Osiemnaste miejsce w debiucie w Pucharze Świata to wynik, na który polscy kibice czekali… dekadę. Kacper Tomasiak wszedł do światowej czołówki z chłodną głową, mocnym skokiem i podejściem dojrzałym ponad swoje 18 lat. - To był bardzo dobry start, ale jutro może być jeszcze lepiej - podsumował po udanym występie w Lillehammer.
To miał być tylko pierwszy krok w dorosły świat wielkich skoków. A wyszedł sygnał – głośny i wyraźny. Tomasiak, który w trudnych warunkach pogodowych poradził sobie jak rutyniarz, zakończył konkurs na 18. miejscu, zdobywając pierwsze punkty w karierze.
- Jak na pierwszy start, to bardzo dobrze - ocenił z typową dla siebie powściągliwością. - Wiadomo, że jutro można poprawić, ale to naprawdę dobry początek.
Wielu ekspertów podkreślało, że jego skoki mogły być szczególnie wymagające ze względu na nierówny wiatr. On sam – zupełnie bez dramatyzowania.
- Jak się skacze dobrze, to trudne warunki aż tak nie wpływają na skok. Po prostu skacze się tyle, ile się da maksymalnie - tłumaczył. - Jeszcze trochę można poprawić, zwłaszcza w takich warunkach, ale dziś udało się wszystko zgrać.
To właśnie chłodna głowa była jednym z największych atutów 18-latka. Gdy po pierwszej próbie lądował „prawie pod drugą czerwoną linią”, nie poniosły go emocje.
- Trzeba było powtórzyć dobry skok. Nic więcej. Bez nadmiernej ekscytacji - mówi.
Kacper nie chce nakładać na siebie presji, choć perspektywa całej zimy i kolejnych konkursów daje szerokie pole do marzeń.
- Cele? Zobaczymy. Po prostu trzeba skakać jak najlepiej i piąć się w górę klasyfikacji- podkreśla.
Lillehammer, choć jeszcze nie w pełnym wymiarze, zdążył już poznać. – „Przynajmniej wiem, jaka tu jest temperatura – na pewno nie za ciepło” – dodaje z uśmiechem.
Z chłodną głową ku przyszłości
W sporcie, w którym debiutanci często toną pod ciężarem presji, Tomasiak wyróżnia się spokojem i dojrzałością. Nie celebruje ponad miarę, nie przeżywa na wyrost. Punktuje - dosłownie i w przenośni.
Jego pierwszy start w Pucharze Świata można podsumować krótko: nie tylko udany, ale przede wszystkim obiecujący. Jeśli utrzyma tę chłodną kalkulację i świeżość, polscy kibice mogą oglądać rozwój skoczka, który naprawdę „przyszedł na ten czas”.