Zamknij

Planica 2023. Ważny sprawdzian polskiego trenera. Zografski powalczy o czołówkę. "Przyjdzie stabilizacja" [WYWIAD]

07:35, 24.02.2023 Maciej Tryboń Aktualizacja: 17:11, 06.03.2023
Skomentuj

Mistrzostwa świata w Planicy będą poważnym sprawdzianem nie tylko dla skoczków. O swoje walczą też trenerzy. Pierwszy taki egzamin w roli głównego szkoleniowca będzie miał Grzegorz Sobczyk. Były trener polskich skoczków poprowadzi Władimira Zorgrafskiego. Jak sam twierdzi, Bułgara stać na świetny wynik. - Władimir ma teraz 29 lat. Jest to optymalny wiek, żeby fajnie skakać - mówi nam Sobczyk.

Po ostrym zamieszaniu na koniec ubiegłego sezony, Grzegorz Sobczyk zakończył współpracę z kadrą polskich skoczków. Na nową rolę nie musiał jednak zbyt długo czekać. Podjął bowiem pracę w roli głównego trenera Bułgarów. A to w zasadzie jednoosobowa kadra w postaci Władimira Zografskiego.

Celem było przede wszystkim ustabilizowanie byłego mistrza świata juniorów na poziomie czołowej trzydziestki PŚ. To na razie nie do końca się udało, ale wiadomo, że Zografski zdobył już w tym sezonie dwa razy więcej punktów, niż w swoich najlepszych sezonach. Teraz czas na mistrzostwa świata, w których - zdaniem Sobczyka - jego zawodnik może zakręcić się nawet w czołowej dziesiątce. To byłby wynik wręcz spektakularny.

- Latem Władimir skakał dobrze i to pokazywało, że jest w stanie. W Rumunii zajął trzecie miejsce. Oczywiście nie było tam najlepszych na świecie zawodników, ale później na mniejszej skoczni w Hinzenbach wskoczył na 6. miejsce. Także potencjał ma, ale zobaczymy - mówi w rozmowie z nami polski trener.

fot. M. Rudzińska

Maciej Tryboń: Właśnie rozpoczynają się mistrzostwa świata. Jakie cele ma pana podopieczny, Władimir Zografski?

Grzegorz Sobczyk: Nie pracujemy ze sobą długą, ale po treningach widać, że radzi sobie dobrze na normalnej skoczni. Myślę, że cały nasz zespół cieszyłby się, gdyby udało się zająć miejsce w czołowej dziesiątce.

To ambitny cel. Jak do tej pory, jego najlepszym wynikiem na mistrzostwach świata było miejsce 30. w Falun i Innsbrucku. Sądzi pan, że jest szansa, aby tę lokatę poprawić?

Latem Władimir skakał dobrze i to pokazywało, że jest w stanie. W Rumunii zajął trzecie miejsce. Oczywiście nie było tam najlepszych na świecie zawodników, ale później na mniejszej skoczni w Hinzenbach wskoczył na 6. miejsce. Także potencjał ma, ale zobaczymy. Pamiętajmy, że skoki to taki sport, w którym nie wszystko zależy od samego zawodnika. Jest jeszcze wiatr i przeliczniki. Także musi się wszystko dobrze ułożyć, żeby udało się wywalczyć pierwszą dziesiątkę.

Jeżeli dobrze liczę jest Pan już trenerem Zografskiego od 8 miesięcy. Jakie były cele na ten sezon? Czy wszystkie cele udało się zrealizować i czy jest pan zadowolony z tego okresu?

Tak i nie. Zadowolony jestem z tego, że zawodnik mógł się przenieść do Polski. Federacja zapewniła mu ten byt i że może mieszkać w Zakopanem. Dzięki temu bazę treningową mogliśmy mieć w Centralnym Ośrodku Sportu. Na pewno liczyliśmy na trochę lepsze występy i regularne punkty w Pucharze Świata. Z drugiej strony wiem, że jest to coś nowego dla tego zawodnika. W przyszłości na pewno będziemy do tego dążyć, żeby był w pierwszej trzydziestce regularnie. Uważamy, że w tym sezonie Władimir Zografski był w stanie skakać na miejsca w czołowej piętnastce, czyli pośrodku pucharowej stawki. Wszystko jeszcze przed nami. Zobaczymy, jak to będzie wyglądać w następnych latach.

