Zamknij

Nie taki Streif straszny, jak go malują. Prestiż, tysiące widzów i gruba kasa. To właśnie Hahnenkammrennen

07:15, 21.01.2022 Marek Cielec
Skomentuj

Od wielu lat aż do dziś, na dźwięk nazw Kitzbühel czy Streif serca miłośników narciarstwa alpejskiego zaczynają bić nieco szybciej niż zazwyczaj. Trudno jest znaleźć fana narciarstwa alpejskiego obojętnego na zawody Hahnenkammrennen, które organizowane są co roku w styczniu właśnie w Kitzbühel. Dlaczego to właśnie te zawody cieszą się aż takim prestiżem i zainteresowaniem? Czy jest to tylko przekazywana z pokolenia na pokolenie legenda czy też stoi za tym coś więcej?

fot. Janis Blaus © via flickr.com

Idąc śladami Wengen

Bez wątpienia nie bez znaczenia dla rangi zawodów w Kitzbühel jest ich wieloletnia tradycja, która rozpoczęła się w 20-leciu międzywojennym, a dokładnie w 1931 roku, czyli zaledwie rok po pierwszych międzynarodowych zmaganiach w Lauberhornrennen organizowanych w szwajcarskim Wengen. Było to na długo przed rozpoczęciem cyklu Pucharu Świata.

Podobnie jak w przypadku Wengen, zawody rozgrywały się w klasycznej formule, czyli w zjeździe i slalomie, których wyniki były brane pod uwagę w celu rozstrzygania kto jest najlepszy w alpejskiej kombinacji. Warto również odnotować, iż wówczas zawody nie odbywały się jeszcze na słynnym Streifie, a zjazdowcy ścigali się na trasie o nazwie Fleckalm.

Przed Streifem

W kolejnych latach zjazd odbywał się już na innym stoku. W 1932 roku miejscem zmagań był Sticklberg. Długość trasy dla mężczyzn wynosiła wtedy ponad 6000 m (obecnie Streif, na którym odbywają się zawody ma "zaledwie" 3312 m), a co ciekawe, zorganizowano także po raz pierwszy zmagania dla kobiet. Najlepsi zawodnicy na trasie spędzali nieco poniżej 8 minut, a ich wolniejsi koledzy na dotarcie do mety potrzebowali ponad 10 minut.

W kolejnych latach zawody odwołano z powodów politycznych, by powrócić do nich w 1935 roku, znów na trasie Sticklberg, choć już o połowę krótszej. W 1936 roku rywalizację przeniesiono na Pengelstein, jednak ta trasa była wykorzystana tylko jeden raz. Rok później znów zmieniono trasę, właśnie na tę, która w najbliższych dniach odmieniana będzie wielokrotnie przez wszystkie przypadki.

Uzależnieni od adrenaliny

W porównaniu z trasą, z którą zawodnicy mierzyli się w 1932 roku, Streif może wydawać się zaledwie krótką przejażdżką. Po raz pierwszy zawody na nim odbyły się w 1937 roku, a długość trasy wynosiła 4000 metrów. Było więc nieco dłużej niż obecnie, choć zdecydowanie mniej stromo. Sama nazwa Streif wywodzi się od nazwy pastwiska, które przecina w jej górnej części. Najprawdopodobniej pochodzi ona od nazwiska gospodarza z Westendorfu, którego nazywano "Straiff".

To co budzi największy respekt wśród zawodników, to nie długość trasy. Na dodatek wcale nie jest największa spośród wszystkich stoków z Pucharu Świata.  To co tak bardzo urzekające w tej trasie to pozostałe trudności z jakimi należy się zmierzyć. Słynna Pułapka na myszy (po niemiecku Mausefalle), gdzie zawodnicy lecą w powietrzu nawet 80 metrów, maksymalne nachylenie trasy wynoszące 85%, prędkości osiągane w sekcji Zielschuss przekraczające w niektórych przypadkach 145 km/h i wiele innych.

Adrenalina jaka udziela się zawodnikom podczas przejazdów powoduje, że dla wielu z nich są to najbardziej oczekiwane zawody z całego kalendarza. Trudno nie ulec wrażeniu, że Hahnenkammrennen prestiżem górują nawet nad mistrzostwami świata i zimowymi igrzyskami olimpijskimi.

Kochane pieniądze

Prestiż i sława objawia się oczywiście w zainteresowaniu kibiców, którzy licznie gromadzą się na trybunach i w okolicach trasy. Jak informują organizatorzy, rekord widzów padł w 1999 roku, kiedy to jedne z zawodów zjazdowych oglądało na żywo 53000 kibiców, a w sumie cały festiwal narciarski Hahnenkammrennen obejrzało 99000 fanów. Nic dziwnego, że również sponsorzy zawodów nie skąpią pieniędzy na nagrody dla zawodników. Te z roku na rok są coraz wyższe.

W ostatnich latach zwycięzcy w zjeździe jak i slalomie mogą liczyć na nagrodę w wysokości 110000 franków szwajcarskich. To oznacza, iż jest to więcej niż dwukrotność standardowych nagród dla zwycięzców innych zawodów z Pucharu Świata. Nie dziwi zatem, że mobilizacja do zwycięstwa w tych zmaganiach może być większa niż w innych wyścigach. Zwycięzca z 1980 roku, Ken Read powiedział niegdyś: - Na świecie są dwie kategorie zawodów. Jest Hahnenkamm i inne wyścigi. - Te słowa słynnego Kanadyjczyka mówię wiele o tym jak sami zawodnicy podchodzą do narciarskiego festiwalu z Kitzbühel.

