W alpejskim Pucharze Świata zbliża się okres najbardziej ikonicznych zjazdów sezonu. Ale zanim Wengen bądź Kitzbühel, specjaliści od długich nart zmierzą się w Bormio. Zmagania we włoskim ośrodku przyzwyczaiły nas do kolejnych zwycięstw Dominika Parisa, który nazywany jest Królem Stelvio. Teraz wydaje się jednak, że kultowy wyścig padnie łupem kogoś innego z listy startowej liczącej 56 zawodników. Kto ma na to szansę??php>
?php>?php>
?php>
fot. Andrea Miola ©?php>
Nazwa Stelvio znana jest nie tylko fanom narciarstwa alpejskiego, ale także kolarstwa. W obu tych dyscyplinach budzi postrach. Włoski kurort od lat organizuje prawdziwe wyzwanie dla najszybszych narciarzy świata. - Trasa w Bormio zawsze jest trudna, nierówna, a przy tych wyższych niż zwykle temperaturach będzie jeszcze bardziej... nierówniej - powiedział dla neveitalia.it po treningu Marco Odermatt. Na próbach Szwajcar nie pokazywał się w czołówce, zajmując dwukrotnie 18. miejsce. W zjazdach treningowych dobrze zaprezentowali się Christof Innerhofer i Mattia Casse, ale reprezentanci gospodarzy nas akurat przyzwyczaili, że w treningach zajmują zdecydowanie wyższe miejsca niż później w zawodach. Tak samo jak Dominik Paris przyzwyczaił nas do nieszarżowania w treningach. Jednak w tym sezonie Włoch w punktowanych wyścigach nie poprawia uzyskanych wcześniej lokat.
?php>?php>
Król Stelvio szuka formy?php>
Nie ma co ukrywać, Dominik Paris jest aktualnie w fatalnej dyspozycji. W Val Gardenie nie znalazł się on nawet w punktującej trzydziestce (40 i 42 miejsce). Jedyne zjazdowe punkty sezonu to 20. miejsce w Beaver Creek. Czas więc na przełamanie, a gdzie Król Stelvio może się przełamać jak nie w Bormio? To tu Włoch wygrał zjazd sześciokrotnie, dokładając jeszcze jeden triumf w supergigancie. Mimo, że rok temu już Włoch nie miał najlepszego sezonu, to właśnie na trasie Stelvio odniósł pierwsze z dwóch zwycięstw sezonu. Rozgrywany przy własnej publiczności zjazd na zboczu Vallecetty jest dla Dominika Parisa magiczny. W środę na trasę ruszy z numerem czternastym.
?php>?php>
Te same nazwiska, ale bez Feuza?php>
Zjazdowa lista faworytów jest taka sama jak zazwyczaj: Mayer, Kriechmayr, Odermatt i Kilde. Ostatni z wymienionych zdominował drugi trening. Lider zjazdu był także najlepszy w drugim, bardzo dziwnym wyścigu na Saslongu. W Val Gardenie działy się niespotykane rzeczy i czołową dziesiątkę oblegali zawodnicy nienależący do czołówki, chociażby Mattia Casse zaliczył przejazd życia i stanął po raz pierwszy w karierze na podium. Drugie miejsce Johana Clarey przypadkiem raczej nie było, co udowodnił dzień wcześniej przegrywając podium z Matthiasem Mayerem o jedną dziesiątą sekundy.
?php>Do najlepszej grupy zjazdowców wbił się w końcu James Crawford. Kanadyjczyk zajmuje aktualnie szóste miejsce w klasyfikacji zjadowej. Wcześniej losowany wśród numerów 1-5 lub 16-20, teraz na liście startowej znajduje się wśród najlepszych. Choć numer w zjeździe nie ma takiego znaczenia, a nawet wyższy może być korzystniejszy, co pokazał zjazd w Val Gardenie. Na liście startowej zabraknie Beata Feuza, który przekazał przed świętami zaskakującą informację o planowanym końcu kariery. Szwajcar pożegna się z kibicami 21 stycznia w Kitzbühel, a jeszcze wcześniej wystartuje w Wengen.
?php>Start zjazdu zaplanowany został na 11:30. Jako pierwszy z bramki startowej ruszy Stefan Rogentin. Oprócz zjazdu panów, kibiców narciarstwa alpejskiego czeka w środę także gigant pań z udziałem Polek.
?php>?php>Źródło: informacja własna/neveitalia.it
Brak komentarza, Twój może być pierwszy.
Dodaj komentarz