Zamknij

Słynny Fin wygrał w Polsce MŚ, a potem reklamował nasze mleko. Co było dalej?

18:52, 02.03.2022 Aleksandra Kuzioła Aktualizacja: 18:55, 02.03.2022
Skomentuj

Dwadzieścia lat temu reprezentacja Finlandii sięgnęła po srebrne medale olimpijskie. Wśród stojącej na podium czwórki był skoczek, który mimo tego osiągnięcia na lata pozostał zapomniany. A wcześniej miał na koncie juniorskie sukcesy - takie, o których dziś podczas MŚJ w Zakopanem Finowie mogą tylko pomarzyć.

Miho NL, CC BY-SA 3.0, via Wikimedia Commons

Powtórka z Nagano

Zimowe Igrzyska Olimpijskie w Salt Lake City w 2002 roku były dziewiętnastymi w historii. Od samego początku ich rozgrywania na starcie stawali fińscy atleci, zdobywając kolejne krążki. W ten trend wpisywali się także skoczkowie narciarscy. Rozgrywana cztery lata wcześniej w Nagano impreza indywidualnie była dla Finów bardzo udana. Po dwa indywidualne krążki sięgnął Jani Soininen, który został mistrzem olimpijskim na skoczni normalnej i wicemistrzem na dużym obiekcie. Gdy rozpoczynały się igrzyska w Salt Lake City sytuacja fińskich skoczków wyglądała dobrze - na czwartym miejscu w klasyfikacji generalnej Pucharu Świata plasował się Matti Hautamaeki, jeden wygrany konkurs w sezonie miał na koncie Risto Jussilainen, jedno miejsce na podium zaliczył osiemnasty w "generalce" Lindstroem. Gorzej z czwartym do drużyny - dopiero dwudziestą czwartą lokatę zajmował Janne Ahonen, pozycję wyżej był Jussi Hautamaeki. 

Matti Hautamaeki dobrze spisywał się w treningach na normalnym obiekcie, ale finalnie Finowie skończyli bez medalu na mniejszej skoczni. Trzech ich reprezentantów uplasowało się za to tuż za podium - czwarty był Ahonen, piąty Lindstroem, a szósty Hautamaeki. W nieocenionych rundach na HS134 dobre próby oddawał Janne, ale to Matti wywalczył pierwszy medal dla swojego kraju. Brąz był dla Hautamaekiego pierwszym olimpijskim krążkiem. Ostatnią szansą na wywalczenie kolejnego miejsca na podium imprezy czterolecia i wyrównanie liczby medali sprzed czterech lat był konkurs drużynowy.

Przegrana o jedną dziesiątą

W drużynie fińskiej rywalizację otwierał brązowy medalista ze skoczni dużej, po którego skoku Finowie prowadzili w konkursie. Znacznie gorzej sytuacja wyglądała po drugiej grupie, gdy spadli na piąte miejsce. Autorem próby na 115 metrów był Veli-Matti Lindstroem, najsłabsze ogniwo srebrnej drużyny. Lokatę reprezentacji Finlandii poprawili Risto Jussilainen i Janne Ahonen. Dzięki nim na półmetku rywalizacji podopieczni Tommiego Nikunena byli na drugiej pozycji, tracąc do prowadzących Niemców niespełna dziesięć punktów. Podobny scenariusz miał miejsce w finałowej rundzie - najpierw świetna próba Hautamaekiego, wyprowadzająca ekipę na prowadzenie, a potem słaby skok Lindstroema. Po trzeciej grupie Finowie objęli jednak prowadzenie. Na górze skoczni pozostał tylko Janne Ahonen. 125,5 metra - tyle pokazała tablica z wynikami. To nie wystarczyło do zostania mistrzami olimpijskimi, to Niemcy stanęli na najwyższym stopniu podium. Srebrny medal smakował tym gorzej, że do zwycięzców Finowie stracili zaledwie 0,1 punktu.

Matti Hautamaeki, Risto Jussilainen, Janne Ahonen i Veli-Matti Lindstroem. To oni sięgnęli po trzeci w historii drużynowy krążek dla Finlandii w rywalizacji drużynowej na zimowych igrzyskach. Pierwszych trzech zawodników nie trzeba chyba nikomu przedstawiać - są legendami dyscypliny, medalistami mistrzostw świata, świetnie prezentującymi się też w cyklu Pucharu Świata. Kim jednak jest ten ostatni, który choć był najsłabszym ogniwem, to także przyczynił się do sukcesu reprezentacji?

Olimpijski zawód

Po latach wracając do wspomnień z Salt Lake City, Lindstroem sam podkreśla, że nie jest zadowolony z drużynowego występu sprzed dwudziestu lat. - Nie pamiętam już szczegółów, ale mój występ nie był satysfakcjonujący. Do złotego medalu zabrakło naprawdę niewiele - wspominał Veli-Matti. Choć każdy z zawodników mógł dołożyć do końcowej noty coś od siebie, to właśnie wyniki Lindstroema najbardziej odstawały od pozostałych. Niezmiennie srebro z igrzysk było jego największym sukcesem.

