Zamknij

Alpejski PŚ. Sezon pełen wyzwań. Gasnące światła, wojna, zaraza i topniejące lodowce

19:29, 19.10.2022 Marek Cielec Aktualizacja: 19:30, 19.10.2022
Skomentuj

Puchar Świata w narciarstwie alpejskim 2022/2023 już za pasem. Organizatorzy inauguracji w Sölden otrzymali już od Międzynarodowej Federacji Narciarskiej zielone światło i wszystko na to wskazuje, że kolejna edycja tego cyklu rozpocznie się bez większych problemów. Jednak wiele innych znaków na ziemi i na niebie zwiastuje sezon pełen wyzwań.

fot. Andrea Miola

Covid znów namiesza?

Poprzedni sezon w narciarstwie alpejskim ponownie stał pod znakiem walki z covidem. I to mimo tego, że już nie był on już tak uciążliwy i wpływający na rywalizację jak w sezonie 2020/2021. Wtedy wiele zawodów odbywało się zupełnie bez udziału kibiców, a niektóre lokalizacje Pucharu Świata musiały zrezygnować z przeprowadzenia zawodów.

Jeszcze przed rozpoczęciem sezonu 2020/2021 stało się jasne, że nie odbędą się zmagania w Ameryce Północnej. Odwołano także próbę przedolimpijską w Chinach oraz słynne zawody Lauberhornrennen w Wengen. Również w poprzednim sezonie nie obyło się bez ingerencji ze strony koronawirusa w programie zawodów. Z powodu dużej ilości lokalnych zakażeń koronawirusem nie udało się przeprowadzić slalomu kobiet we Flachau.

Szczepić czy nie szczepić?

Choć obecnie COVID-19 nie jest już tematem numer jeden w światowych mediach, nie można wykluczyć, że wraz z nadejściem zimy znów nieco namiesza, gdyż nawet jeśli nie spowoduje anulowania jakichkolwiek zawodów, to może ponownie stać się przyczyną wykluczenia na jakiś czas z rywalizacji kilku alpejczyków i alpejek, jak działo się to również poprzedniej zimy.

Pozytywny test na COVID-19 uzyskała wówczas także Maryna Gąsienica-Daniel. Przez to straciła szansę na punkty Pucharu Świata w Lienz, a podobnych przypadków było naprawdę sporo. Kolejną kwestią są problemy dla zawodników niezaszczepionych. Niektóre kraje nadal odmawiają prawa wjazdu na swój teren osobom, które nie zostały w pełni zaszczepione przeciwko covidowi.

Choć większość alpejczyków nie miało z tym problemu w poprzednim sezonie, to znalazło się kilka wyjątków, jak choćby Franziska Gritsch, która niczym Novak Djoković twardo broniła swojego stanowiska o niechęci do zaszczepienia się i świadomie zrezygnowała z wyjazdu do Killington.

Letni exodus

Ocieplenie klimatu to temat, z którym wciąż wielu chce polemizować. Jednak patrząc na sprawę z perspektywy narciarstwa alpejskiego, nie da się ukryć, że na przestrzeni ostatnich lat coś jednak się zmieniło. I to raczej nie na korzyść alpejczyków. Tegoroczny okres przygotowawczy zmusił wielu zawodników do dalekich podróży do Argentyny, Chile, Nowej Zelandii w poszukiwaniu śniegu. Powodem były bardzo wysokie temperatury na europejskich lodowcach, które kurczą się w zastraszającym tempie. Całkiem niedawno, a dokładnie 26 września Bawarska Akademia Nauk ogłosiła, że w wyniku upalnego lata Południowy Schneeferner, znajdujący się nieopodal szczytu Zigspitze, utracił status lodowca. W Niemczech pozostały już tylko cztery: Północny Schneeferner, Höllentalferner, Blaueis i Watzmann, które również nie są w najlepszym stanie. Minionego lata z powodu upałów na pewien okres zamykane były dla narciarzy popularne lodowce Stelvio, Les deux Alpes, częściowo Saas-Fee.

Przyszłość w czarnych barwach

Naukowcy przekonują, że większość lodowców alpejskich zniknie do 2050 roku, a w drugiej połowie XXI wieku pozostanie ich zaledwie garstka na wysokości co najmniej 3800-4000 metrów. W ostatnich latach spore problemy ze śniegiem występowały również zimą, m.in. dla takich ośrodków narciarskich jak Zagrzeb-Sljeme czy Maribor. Puchar Świata w Mariborze po raz ostatni udało się zorganizować w 2019 roku. Ale był on również w kalendarzu w latach 2020-22. Przez trzy ostatnie lata zmagania w Mariborze musiały zostać odwołane z powodu wysokich temperatur i przenoszone były do nieco mroźniejszej Kranjskiej Góry.

