Zamknij

"Wylałam dużo łez. Jakbym opuściła swoje ciało". Biathlonistki szczerze podsumowują igrzyska

16:39, 16.02.2022 Mateusz Wasiewski
Skomentuj

Polskie biathlonistki niemal zakończyły zmagania na igrzyskach olimpijskich w Zhangjiakou. Naszej ekipie pozostał jedynie bieg masowy z udzialem Moniki Hojnisz-Staręgi. Podopieczne Adama Kołodziejczyka w rozmowie z nami podsumowały imprezę czterolecia w Chinach. Szczerych słów nie zabrakło.

fot. Sportsinwinter.pl

Bezsilna Kamila

Kamilę Żuk w normalnej dyspozycji na pewno byłoby stać na to, żeby powalczyć o awans do biegu masowego. Niestety niedyspozycja zdrowotna i samopoczucie nie pozwoliły jej na pokazanie pełnego potencjału. 24-latka dokonywała wszelkich starań, żeby podnieść się przed zmaganiami drużynowymi i jak zawsze dać z siebie wszystko. Nie udało się.

- Po starcie czuję żal i złość z tego powodu, że zawiodłam team. Tak bardzo wierzyłam w naszą sztafetę, tak bardzo byłam zmotywowana, a znowu nie dałam rady. Robiłam wszystko, żeby przygotować się jak najlepiej do sztafety. Chciałam zebrać dużo sił i odpowiednio się zregenerować.  Okazało się, że znowu ledwo dobiegłam - przyznała Żuk w rozmowie z nami.

Do rywalizacji podeszła z nowymi nadziejami, lecz niestety nie zatrzymała przykrego przebiegu zdarzeń podczas igrzysk w Zhangjiakou. - Stając na starcie, dałam sobie nową szansę. Chciałam udowodnić sobie, że forma ze sprintu po prostu wiązała się z niedyspozycją tamtego dnia, ale po pokonaniu pierwszego podbiegu poczułam, jakby ktoś spuścił ze mnie całą energię. Czułam się totalnie bezsilnie, pusto. Później już każdy kolejny kilometr był walką, widziałam tylko jak rywalki mi uciekają, a ja nie jestem w stanie nic z tym zrobić. Byłam sparaliżowana. Na strzelnicy zachowałam maksymalne skupienie, ale wiatr lekko zelżał w porównaniu do przestrzeliwania - zrelacjonowała.

Mimo słabości, mistrzyni Europy pamiętała o zespole. Walka dla swoich koleżanek była dla niej zdecydowanie najważniejsza. - Bardzo chciałam wesprzeć drużynę, a wyszło na to, że dziewczyny musiały nadrabiać to, co ja straciłam. Ogromnie dziękuję za to i za wsparcie, bo chyba jak nikt inny wiedziały, że naprawdę jest mi tak ciężko jak nigdy - podsumowała.

Kinga: "Wysokość dała w kość"

Nieudane starty ma też za sobą Kinga Zbylut. 26-latka już od okresu przygotowawczego zmagała się z wieloma problemami, w tym kontuzją. W trakcie sezonu można było się obawiać o jej dyspozycję biegową i strzelanie w pozycji stojącej. Należało liczyć na to, że Zbylut przygotuje jak najlepszą dyspozycję na imprezę czterolecia. Starty w Chinach nie ułożyły się jednak po jej myśli.

 - Tak naprawdę podczas sztafety czułam się najlepiej na przestrzeni całych igrzysk. Dałam z siebie więcej niż wszystko. Biegowo nie byłam w stanie więcej zrobić. Strzelanie szło dobrze. Ten ostatni strzał na stójce... Po pierwszym pudle zachowała jeszcze spokój. Potem jednak pojawiły się nerwowe myśli o tym, że ja nie mogę sobie tego zrobić i dołożyć 150 m do przebiegnięcia - powiedziała pół żartem, pół serio, polska biathlonistka.

- Na szczęście udało mi się dobić tę nieszczęsną stójkę. Cieszę się, że nie zrobiłam tego, co w Oestersund oraz Anterselvie - dodała. Tam podczas Pucharu Świata Kinga biegała karne rundy. Tym razem obyło się bez tego.

Kinga Zbylut skomentowała dla nas wszystkie starty na obiekcie w Zhangjiakou. - Te igrzyska były dla mnie bardzo trudne. Bieg indywidualny? Straszne doświadczenie, a sprint niewiele łatwiejszy. Lecąc do Chin, nie spodziewałam się, że będę zmagać się z tak słabym samopoczuciem. Nie ukrywam, że klimat dał mi mocno w kość. Nie wiem, jak dziewczyny dały radę startować w takich warunkach - uznała. W tegorocznych igrzyskach mimo wszystko widzi też pozytywy. - Pomimo ograniczeń związanych z pandemią koronawirusa, czuć było olimpijską atmosferę. Najlepsze wspomnienia pozostaną po ceremonii otwarcia. Emocje w pewnym sensie pozostaną na długo, tego jestem pewna - odrzekła.