Między Stenmarkiem i Streifem nie zaiskrzyło

Uważana za najtrudniejszą na świecie trasę zjazdową teoretycznie jest wyzwaniem tylko dla najwyższej klasy śmiałków, którzy na zjeździe zjedli już zęby. Jednak jej sława czasem przyciąga także tych, którzy zazwyczaj od zjazdu trzymają się z daleka. Ingemar Stenmark, unikający w swojej karierze zjazdu jak ognia, postanowił wystartować w zjeździe na Streifie w 1981 roku. Zajął on 34. miejsce ze stratą ponad 10 sekund do zwycięzcy, Kanadyjczyka Steve Podborskiego.

- To było dość przerażające. Nie miałem dobrych odczuć - skomentował swój start Stenmark, który już nigdy nie powtórzył tego wyczynu. Jak sam przyznał, miał jednak dość odwagi, żeby zmierzyć się z legendarną trasą. Chociaż nie polubił zjazdu na tyle, aby do niego kiedyś wrócić. Same zawody z 1981 roku były dość dramatyczne i aż 17 alpejczyków nie ukończyło swoich przejazdów.

W późniejszych latach zrobiono jednak dość sporo na rzecz zwiększenia bezpieczeństwa zawodników na Streifie. Dlatego tego typu dramatycznych sytuacji jest coraz mniej. Skutkuje to również tym, że od lat niepobity zostaje rekord trasy ustanowiony w 1997 roku. To przez Fritz Strobla, który linię mety przekroczył z czasem 1:51,58. Poważne kontuzje zdarzają się jednak od czasu do czasu. W tym roku pierwszą ofiarą zjazdu na Streifie jest Josef Ferstl. Niemiec ucierpiał podczas pierwszego treningu i organizatorzy śmigłowcem przetransportowali go do szpitala.

Nie tylko dla orłów?

Choć panuje przekonanie, że aby wygrać w zjeździe w Pucharze Świata w Kitzbühel należy mieć duże doświadczenie i sukcesy zdobyte na innych trasach, to można znaleźć również przykłady zupełnie odmienne. W 1978 roku zjazd w Kitzbühel zwyciężył Niemiec Sepp Ferstl (ex aequo z Josefem Walcherem) ojciec wspomnianego wcześniej poszkodowanego Josefa Ferstla. Dla 24-letniego wówczas Seppa było to pierwsze w karierze zwycięstwo w zawodach Pucharu Świata w zjeździe. Wcześniej miał już na swoim koncie triumf w kombinacji. Jak widać, Kitz jest również dobrym miejscem na premierowy triumf. Wcześniej Ferstl tylko dwa razy stał na podium w zjeździe, zajmując drugie miejsca. Rok po pierwszej wygranej w Kitzbühel Ferstl powtórzył ten sukces w tym samym miejscu.

Zwycięstwo debiutanta

Kolejnym zawodnikiem, o którym warto wspomnieć, jest Bruno Kernen. Szwajcar znany jest głównie z tego, że ma swoją sekcję na trasie Lauberhorn w Wengen. Jedyne zwycięstwo w Pucharze Świata odniósł właśnie w Kitzbühel. Miał wtedy niespełna 22 lata i jeszcze niewielkie doświadczenie. Na Streifie startował dopiero po raz pierwszy. Podobnych przykładów jest zaskakująco dużo, bo w 1983 roku pierwsze pucharowe zwycięstwo na Streifie odniósł Kanadyjczyk Todd Brooker.

Nieco inaczej jest w przypadku Pirmina Zurbriggena, który zdążył wygrać zawody PŚ w każdej konkurencji, zanim dokonał tego w zjeździe. Tak się składa, że pierwszy zjazdowy triumf święcił na Streifie w 1985 roku. Ustrzelił on wówczas dublet, bo zajął pierwsze miejsce w obu przeprowadzonych wówczas wyścigach. Nie było to jego ostatnie słowo, bo w późniejszych latach powracał na podium w Kitzbühel. Lista zawodników, dla których pierwsze zjazdowe zwycięstwo w PŚ miało miejsce w Kitz jest o wiele dłuższa. Wpisani są na nią Marc Girardelli, Atle Skårdal, Günther Mader (jedyny triumf), Luc Alphand, Didier Cuche, Hans Knauss (jedyny triumf), Thomas Dressen.

Można zatem powiedzieć, że nie taki Streif straszny jak go malują. Oczywiście większość wymienionych zawodników potwierdziła później, że ich sukces odniesiony w Kitzbühel to nie był zwykły przypadek.

Źródło: własne, hahnenkamm.com, alpineskiworld.net, magazyn Snow Country (Styczeń 1990) ISSN 0896-758X

(Marek Cielec)

Co sądzisz na ten temat?

podoba mi się 0
nie podoba mi się 0
śmieszne 0
szokujące 0
przykre 0
wkurzające 0
facebookFacebook
twitterTwitter
wykopWykop
komentarzeKomentarze

komentarz(0)

Brak komentarza, Twój może być pierwszy.

Dodaj komentarz

0%