Nie był to jednak jedyny medal, który Fin zdobył na imprezach seniorskich. Do krążka z olimpiady dołożył jeszcze jeden z mistrzostw świata w lotach narciarskich - także srebrny. Sięgnął po niego w 2004 roku na Velikance - skoczni, na której rok wcześniej prawie poprawił rekord świata. W Planicy udało mu się polecieć na 232,5 metra, ale fiński zawodnik nie ustał tak odległego skoku. Jego rekord życiowy wcale nie odstaje aż tak znacząco od ówcześnie najdłuższej ustanej próby na świecie. Tego samego dnia, gdy był o krok wpisania się na listę rekordzistów, uzyskał na Velikance 225,5 metra. 

Patrząc na wyniki Fina, loty narciarskie były czymś, co w dyscyplinie wychodziło mu najlepiej. Veli-Matti dwukrotnie plasował się w czołowej dziesiątce końcowej klasyfikacji Pucharu Świata w lotach narciarskich (na miejscach siódmym i dziesiątym). Skąd u Lindstroema dobre wyniki na skoczniach do lotów? Był on typem zawodnika, którego skokowe umiejętności koncentrowały się właśnie na locie, a nie na technice. Sam mówił o tym, gdy w 2008 roku zdecydowanie odstawał poziomem od najlepszych skoczków. - Nastąpiło różnego rodzaju zmiany zasad, które wpłynęły na moją technikę bardziej niż inne - komentował Vellu. Jak uważa sam zawodnik, gdy w skokach nacisk został bardziej położony na moc i wysiłek przy skoku, jego umiejętności już nie wystarczały.

Bez stabilizacji

Próbując prześledzić karierę Lindstroema, można dojść do dwóch głównych - to zawodnik, którego przygoda z dobrym skakaniem ograniczyła się właściwie do lat juniorskich. I jeszcze, że to skoczek, któremu definitywnie brakowało stabilizacji. Veli-Matti potrafił uplasować się w TOP10, by tydzień później nie awansować do trzydziestki; w pierwszym konkursie olimpijskim być na piątym miejscu, a kilka dni później nie wejść do drugiej serii; zająć miejsce w trzeciej dziesiątce, by kilka dni później stanąć na podium. W czołowej trójce zawodów Pucharu Świata przez całą karierę uplasował się pięciokrotnie, ale ani razu nie triumfował.

Tak wyglądały te lepsze sezony Fina w Pucharze Świata w jego lepszych sezonach. Za takie można uznać te w latach od 2000 do 2004. Niemniej i one czasem były sinusoidą. Pierwszy z nich, 2000/2001, to doskonały tego przykład. Na początku były dwa miejsca w pierwszej dziesiątce, ale i trzy starty bez punktów, by potem na dwa miesiące zniknąć z rywalizacji najwyższej rangi. A po powrocie zająć drugą lokatę w konkursie. Potem Lindstroemowi zdarzało się opuszczać "tylko" do pięciu konkursów w sezonie. Ale kończenie rywalizacji bez punktów, by zaraz potem wrócić do czołówki, cały czas pozostało jego specjalnością.

Przy takich rezultatach ciężko liczyć na czołowe miejsce w klasyfikacji końcowej. najwyższe, które w swojej karierze wywalczył Veli-Matti, to piętnaste w sezonie 2003/2004.

Juniorskie podboje

Gdy Finowie sięgali w Salt Lake City po srebrne medale olimpijskie, Veli-Matti Lindstroem miał osiemnaście lat. Gdy zaliczał najlepszy w karierze sezon w Pucharze Świata, dwadzieścia. To właśnie z juniorskich lat pochodzą jedyne sukcesy fińskiego skoczka, także te w zawodach dla juniorów. Bo o ile jego seniorska kariera nie należała do najbogatszych, to zgromadził też kilka krążków Mistrzostw Świata Juniorów. Najlepiej poszło mu w roku 2001 w Karpaczu, skąd przywiózł dla złota - indywidualne i drużynowe. Do tego dołożył dwa inne medale zdobyte wraz z reprezentacyjnymi kolegami - srebro i brąz zdobyte odpowiednio w 1999, gdy Lindstroem debiutował na mistrzostwach, i 2000. W 1999 wywalczył też złoto i srebro Olimpijskiego festiwalu młodzieży Europy w Popradzie.