Często mogliśmy obserwować, że o ile Zografski potrafił skoczyć dobrze w pierwszej serii, o tyle drugi skok był już słabszy. Jak ustabilizować jego formę?

Może to dziwnie zabrzmi, ale potrzeba po prostu doświadczenia w skakaniu w dwóch seriach i oddawaniu równych prób. Władi rzeczywiście często potrafił oddawać skoki na miejsca 10. czy 13., a to gwarantowało mu punkty. Wcześniej zazwyczaj w ciągu sezonu było to maksymalnie 30 pkt. W tym momencie udało się mu zdobyć już 61 pkt. Tak jak pan zauważył, zawsze brakuje tego drugiego skoku. Myślę, że jak zacznie regularnie meldować się w drugiej serii, przyjdzie stabilizacja.

Są plany, żeby zwerbować jeszcze jednego zawodnika, który mógłby skakać w duecie.

Jakiś czas temu wraz ze swoimi współpracownikami odwiedził pan Bułgarię. Jak widzi trener przyszłość bułgarskich skoków?

Jest tam grupka dzieciaków, która dobrze się rozwija. Wiemy, jak to w sporcie jest. Kiedy Adam Małysz zaczął dobrze skakać, to potem każdy w Polsce chciał być skoczkiem. Czekamy na taki przebłysk Władimira, który pokaże tym dzieciakom, że zawodnicy czy zawodniczki z Bułgarii mogą się liczyć na świecie. Na pewno by to pomogło. Bułgarska federacja bardzo się stara i pomaga klubom sportowym. Idzie to w dobrym kierunku. Niestety, w Bułgarii nie ma skoczni, na których można profesjonalnie trenować. Ale jest plan, który zakłada, że jeżeli my będziemy z Władimirem trenować w Zakopanem lub w Planicy, to zawodnicy z Bułgarii będą przyjeżdżać na obozy i trenować na małych skoczniach.

FIS wprowadził do Pucharu Świata konkursy duetów, które mają za cel właśnie możliwość wystawienia drużyny przez mniejsze kadry narodowe. Czy jest szansa na to, że w najbliższych latach zobaczymy reprezentację Bułgarii podczas zawodów w tej właśnie formule?

Miejmy nadzieję, bo plan taki jest. Może trochę zwariowany. Na razie za wcześnie, żebym to zdradzał. Zobaczymy, w jakim to kierunku pójdzie. Ale są plany, żeby zwerbować jeszcze jednego zawodnika, który mógłby skakać w duecie.

Po raz kolejny w tym sezonie mieliśmy kilka dyskwalifikacji związanych z niewłaściwym sprzętem. Po zawodach w Kulm doszło także do przecieku do mediów, w którym to anonimowy skoczek skarżył się na próby omijania przepisów oraz na kontrole sprzętu. Te według niego mają nie być do końca sprawiedliwe. Jak Pan sądzi, czy nowinki sprzętowe i ten wyścig technologiczny odegra jakąś rolę podczas mistrzostw świata w Planicy?

Ciężko mi coś powiedzieć. Ja żyje dobrze z kontrolerem oraz innymi osobami z FIS-u. My nie narzekamy i stosujemy się do wszystkich zasad. Nie mieliśmy w tym sezonie ani jednego problemu czy dyskwalifikacji. Wcześniej Władimir Zografski miał bardzo dużo wykluczeń. W tym sezonie uniknęliśmy kłopotów. Idziemy zawsze przed zawodami sprawdzić kombinezon, czy wszystko jest dobrze. Oby nadal obywało się bez dyskwalifikacji. Czy będzie jakiś przełom? Myślę, że nie. Każda ekipa trochę sobie pomaga i kombinuje. Jeżeli miałaby nastąpić jakaś straszna rewolucja, to podejrzewam nikt nie mógłby wystartować w Pucharze Świata.

