Zamknij

Ambitny cel Joanny Kil na zimę! "Chcę regularnie być w piętnastce”

Maciej Tryboń Maciej Tryboń 13:28, 02.12.2025 Aktualizacja: 13:34, 02.12.2025
Skomentuj Nadesłane/Joanna Kil Nadesłane/Joanna Kil
„Cieszę się, ale też trochę się obawiam” - mówi Joanna Kil przed startem zimowego sezonu. W rozmowie opowiada o nierównym lecie, powrocie po kontuzji, swoich celach na najbliższe miesiące i o tym, dlaczego Ramsau wciąż ma dla niej wyjątkową magię. Zdradza także, jak wygląda walka o olimpijski debiut kobiecej kombinacji i czy sama odważyłaby się skoczyć z mamuta.

„Te pierwsze starty pokazują, gdzie jestem” - Kil mówi o ekscytacji i stresie przed inauguracją zimy.

Lato miało wzloty i upadki: kontuzja w Chaux-Neuve i przymusowa przerwa, ale też solidna praca na zgrupowaniach i pewność dobrego przygotowania.

Jej główny cel na sezon to powtarzalność i regularna obecność w czołowej piętnastce.

Najbardziej czeka na Ramsau - sentymentalne miejsce jej debiutu w Pucharze Świata - oraz na nowe doświadczenie w Oberhofie i Falun.

Wierzy, że kobieca kombinacja trafi do programu igrzysk w 2030 roku, choć decyzja wciąż nie zapadła.

Starty na mamucie? „Nie wiem, czy bym skoczyła” - przyznaje szczerze, tłumacząc, że to wciąż zbyt duże ryzyko dla kobiet w młodej dyscyplinie.

Duże skocznie mogą być szansą na sportową różnorodność, ale - jak podkreśla - dla słabszych zawodniczek to spore obciążenie psychiczne.

Maciej Tryboń (Sportsinwinter.pl): Już za kilka dni wracacie do rywalizacji w Pucharze Świata. Cieszysz się, że ta zima zaczyna się już na dobre?

Joanna Kil: Cieszę się, chociaż trochę jestem zestresowana, bo wiadomo - nie wiem, czego mam się spodziewać. Te pierwsze starty zawsze pokazują, gdzie dokładnie jestem, na jakim etapie jest moja forma i o jakie miejsca mniej więcej mogę walczyć. Więc tak, cieszę się, nie mogę się doczekać, ale też trochę się obawiam.

Letni sezon miał w twoim wykonaniu wiele dobrych momentów. Czujesz, że jesteś dobrze przygotowana do zimy?

Ten letni sezon był różny, na pewno nie taki, jakiego się spodziewałam. Przede wszystkim wykluczyła mnie kontuzja w Chaux-Neuve. Miałam pęknięte kości, przez co przez około dwa tygodnie chodziłam z ręką w ortezie i ciężko było trenować. Później wróciłam do Val di Fiemme, ale wróciłam już trochę chora, bo trzy dni wcześniej skończyłam antybiotyk. Tak więc bywało różnie.
Ogólnie jednak lato mogę podsumować bardzo dobrze - wykonaliśmy kawał dobrej roboty. Mieliśmy zgrupowanie wysokościowe i wiele międzynarodowych zgrupowań, na których skakałyśmy na obiektach, na których nie trenujemy na co dzień, a na których będziemy rywalizować zimą w Pucharze Świata. Przepracowałam lato sumiennie, obyło się bez większych kontuzji i chorób, zrealizowałam cały plan treningowy. Myślę, że jestem dobrze przygotowana.

W letnim Grand Prix przytrafił się groźny incydent o którym wspomniałaś i kontuzja. Czy zarówno fizycznie jak i mentalnie nie ma już po tym śladu?

