tego, co robię – usiąść na belce z chłodną głową, oddać skok i powtórzyć to, co wypracowałam na treningach. A wtedy będę mogła powiedzieć, że spełniłam jeszcze jeden cel: znaleźć się w pierwszej dziesiątce Pucharu Świata.

Na zakończenie - kto jest Twoim sportowym idolem i dlaczego?

Obserwuję wielu sportowców na świecie, ale jednego idola nie mam. Kiedyś był nim Thomas Morgenstern. Gdy byłam mała i zaczynałam skakać, byłam jego totalną fanką. Oglądałam każde zawody Pucharu Świata, a jeśli zdarzyło się, że nie mogłam, to zawsze dziadek albo ktoś z domu wołał mnie: "Chodź, Thomas na belce!” - i wtedy biegłam oglądać.

Dziś myślę, że inspirację czerpię z każdego. Wiem, ile pracy kosztuje bycie zawodowcem i jak ważna jest motywacja - szczególnie wtedy, gdy sama mam spadki formy czy gorsze chwile, jak każdy sportowiec. Ale jednego idola już nie mam.

Źródło Informacja własna

Co sądzisz na ten temat?

podoba mi się 0
nie podoba mi się 0
śmieszne 0
szokujące 0
przykre 0
wkurzające 0
Nie przegap żadnego newsa, zaobserwuj nas na
GOOGLE NEWS
facebookFacebook
twitter
wykopWykop
komentarzeKomentarze

komentarze (0)

Brak komentarza, Twój może być pierwszy.

Dodaj komentarz

0%