Zamknij

Thurnbichler przywrócił blask mistrzom? Czas na pierwszy sprawdzian polskich skoczków [felieton]

08:00, 19.07.2022 Aleksandra Kuzioła
Skomentuj
reo

Przejęcie polskiej kadry przez Thomasa Thurnbichlera to dla biało-czerwonych szansa, by wrócić na sam szczyt. Doniesienia z przygotowań do sezonu wydają się optymistyczne. Ale czy to przełoży się na sukcesy w zawodach?

Screen - PZN

Potrzebny powiew świeżości

Myślę, że po zakończeniu poprzedniego sezonu zimowego mało kto mógł zaprzeczyć, że w polskich skokach potrzeba powiewu świeżości. Wydawało się, że poprzedni sztab szkoleniowy kadry A nie miał już pomysłu, jak na dłuższą metę doprowadzić Polaków do optymalnej dyspozycji. Bo w przypadku zawodników pokroju Kamila Stocha za "optymalną dyspozycję" trudno uznać miejsca z drugiej dziesiątce zawodów Pucharu Świata. Ale słabo nie było przecież tylko u trzonu kadry. Tylko ośmiu punktujących biało-czerwonych i żadnego w pierwszej dziesiątce, to dosyć wymowny rezultat. Samo za siebie mówi zresztą szóste miejsce w klasyfikacji Pucharu Narodów. 

Nawet jeśli przymknąć oko na wyniki i dyspozycję zawodników - choć przecież w sporcie to one są najważniejsze, zwłaszcza w sezonie olimpijskim - wypowiedzi i reakcje zawodników, trenerów i działaczy pokazały, że w kadrze zaczęło brakować "chemii". Począwszy od słów krytyki Adama Małysza w stronę sztabu jeszcze w trakcie trwania sezonu, skończywszy na konflikcie wokół rozstania z trenerem podczas zakończenia sezonu w Planicy. Właśnie w Słowenii zła atmosfera wewnątrz kadry była szczególnie widoczna. Doleżal ogłaszający, że odchodzi, zawodnicy krytykujący związek, działacze nie do końca wiedzący, jak wyjść z sytuacji z twarzą. Choć z biegiem czasu emocje opadły i sytuacja została wyjaśniona, koniec sezonu zdecydowanie pokazał, że potrzeba impulsu, by po słabych miesiącach pchnąć tę grupę do przodu. Zarówno jeśli chodzi o wyniki czy metody pracy, jak i atmosferę wewnątrz reprezentacji.

Czas na rewolucję

Słowo "rewolucja" zostało tu użyte nieprzypadkowo. Bo to właśnie ono najlepiej oddaje dla mnie to, co było potrzebne nie tylko kadrze A, ale i całemu systemowi szkolenia. Reprezentacja i jej problemy to jedna sprawa, inną były słabe występy polskiego zaplecza, dramatyczna sytuacja kadry kobiet i brak perspektyw na poprawę tego przez ludzi, którzy dotychczas się tym zajmowali. Wydawało się, że potrzeba impulsu; kogoś, kto nakieruje i zawodników, i trenerów. Kto przyczyni się do rewolucji, albo nawet sam nią będzie.

Dobry początek

Taką rewolucją był już sam wybór Thomasa Thurnbichlera na trenera reprezentacji. Bo to trener dotychczas pracujący za granicą, młody, ze świeżymi pomysłami. Przychodząc do Polski powiedział, że przychodzi tu nie tylko się rozwijać, ale też osiągać sukcesy. Bo za cztery lata igrzyska i trzeba na nie przygotować silną drużynę.

Budowanie kadry A to tylko jeden z aspektów, którymi od samego początku zajął się Austriak. Zdecydowanie na plus ocenić można inne jego działania. Obóz szkoleniowy dla trenerów i szkolenie ich na miejscu to mocny sygnał, że Thurnbichler patrzy na polskie skoki szerzej. To znak, że nie przyszedł tu jako trener z zewnątrz, który spróbuje popracować z reprezentacją, może osiągnąć z nią lepsze wyniki. Kolejny przykład, że dla Austriaka praca w Polsce to nie tylko jego kadra. Nie tak dawno szkoleniowiec poprowadził trening dla polskich skoczkiń, na co dzień pracujących w Zakopanem z Jakubem Kotem, czy pojawił się na odbywających się w Szczyrku zawodach z cyklu LOTOS Cup.

