Aleksander Aamodt Kilde pojawił się podczas inauguracji sezonu w Sölden, jednak nie w roli zawodnika, a kibica. Niestety przez komplikacje zdrowotne po upadku na trasie zjazdowej w Wengen norweski mistrz musiał zrezygnować ze startów w rozpoczętym przed dwoma tygodniami sezonie. Gwiazda narciarstwa alpejskiego w rozmowie z Derstandard opowiedziała o trudnym i skomplikowanym powrocie po kontuzji oraz o sytuacji w kadrze Norwegii.
W styczniowych zawodach w zjeździe w Wengen Aleksander Aamodt Kilde zaliczył bardzo groźny upadek. Jak przyznaje po długim czasie zawodnik, była to jego wina - Ze spokojem patrzę wstecz. Upadek był moją winą. Byłem niesamowicie zmęczony i chory. Na tę katastrofę złożyło się kilka zmiennych. Ale wszystko jest w porządku. Wiem, że nigdy więcej nie popełnię tego błędu. Jak mówi sportowiec, rozmiary obrażeń wstrząsnęły nim na tyle, że myślał on nawet o zakończeniu kariery. - Byłem zszokowany rozmiarem tego. Do tego stopnia, że nie byłem pewny, czy dam radę i czy chcę wrócić do sportu. Tego wszystkiego było dla mnie za dużo. Dopiero kilka miesięcy później, kiedy zrobiłem postępy, zacząłem czuć się lepiej.
Powrót do pełni zdrowia również nie jest prosty. Kolejne komplikacje spowodowały, że kibice nie będą mieli okazji zobaczyć swojego idola na alpejskich trasach tej zimy - Infekcja kości barkowej zniszczyła połączenie z mięśniem. Choroba zaczęła atakować także samą kość. Muszę poczekać, aż infekcja ustąpi, zanim będę mógł poddać się kolejnej operacji. Robię wszystko, co w mojej mocy, aby stało się to wkrótce. Mogło być znacznie gorzej. Byłem na skraju zatrucia krwi. To mogłoby zagrażać życiu. Jak mówi Kilde cała sytuacja miała, także pozytywny aspekt. Alpejczyk jest wdzięczny za wsparcie, jakie otrzymał i pomogło mu to zrozumieć, że inni widzą w nim nie tylko sportowca, ale i człowieka. - Nie chodzi tylko o jazdę na nartach. Miło było mi zobaczyć, że mogę być kimś więcej niż tylko sportowcem. I zdałem sobie sprawę, że mam fantastycznych sponsorów. Jeśli nie będę się ścigał, nikomu to nie pomoże. Mimo to są przy mnie w złych chwilach. To mi mówi, że zrobiłem w życiu kilka rzeczy dobrze.
Dla Aleksander Aamodt Kilde jak sam przyznaje, ważna jest współpraca w grupie. Co ciekawe to właśnie drużyna jest jego siłą i to ona napędza go do powrotu na alpejskie trasy. - Kocham to, co robię. Mam pasję nie tylko do sportu, ale także do pewnego stylu życia. Teraz gdy przez wiele miesięcy byłem z dala od kolegów z drużyny, zdałem sobie sprawę, że za tym tęsknię. Uważam to za świetne uczucie. To pokazuje mi, że naprawdę chcę wrócić i daje mi dużą motywację do rehabilitacji. W Sölden spędzałem czas z kolegami z drużyny, nie wchodząc im zbytnio w drogę. Może to być dla nich trudne, gdy w zespole są ludzie w zupełnie innym nastroju, którzy nie muszą się ścigać. Chcę poczuć atmosferę zespołu i wnieść swoje doświadczenie. Naprawdę dobrze działa na moją psychikę to, że tu jestem.
Norweskim alpinizmem wstrząsnęła w poprzednim sezonie informacja o pożegnaniu z kadrą Lucasa Braathena. Aleksander Aamodt Kilde nie bierze jednak pod uwagę podjęcia decyzji o pracy w jednoosobowym zespole tak jak wspomniany wcześniej alpejczyk czy Henrik Kristoffersen. Gwiazdor sportów zimowych uważa, że jego siłą jest praca w grupie. - Nie jest łatwo jeździć na nartach w pojedynkę, bez otoczenia. I tak byliśmy małym zespołem, bo do drużyny należałem tylko ja i Adrian Sejersted. Latem przyjemniej jest trenować z innymi. Również z Mikaelą (Shiffrin. Narzeczoną Kilde).
- Moje życie jest bogatsze, bardziej ekscytujące i dające więcej satysfakcji, kiedy dzielę czas z innymi ludźmi. W ten sposób mogę się czegoś nauczyć. Zawsze lubiłem otaczać się sportowcami, którzy są lepsi ode mnie. Chciałbym pomóc też młodszym kolegom. To mi wiele daje i dzięki temu się rozwijam - dodaje Kilde.
Norweski zawodnik rozumie jednak, że są sportowcy, którzy wolą pracować indywidualnie. - Niektórzy ludzie chcą pracować samotnie. Nie ma sprawy, więc rób swoje. Nie chcemy w zespole nikogo, kto nie chce w nim być. Jeśli jednak ktoś odejdzie z naszej drużyny, zrobiliśmy coś nie tak. Musimy zadać sobie pytanie, dlaczego dana osoba odchodzi i musimy być gotowi na zmianę.
Źródło: Derstandard
Brak komentarza, Twój może być pierwszy.
Dodaj komentarz