Co roku w środku stycznia przychodzi taka niedziela, że ponad 30 tys. kibiców zbiera się pod trasą, a miliony przed ekranami by oglądać najbardziej odważnych narciarzy na najbardziej szalonej trasie alpejskiego PŚ. Trasa Lauberhorn w Wengen jest tak trudna, że pewnie w dzisiejszych czasach nie dostałaby homologacji jako trasa PŚ, ale wygranie na niej jest marzeniem każdego alpejczyka. W tym roku kibiców pod trasą będzie pewnie jeszcze więcej, bo szwajcarscy zawodnicy spisują się znakomicie w tym sezonie, a Marco Odermatt jest głównym faworytem do zwycięstwa.
Wengen do XIX wieku była małą rolniczą wioską w szwajcarskich Alpach, nieznaną nikomu spoza regionu Jungfrau. Wioskę rozsławili dopiero brytyjscy pisarze, którzy dotarli tam na początku XIX wieku i opisali jej wdzięki w swojej twórczości. George Byron umieścił tam akcję swojego poematu Manfed. Małżeństwo Shelley – Mary (autorka powieści Frankenstein) i Percy Bysshe (słynny poeta) stworzyło natomiast bardzo popularny w wyższych brytyjskich sferach przewodnik turystyczny, w którym były też informacje o wiosce Wengen.
W dalszej części XIX wieku do wioski zaczęło więc przyjeżdżać coraz więcej angielskich turystów, na tyle dużo, że wybudowano w Wengen nawet kościół anglikański. Brytyjczycy też byli pionierami (zorganizowanego) narciarstwa w Wengen, na początku XX wieku powstał pierwszy profesjonalny klub narciarski. Arnold Lunn, brytyjski arystokrata i wieloletni działacz tego klubu na początku lat 20-tych XX wieku stworzył nowy format rywalizacji narciarskiej – slalom, który początkowo polegał na zjeździe przez las, gdzie trzeba było omijać drzewa. Od lat 20-tych XX wieku rozgrywano też w Wengen mistrzostwa Wielkiej Brytanii w zjeździe.
Pod koniec lat 20-tych XX wieku wśród Szwajcarów, a szczególnie wśród szwajcarskich instruktorów narciarskich narastało niezadowolenie z faktu, że angielscy narciarze zaczynają dominować w ich górskiej dyscyplinie. Kilku pasjonatów postanowiło więc zorganizować zawody narciarskie na trasie na tyle trudnej, by pokazać kolegom z północy, że jeszcze wiele mogą się nauczyć od lokalnych górali.
Tak powstała trasa zjazdowa na stoku góry Lauberhorn. Pierwsze zawody odbyły się w 1930 roku. Zjazd wygrał wtedy Christian Rubi, który wraz z Ernstem Gertschem jest uważany za ojca zawodów w Wengen. Slalom i kombinację wygrał Brytyjczyk Bill Bracken, ale to były pierwsze i ostatnie brytyjskie zwycięstwa w Wengen, a zawody te rozgrywane są corocznie do dziś z zaledwie kilkoma wyjątkami, kiedy nie udało się ich zorganizować.
Trasa wytoczona przez Gertchma i Rubiego, być może niespodziewanie dla samych twórców stała areną corocznych zmagań najlepszych narciarzy alpejskich z całego świata. Od samego początku, czyli od 1967 roku jest areną PŚ. Przez 95 lat istnienia wielokrotnie ją poprawiano, dodawano nowe elementy, m. in. Russisprung (Skok Russiego), który miał uatrakcyjnić wyścig dla telewizji. Na trasie wytyczono też dodatkowe zakręty (np. Panorama), aby nieco zmniejszyć prędkość zawodników, która w ciągu lat rosła wraz z coraz szybszym sprzętem. Nie zmienił się natomiast zasadniczy trzon trasy, wraz z miejscem startu (gdzie domek startowy jest postawiony na stałe) i metą.
Poszczególne fragmenty trasy dostawały zaś nazwy zazwyczaj na cześć zawodników, którzy mieli w danym miejscu problemy lub wypadli z trasy. Jest więc Canadian Corner na którym wywróciło się w 1976 roku dwóch Crazy Canucks - Ken Read i Dave Irwin, Österreicherloch (austraicką dziurę), gdzie w 1954 roku wypadki miało trzech Austriaków, czy słynny Kernen-S, gdzie znakomity szwajcarski zawodnik wypadł i mocno się poturbował w 1997 roku.
Jest to obecnie zdecydowanie najdłuższa trasa w alpejskim PŚ – ma 4,27 km i jedzie się nią ok. 2,5 minuty. Niektóre fragmenty są zupełnie wyjątkowe w obecnym PŚ, jak choćby przejazd tunelem pod kolejką górską, gdzie szerokość trasy wynosi zaledwie 9 metrów. Na tej trasie zanotowano też najwyższą prędkość w historii alpejskiego PŚ. Francuzowi Johanowi Clarey zmierzono prędkość 161.9 km/h w 2013 roku. Od 1930 r. do 2020 roku w Wengen rozgrywano zjazd, slalom i kombinację. Od 2021 roku, ze względu na niskie zainteresowanie zrezygnowano z rozgrywania kombinacji i zastąpiono ją supergigantem rozgrywanym również na Labeuhornie, ale z niższego startu.
Od pierwszych zawodów w 1930 roku do końca drugiej wojny światowej (do neutralnej Szwajcarii wojna nie dotarła, można więc było rozgrywać zawody) tylko raz zjazdu na Lauberhorn nie wygrał Szwajcar (w 1934 wygrał Austriak Richard Werle). Sytuacja odwróciła się w latach 50-tych, kiedy seryjnie zaczęli zwyciężać Austriacy. W kolejnych dekadach również najczęściej zwyciężali reprezentanci Austrii, ale także Francji, Włoch, Niemiec, Kanady, Stanów Zjednoczonych, czy nawet Luksemburga (Marco Girardelli). Gospodarzom też zdarzały się pojedyncze wygrane, ale dopiero w XXI wieku nadszedł prawdziwy renesans szwajcarskiego narciarstwa - z ostatnich 14 zjazdów w Wengen wygrali 7. Ogólnie w historii Austriacy mają 31 zwycięstw w zjeździe na Lauberhorn, a Szwajcarzy 29. Wiele wskazuje, że w tym roku różnica ta jeszcze może się zmniejszyć.
Zdecydowanym faworytem wydaje się być bowiem Marco Odermatt, będący wyraźnym liderem klasyfikacji zjazdowej w tym sezonie i ubiegłorocznym zwycięzcą. Jeśli nie on to tuż za nim w klasyfikacji zjazdowej jest kolejnych 3 Szwajcarów: Alexis Monney, Franjo von Almenn i Justin Murisier. Na uwagę zasługuje szczególnie ten drugi, który jest najrówniejszy, a na liście poprzednich zwycięzców występuje kilku jego przodków. Nie można zapominać oczywiście też o innych nacjach. Vincent Kriechmayer wygrywał tu już dwukrotnie, a na treningu dobrze pokazali się Amerykanin Cochrane-Siegle, Włoch Matia Casse, czy Norweg Adrian Smiseth-Sejestred.
Czy więc Szwajcarzy będą się cieszyć ze zwycięstwa swojego zawodnika? Dowiemy się już w sobotę po godzinie 13.
Brak komentarza, Twój może być pierwszy.
Dodaj komentarz