Nie. To był wypadek, który może się zdarzyć każdemu biegaczowi. Bieganie po normalnych ulicach wiąże się z tym, że trzeba uważać na namalowane linie - są śliskie. I faktycznie takie są. To był nieszczęśliwy wypadek. Podczas startu nie brałam pod uwagę, że może być ślisko - liczył się wynik i to, by jak najszybciej dotrzeć do mety. Nie zastanawiałam się nad nawierzchnią.
Wypadek nieprzyjemny, bo wykluczył mnie na miesiąc z przygotowań, i to w najbardziej gorącym okresie. Ale myślę, że nadrobiłam to – wyszło na plus.

Jakie masz cele na tę zimę?

Moim celem jest przede wszystkim powtarzalność - chcę przenosić skoki z treningów na zawody. Chcę siadać na belce z chłodną głową i nie zakładać, że „muszę dobrze skoczyć”, tylko przypominać sobie, co potrafię, i to powtórzyć.
Jeśli chodzi o wyniki - nie mam konkretnych założeń. Myślę, że będę zadowolona, jeśli uda mi się regularnie utrzymywać miejsca w piętnastce. Rywalizacja nie śpi, pojawiło się kilka młodych nazwisk, więc moim celem jest regularnie być w tej piętnastce. A jeśli uda się osiągnąć coś więcej - będę bardzo zadowolona.

Czy w kalendarzu są skocznie, na które szczególnie czekasz?

Czekam na Ramsau. To dla mnie sentymentalna skocznia - tam debiutowałam w Pucharze Świata, tam jeździłam ze szkołą na pierwsze zgrupowania. To dla mnie magiczne miejsce.
Ramsau jest przed świętami - ta atmosfera świąt, prawdziwa zima… to też mnie przyciąga. Lubię też tę skocznię - ma stary profil, który mi odpowiada, a tory są naturalne. Mam problem z tym, że na najeździe trochę rozpycham narty i tracę prędkość, a na torach naturalnych tego problemu nie ma.
Czekam też na Oberhof - nigdy nie rywalizowałam tam zimą, byłam tylko na zgrupowaniu i biegaliśmy w tunelu śnieżnym, ale na nartorolkach. To będzie dla mnie coś nowego.

Czy jest szansa, że w igrzyskach w 2030 roku zobaczymy kobiecą kombinację norweską?

Szansa zawsze jest i wszystkie mocno o to walczymy. Natomiast decyzja nie zależy od nas. Niestety nie ma jeszcze oficjalnego komunikatu. W Predazzo podczas letniego Grand Prix były rozmowy, miała zapaść decyzja, ale do dziś nie ma oficjalnych informacji.
Wszyscy podtrzymują swoje zdanie, że kombinacja kobiet powinna być na igrzyskach za pięć lat, i mocno do tego dążą.

Czyli jesteś optymistką?

Jestem, choć nie wiem, czy będzie mnie to jeszcze dotyczyć, bo nie jestem już najmłodsza. Ale chciałabym, żeby dyscyplina się rozwijała. Jestem jej częścią i chcę, by dziewczyny, które będą rywalizować za kilka lat, miały szansę walczyć o medale na igrzyskach.

W tym sezonie widać duże różnice między kalendarzem męskiego i kobiecego Pucharu Świata. Macie ponad miesięczną przerwę między startami w Seefeld, a Lahti. Czy to problem?

Jest miesięczna przerwa, ale dodano nam Puchar Kontynentalny, więc tej przerwy nie będzie tak dużo. Z tego, co dziś patrzyłam, jest około 12 dni od Pucharu Świata do Pucharu Kontynentalnegow Renie, a potem około tygodnia czy dziesięciu dni do kolejnego Pucharu Kontynentalnego w Falun.
To nie jest długa przerwa. W zeszłym sezonie miałyśmy dłuższą - od Ramsau przed świętami aż do połowy stycznia. Teraz, przy dodatkowych zawodach, utrzymamy rytm startowy.

Dzięki temu będzie okazja sprawdzić Falun, gdzie za rok odbędą się mistrzostwa świata.