W tym sezonie dosyć często decyzje jury budziły kontrowersje. Niektórzy zawodnicy zostali puszczani na stracenie. Kiedyś Gregor Schlirenzauer przeskakiwał skocznię i pukał się w głowę w stronę jury, co doprowadziło do wprowadzenia przeliczników za wiatr. Czy teraz też są potrzebne radykalne kroki?

Przede wszystkim współczuję Borkowi Sedlakowi. To jest naprawdę ciężka praca. Czasem sytuacja na skoczni zmienia się co parę sekund. Niestety, nie jest w stanie upilnować wszystkiego. Widzieliśmy taką sytuację właśnie w Kulm, gdzie Słoweniec odleciał bardzo daleko. Przyszedł wiatr, który pomógł mu w tym skoku i ciężko było to upilnować.

Myślę, że będą następcy. Thomas Thurnbichler jest naprawdę cwany i bardzo inteligentny.

Potem był jeszcze skok Timiego Zajca w Willingen.

Owszem. Ciężko jest ustalić rozbieg. Zawodnicy pukają się w głowę albo gdy skoczą bardzo daleko, albo bardzo krótko. Borek nie jest w stanie regulować belki dla każdego zawodnika. Taki to jest sport. Nie trenujemy, nie skaczemy i nie rozgrywamy zawodów na hali, gdzie warunki nie mają wpływu, tylko na świeżym powietrzu. Takie przypadki będą.

Mija już niemal rok od czasu, jak pan zakończył współpracę z naszą reprezentacją. Tęskni pan za pracą z kadrą Polski?

Z tymi trenerami czy zawodnikami mam ciągle kontakt. Jeździmy na Puchary Świata. Spotykamy się w Zakopanem na treningach. Także to nie jest tak, że ja się oddaliłem bardzo daleko. Jesteśmy ciągle dobrymi kumplami. Dla mnie praca w kadrze Bułgarii to coś nowego. Całe życie byłem asystentem. Jak dobrze liczę, to jakoś od 16 lat. Już dawniej myślałem, kiedy jeszcze Stefan Horngacher był głównym trenerem, to myślałem o tym, żeby przejąć kadrę juniorów albo kadrę B. Niestety, Stefan nie chciał się na to zgodzić. Chciał, żebym przy nim został i pomagał mu. Po tym roku stwierdziłem, że może czas coś zmienić w swoim życiu i pracować na własne konto.

Jak według trenera będzie wyglądać kadra A po igrzyskach olimpijskich we Włoszech. Czy kibice muszą szykować się na chude lata polskich skoków czy może jednak mamy następców mistrzów?

Myślę, że będą następcy. Thomas Thurnbichler jest naprawdę cwany i bardzo inteligentny. Wiadomo, że nie da się tego zbudować w ciągu jednego roku. Ta praca, którą wykonali wcześniej Stefan Horngacher i Michal Doleżal, przyniesie efekty. Pamiętamy wszyscy, że martwiliśmy się też, gdy Adam Małysz kończył karierę i powiedział, że to jego ostatni sezon. Za moment wyskoczył Kamil, Dawid, Piotrek. Pojedynczy sezon miał dobry Andrzej Stękała, czy Kuba Wolny. Ci chłopcy się odblokują. Myślę, że nie będzie tak źle, jak wszyscy sobie to wyobrażają

A gdzie Grzegorz Sobczyk widzi się np. za 5 lat? I jakie cele stawia sobie trener na najbliższy czas?

Ciężkie pytanie, bo nigdy nie biegnę tak daleko do przodu. Dla mnie liczy się ten dzień, który jest i następny, w którym mamy wykonać jakąś pracę. Ciężko powiedzieć, jak się to wszystko rozwinie. Władimir ma teraz 29 lat. Jest to optymalny wiek, żeby fajnie skakać. Na razie mam podpisany kontrakt do kwietnia i potem zobaczymy, czy coś się zmieni.

(Maciej Tryboń)

Co sądzisz na ten temat?

podoba mi się 0
nie podoba mi się 0
śmieszne 0
szokujące 0
przykre 0
wkurzające 0
facebookFacebook
twitterTwitter
wykopWykop
komentarzeKomentarze

komentarz(0)

Brak komentarza, Twój może być pierwszy.

Dodaj komentarz

0%