Oczywiście, nikt nie będzie oceniał trenera za to, z iloma osobami się spotkał czy ile treningów poprowadził dla innych grup treningowych. Mimo wszystko to, co od początku pracy w Polsce robi Thurnbichler, wydaje się być właśnie tym pozytywnym impulsem, który polskim skokom był tak potrzebny. Żeby ruszyć z miejsca i być może zobaczyć, że da się coś zrobić inaczej - i lepiej przy okazji.

Pierwszy sprawdzian

Nowy trener i ogólny powiew świeżości w polskich skokach to wystarczające powody, bym na sezon letni czekała ze znacznie większą ciekawością niż w poprzednich latach. Jasne, niejednokrotnie skoczkowie udowadniali, że dyspozycja latem a dyspozycja zimą to dwie zupełnie inne sprawy. Ale gdy tak wiele wydarzyło się podczas okresu przygotowawczego, to czekam na jakiekolwiek odpowiedzi na temat pierwszych efektów pracy nowego sztabu. Wewnętrzne testy wewnętrznymi testami, najważniejsza jest forma na tle konkurencji. I okazja do przekonania się, jaka ona jest u trenujących pod wodzą Thurnbichlera biało-czerwonych, będzie już w najbliższy weekend.

Na inaugurujące sezon letni zawody Letniego Grand Prix w Wiśle austriacki szkoleniowiec powołał wszystkich zawodników z kadr A i B oraz nienależącego do żadnej z nich Jarosława Krzaka. Nieco zastanawiać może, w jakiej dyspozycji są w takim razie Stefan Hula i Klemens Murańka, którzy nie trafili w tym sezonie do żadnej z kadr narodowych. Mnie ciekawi zwłaszcza ten drugi - w przypadku Huli wiek "robi swoje", ale u Murańki głównym powodem nieobecności wydaje się właśnie forma sportowa.

Powrót mistrza

Dwa główne pytania przed pierwszym testem efektów zmian w polskich skokach? Pierwsze to zdecydowanie to o dyspozycję najbardziej utytułowanych zawodników. Na samym początku pracy Thurnbichlera w reprezentacji Polski pojawiły się głosy, że jednym z największych wyzwań dla austriackiego szkoleniowca będzie praca z zawodnikiem utytułowanym tak jak Kamil Stoch. Wszelkie wątpliwości okazały się zbędne, bo Stoch jasno zadeklarował, że jest zadowolony z pracy z nowym szkoleniowcem

Ułożenie współpracy Thurnbichlera ze Stochem to jedna sprawa. Inną są oczekiwania wobec Polaka. Jasne, można tu wejść w slogany pokroju "Kamil już nic nie musi, przecież tyle osiągnął". Ale skoro trzykrotny mistrz kontynuuje karierę, to trudno myśleć, że jego samego będą zadowalały wyniki pokroju tych z zeszłego sezonu. Jakby nie patrzeć, dla Stocha to ostatnie lata na powrót do ścisłej czołówki. Przed austriackim szkoleniowcem stoi więc wyzwanie, by jego trzydziestopięcioletni podopieczny wrócił do... Właśnie, do czego? Na pewno do satysfakcji z własnych występów, której w poprzednim sezonie często brakowało. Ale samo zadowolenie ze skoków nie wystarczy. Potrzebne są też zwycięstwa, miejsca w pierwszej trójce, o regularnym zajmowaniu lokat w pierwszej dziesiątce nie wspominając. Nie wierzę, że Stocha na takie wyniki już nie stać. W tym rola Thurnbichlera, by znaleźć sposób na osiąganie ich.