Tak. Nigdy w Falun nie byłam, więc nie mogę się doczekać. Dziś oglądałam skoki mężczyzn, już próbowałam sobie wyobrazić siebie w styczniu na tej skoczni. Kamil (Stoch) fajnie ją określił…

Powiedział, że jest „francowata”…

Tak, dokładnie! Nie pocieszył mnie tym, ale mam nadzieję, że ja powiem, że ją lubię.

W tym sezonie w męskim Pucharze Świata pojawi się konkurs na mamucie. Czy to kwestia czasu, aż kobiety też tam wystartują? Chciałabyś się sprawdzić na takim obiekcie?

Szczerzec- nie wiem. Kiedyś rozmawiałam z trenerem i mówił, że jeśli byłaby taka szansa, to machnąłby chorągiewką, ale sam odwróciłby głowę.
Na pewno byłby lęk - skocznia mamucia jest dwa razy większa od obiektów, na których rywalizujemy. Czy bym skoczyła? Nie wiem. Może gdybym była w czołowej dziesiątce skoków w kombinacji, to bym się zastanowiła.
Nie jestem jednak jedną z pewniejszych skoczkiń, więc trener ma rację - pewnie by odwrócił głowę, a ja sama, gdybym mogła, pewnie bym zrezygnowała.
Nie mogę się jednak doczekać, by oglądać rywalizację mężczyzn. To będzie nowe doświadczenie dla nich, bo nie każdy skakał na mamucie.
Jeśli chodzi o kobiecą kombinację - to wciąż raczkująca dyscyplina. Poziom jest wysoki, co pokazało choćby to, że zawodniczka z top 10 kombinacji zajęła 10. miejsce w Lillehammer w skokach. Ale na mamucie nie sądzę, by na razie FIS chciał ryzykować naszym zdrowiem.
Pierwszy konkurs na dużej skoczni mieliśmy dopiero w zeszłym roku w Holmenkollen, więc mamut jest jeszcze bardzo odległy.


To jeszcze o duże skocznie - w Oslo odbyły się pierwsze próby zawodów na K120. Preferujecie takie obiekty zamiast normalnych skoczni?

W skokach narciarskich dziewczyny trenują na dużych skoczniach tak samo jak na małych. My - nie. Trenujemy głównie na normalnych, bo na nich mamy zawody.
Zdarzają się treningi na dużych skoczniach, np. w Zakopanem latem, ale traktujemy to raczej jako zabawę i fajny trening, a nie przygotowanie pod konkretne zawody.
Myślę, że zawody na dużych skoczniach to fajna inicjatywa, bo różnice robią się większe - w skokach poziom jest zróżnicowany, pierwsza dziesiątka-piętnastka skacze równo, a reszta już punktowo.
Z mojego doświadczenia psychicznie łatwiej jest lądować na 70. metrze na normalnej skoczni niż na 70. metrze na dużej. To może być trudne dla słabszych skoczkiń.

Co sądzisz na ten temat?

podoba mi się 0
nie podoba mi się 0
śmieszne 0
szokujące 0
przykre 0
wkurzające 0
Nie przegap żadnego newsa, zaobserwuj nas na
GOOGLE NEWS
facebookFacebook
twitter
wykopWykop
komentarzeKomentarze

komentarze (0)

Brak komentarza, Twój może być pierwszy.

Dodaj komentarz


Dodaj komentarz

🙂🤣😐🙄😮🙁😥😭
😠😡🤠👍👎❤️🔥💩 Zamknij

Użytkowniku, pamiętaj, że w Internecie nie jesteś anonimowy. Ponosisz odpowiedzialność za treści zamieszczane na portalu sportsinwinter.pl. Dodanie opinii jest równoznaczne z akceptacją Regulaminu portalu. Jeśli zauważyłeś, że któraś opinia łamie prawo lub dobry obyczaj - powiadom nas [email protected] lub użyj przycisku Zgłoś komentarz

0%