Anna o dalszej karierze

Pierwsza konkurencja dla biathlonistek na tych igrzyskach była najtrudniejsza również dla Anny Mąki. Zakopianka podkreśliła, że takiego czegoś jeszcze w swojej karierze nie doświadczyła. - Bieg indywidualny był najgorszym startem w moim życiu. To nawet nie był bieg, tylko marsz. Czułam się, jakbym opuściła swoje ciało i patrzyła na siebie z boku - wyznała nam Mąka.

Powrót na właściwą ścieżkę po takim sportowym dramacie stanowił dla niej wyzwanie. - Udało się pozbierać i sprint wyszedł mi dużo lepiej. Wiadomo, że nie wykorzystałam swoich atutów, a konkretnie umiejętności strzeleckich, ale chyba tak jest - kiedy za bardzo się chce, to coś nie wychodzi. Cieszę się, że zdołałam się pozbierać na sztafetę. Powiedziałam sobie, że zrobię wszystko, co w mojej mocy. Oddałam serce na trasie i strzelnicy. W końcu polubiłam się ze strzelnicą i dobrze odpracowałam strzelanie. Szkoda tego miejsca, ale tak widocznie miało być. Na dzień dzisiejszy na to nas było stać - przyznała 29-letnia zawodniczka.

Anna nie ukrywa, że nie spełniła celów, jakie sama sobie postawiła przed wyjazdem do Chin. Czuje zawód, ale chce z jak najlepszym nastawieniem podejść do kolejnych startów, bo przecież sezon nie dobiegł końca. - Mam nadzieję, że teraz wszystko będzie szło w lepszym kierunku. Cieszę się, że w ogóle znalazłam się na igrzyskach. Jeśli ktoś zna moją historię, to wie, że jeszcze kilka lat temu nie byłam w kadrze - przypomniała.

- Wiem, że stać mnie na więcej i mogę jeszcze więcej - dodała. Nasza biathlonistka odwołała się też do niepokojących komentarzy kibiców, którzy dopatrzyli się symbolu końca jej kariery. Gdzie? W stylu, w jakim pokonała finiszową prostą podczas sztafety. - Nie, to nie był finisz kończący moją karierę. Po prostu stwierdziłam, że wylałam wystarczająco dużo łez tutaj w Chinach i przynajmniej pomacham do kibiców, którzy z tego gestu bardzo się ucieszyli. Odebrali to bardzo pozytywnie - uspokoiła.

Monika przed ostatnią szansą

W grze na igrzyskach pozostała Monika Hojnisz-Staręga. Przed liderką polskiej kadry bieg masowy. Start w ostatniej konkurencji wywalczyła sobie dzięki dobrym wynikom osiąganym podczas olimpijskich zmagań. Chorzowianka indywidualnie plasowała się odpowiednio na dwudziestej, szesnastej oraz dziewiątej lokacie.

Brązowa medalistka mistrzostw globu z 2013 roku otwierała naszą sztafetę. Swoją zmianę zakończyła na czternastym miejscu. Hojnisz-Staręga spodziewanie nie jest zadowolona ze swojego występu. - Oczekiwania na pewno były większe. Śmiało mogę powiedzieć, że dziś nie pokazałam tego, co bym chciała. Niepowodzenie na strzelnicy spowodowało, że straciłam kontakt z grupą. Wtedy już zupełnie inaczej się biegnie - powiedziała w rozmowie z nami.

Monika zapewniła, że każda z zawodniczek pokazała sto procent swoich aktualnych możliwości. Z różnych przyczyn poziom zaprezentowany podczas środowego biegu nie był tak wysoki, na jaki stać reprezentantki biało-czerwonych barw. -  Wiem na pewno, że każda z nas dala swoje 100 procent. Widocznie obecnie tylko na tyle było nas stać - powtórzyła słowa swoich koleżanek z kadry.

Teraz skupienie przeniesie się na masówkę. Polka odczuwa trudy startów w Chinach, ale zapowiada walkę w ostatnim starcie. - Zmęczenie się kumuluje, ale mam nadzieję, że uda mi się w miarę możliwości zregenerować do soboty. Wtedy na trasie zostawię wszystko, co mam. Chcę się tym cieszyć, bo dostałam, a raczej wywalczyłam, szansę udziału w mass starcie. Co ma być, to będzie - zakończyła.

Źródło: informacja własna

(Mateusz Wasiewski)

Co sądzisz na ten temat?

podoba mi się 0
nie podoba mi się 0
śmieszne 0
szokujące 0
przykre 0
wkurzające 0
facebookFacebook
twitterTwitter
wykopWykop
komentarzeKomentarze

komentarz(0)

Brak komentarza, Twój może być pierwszy.

Dodaj komentarz

0%