Ostatnie chwile

Pisząc o tych "najbardziej utytułowanych", mam na myśli żelazną trójkę, której skład nie zmienia się od lat - Stoch, Żyła, Kubacki. Dwaj ostatni to także mistrzowie świata, zwycięzcy konkursów Pucharu Świata, po prostu świetni zawodnicy, którzy niejednokrotnie udowadniali, że są świetni w tym, co robią. Ale nie sposób nie wspomnieć tu o aspekcie tak często poruszanym w przypadku polskich zawodników. I Stoch, i Żyła, i Kubacki to zawodnicy, którzy nie należą już do grona "młodych perspektywicznych".

Żyła ma trzydzieści pięć lat, Kubacki jest trzy lata młodszy. Jasne, wciąż jest to wiek, w którym nie można ich skreślać. Skoczkowie po trzydziestce to przecież nadal ludzie, którzy bez problemu mogą wygrywać konkursy Pucharu Świata, sięgać po medale wielkich imprez czy ustanawiać nowe rekordy obiektów. Aczkolwiek - jeśli nie są Noriakim Kasaim - to dla nich już ostatnie lata na takie sukcesy. Właśnie to od początku pracy austriackiego szkoleniowca wydaje się być kolejnym stojącym przed nim wyzwaniem - znaleźć u Żyły czy Kubackiego rezerwy, które pozwolą im na przypomnienie sobie o tym, jak było stać na podium, a nie tułać się po drugiej i trzeciej dziesiątce (w przypadku tego drugiego momentami walczyć nawet o jakiekolwiek punkty).

Żelazny skład kontra reszta

Polska kadra nie kończy się tylko na Stochu, Żyle i Kubackim. W ostatnich latach z resztą bywało jednak różnie i nie trudno stwierdzić, że więcej było tych słabszych momentów. Były pojedyncze przebłyski Kota, Stękały czy Wolnego, ale właśnie - w dużej mierze były to tylko przebłyski. I tu właśnie pojawia się drugie z głównych pytań - czy, a może raczej jak Thomas Thurnbichler poradził sobie z pracą z tymi, na których wkrótce trzeba będzie oprzeć siłę biało-czerwonych skoków?

Ta kwestia dotyczy zresztą nie tylko pracy Austriaka. W kadrze A poza wspomnianą "żelazną trójką" znaleźli się tylko Jakub Wolny i Paweł Wąsek. Reszta tych, którzy zostaną sprawdzeni w Wiśle, to głównie podopieczni Macieja Maciusiaka w kadrze B. Jednak łączenie ich wyników z osobą Thurnbichlera też nie jest w pełni bezpodstawne. Grupy odbywały wspólne obozy, Maciusiak uczestniczył w inicjowanych przez Austriaka szkoleniach dla trenerów. Szczególnie ciekawe będzie więc samo ich przygotowanie, ale też to, jak wszyscy polscy skoczkowie będą wypadali nawzajem na swoim tle. Od tego będzie przecież zależało, kto pojedzie na kolejne zawody, gdy Polska nie będzie już dysponowała grupa krajową. A mając w perspektywie sezon zimowy - kto będzie czwartym zawodnikiem do drużyny, która zapewne będzie chciała się bić o najwyższe laury w konkursach drużynowych.

Początki pracy Thurnbichlera w Polsce z perspektywy obserwatora wyglądają wręcz bardzo dobrze. Intensywna praca z reprezentacją, powrót do podstaw, próba pomocy innym grupom treningowym i trenerom. Nie ma do czego się przyczepić. Teraz czas na najtrudniejsze - sprawdzenie, czy te wszystkie starania przyniosły efekty. To nastąpi już od 22 do 24 lipca, podczas inaugurującego sezon letni Grand Prix w Wiśle. I dzięki temu letnie starty będą tym razem naprawdę interesujące.

Źródło: informacja własna

(Aleksandra Kuzioła)

Co sądzisz na ten temat?

podoba mi się 0
nie podoba mi się 0
śmieszne 0
szokujące 0
przykre 0
wkurzające 0
facebookFacebook
twitterTwitter
wykopWykop
komentarzeKomentarze

komentarz(0)

Brak komentarza, Twój może być pierwszy.

Dodaj komentarz

0%