Nawet w 2019 roku, kiedy to udało się w jakiś sposób zorganizować slalom i slalom gigant kobiet, rywalizacja drugiego dnia odbywała się przy około 10 stopniach Celsjusza. Efekty tych niepowodzeń w przypadku Mariboru są już widoczne. Bo nie znalazł on miejsca w kalendarzu Pucharu Świata na nadchodzący sezon. Dość przykra stała się również sytuacja ja lodowcu Dachstein w Austrii. Upał i deszcze całkowicie rozerwały lód na wysokości 3500 m n. p. m. i teraz potrzeba doświadczonego przewodnika górskiego, aby w ogóle po nim chodzić. Aby jeździć na nartach, należałoby zatkać szczeliny, a nawet przesunąć wszystkie wyciągi narciarskie. Jednak jakiekolwiek prace nie dałyby gwarancji na przyszłość. Postanowiono zatem podjąć decyzję o zamknięciu terenu narciarskiego na cały sezon zimowy 2022/2023,

Kto zgasił światło?

W zorganizowaniu zawodów Pucharu Świata z pewnością nie pomoże nasilający się kryzys energetyczny, który stacje narciarskie odczują również bardzo boleśnie. Narażeni na dodatkowe koszty są m.in. organizatorzy wyścigów nocnych. Jednym z takich wydarzeń na stale wpisanym do kalendarza alpejskiego Pucharu Świata jest nocny slalom w Schladming. Na razie gospodarze nie myślą o zmianie programu i przeniesieniu zawodów na wcześniejszą porę, aby zaoszczędzić na energii potrzebnej do oświetlenia stoków. Przykrą jednak decyzję związaną z tego typu problemem podjęto w Crans Montanie. W tym przypadki chodzi o slalomowe zawody pokazowe dla mężczyzn, które w styczniu tego roku wygrał Szwed Kristoffer Jakobsen. Zmagania te nie są wliczane do Pucharu Świata, jednak miały w zwyczaju przyciągać czołowych zawodników m.in. wysokimi nagrodami. Poprzedni zwycięzca zgarnął za wygraną 25 tysięcy franków szwajcarskich. W nadchodzącym sezonie te zawody z powodów ekonomicznych nie dojdą jednak do skutku.

Synowie marnotrawni

Kolejnym dość gorącym tematem jeśli chodzi o nadchodzący sezon jest obecność w nim sportowców z Rosji i Białorusi. Pod koniec sezonu 2021/2022 sportowcy posługujący się obywatelstwem jednego z dwóch wyżej wymienionych krajów zostali wykluczeni przez FIS z udziału w zawodach z powodu prowadzonej przez te państwa wojny na Ukrainie. Stało się to jednak dopiero po naciskach niektórych środowisk i kilku federacji. Kilka tygodni temu pojawiła się sugestia, że rosyjscy i białoruscy narciarze mogliby powrócić do rywalizacji w sezonie 2022/2023 bez prawa do prezentowania swoich narodowych barw i hymnu.

Rosji tym razem się nie upiecze?

Dla Rosjan taka sytuacja nie byłaby wcale nowa. Z podobnymi warunkami musieli radzić sobie przy okazji Zimowych Igrzysk Olimpijskich w 2022 roku. Wtedy ponosili karę za zorganizowany na szczeblu krajowym system tuszowania dopingu. Czy mimo kolejnych grzeszków Rosjanie znów dostaną jedynie symboliczną karę? Na razie wydaje się, że presja ma sens, bo po naciskach ze strony m.in. Norwegów plotki o możliwości dopuszczenia dwóch wyklętych nacji nieco ucichły. Nie wykluczone jest jednak, że temat ten powróci w kolejnych tygodniach, kiedy to Puchar Świata rozkręci się na dobre. Na razie jednak wygląda na to, że takich zawodników jak Aleksander Choroszyłow, Julia Plieszkowa, Maria Szkanowa, Jekaterina Tkaczenko nie zobaczymy w najbliższym czasie w zawodach. Trzeba jednak też szczerze przyznać, że narciarstwo alpejskie znacznie na tym nie ucierpi.

Źródło: własne

(Marek Cielec)

Co sądzisz na ten temat?

podoba mi się 0
nie podoba mi się 0
śmieszne 0
szokujące 0
przykre 0
wkurzające 0
facebookFacebook
twitterTwitter
wykopWykop
komentarzeKomentarze

komentarz(0)

Brak komentarza, Twój może być pierwszy.

Dodaj komentarz

0%