Rok 2005 to dla Lindstroema przerwa w startach w Pucharze Świata. Po dwóch nieudanych podejść do kwalifikacji na skoczni w Ruce, na której w 2000 roku wylądował na 148. metrze (nie był to oficjalny rekord), przeniósł się do rywalizacji w Pucharze Kontynentalnym, ale i tam nie osiągał dobrych wyników. Krótkim powrotem do lepszych startów był sezon 2006/2007, kiedy podczas inauguracji otarł się o podium. To jednak jego ostatni błysk w skokach narciarskich. Potem przez rok regularnie próbował swoich sił w Pucharze Świata, by potem pokazywać się już tylko w zawodach drugiej ligi.

Zamknięty rozdział

- Rezygnacja nawet nie przyszła mi do głowy. Tak, musisz coś osiągnąć, zanim odważysz się przestać - mówił w podczas sezonu 2007/2008 srebrny medalista z Salt Lake City, który w trzynastu podejściach do Pucharu Świata zdobył osiemnaście punktów. Już sezon później na rok zniknął z międzynarodowej rywalizacji, by po dwunastu miesiącach wrócić do okazjonalnych startów w Pucharze Kontynentalnym. Po czterech latach od wypowiedzi Lindstroem zakończył swoją przygodę ze skokami. Decyzję podjął w wieku dwudziestu ośmiu lat, jednak patrząc na jego wyniki w poprzednich latach i fakt, że przez ostatnie sezony startował wyłącznie w Pucharze Kontynentalnym, nie mogła ona dziwić.

Sam Veli-Matti odczuwa niedosyt związany ze swoją przygodą ze skokami. - Teraz nie mogę powiedzieć, że byłem w pełni zadowolony ze swojej kariery skoczka. Myślałem wtedy, że żeby być usatysfakcjonowanym, muszę zaliczyć doskonały występ. Nie zawsze tak się zdarzało - wspominał.

Lindstroem został jednak dobrze zapamiętany przez współpracujących z niego trenerów. - Zaletą Vellu jest to, że jest bardzo ambitny i świadomy swoich słabości. Nic dziwnego, że nadal zdobywał medal wielkich imprez - mówił w 2008 roku Tommi Nikunen, który wówczas wciąż widział i Vellego szanse na poprawę i powrót do dobrych wyników. - Nie był taki sam jak inni skoczkowie jego czasów - mówił po latach były trener Finów. - Wydaje się, że Veli-Matti był jedynym, któremu zdarzało się zabierać szkolne podręczniki na wyjazdy na zawody.

Wciąż blisko sportu

Veli-Matti przyznaje, że nie śledzi już regularnie tego, co dzieje się w uprawianej przez niego kiedyś dyscyplinie. Wciąż pozostał jednak przy sporcie, choć już w ramach innej dyscypliny. Były fiński skoczek uprawia brazylijskie jiu-jitsu. To dla niego powrót do licealnych lat, gdy po raz pierwszy zobaczył zobaczył tę sztukę walki w wykonaniu Royce Gracie, jednego z jej twórców. - Pomyślałem, że fajnie byłoby robić to samo. Brazylijskie jiu-jitsu było wtedy bardzo miękką sztuką walki - mówił Fin. W dyscyplinie najbardziej fascynuje go fakt, że nawet ktoś o mniejszej masie może wyjść z walki zwycięsko. 

Dla Lindstroema ważna jest też mnogość technik, których może używać w tej sztuce walki. - Później, nawet po długim uprawianiu dyscypliny, ciągle można się uczyć i wymyślać nowe rzeczy. Spektrum technologii jest tak ogromne, że nigdy nie nauczysz się wszystkiego.

Veli i Doskonałe Mleko

- Vellu promuje polskie mleko - pisał w 2003 roku portal skokinarciarskie.pl. Lindstroem, którego ulubionym napojem było właśnie mleko, został twarzą Doskonałego Mleka, współpracującego również z innymi skoczkami narciarskimi. Na nartach fińskiego zawodnika pojawiło się logo firmy, a wizerunek jego samego widniał na promujących markę plakatach. Veli brał udział w konferencjach prasowych, reklamach telewizyjnych, był jednym z promotorów akcji "Mleko w szkole". Tymi marketingowymi działaniami przyciągnął do siebie uwagę polskich kibiców, którzy zapamiętać mogli go właśnie ze względu na działania prowadzone we współpracy z Doskonałym Mlekiem.

Źródło: Wykop

Bez szans na powtórkę

Dziś scenariusz podobny do tego z 1999, 2000 czy 2001 roku, gdy Lindstroem sięgał po medale juniorskich czempionatów, jest całkowicie niemożliwy. Podobnie jest z nadziejami na historię podobną do tej z igrzysk, gdy dziewiętnastoletni Fin sięgnął po olimpijski krążek. Już pierwsze próby młodych fińskich zawodników przed MŚJ w Zakopanem pokazały, że potencjał Veliego póki co nie znalazł powtórki wśród kolejnych pokoleń. Dziś druga dziesiątka juniorskiego czempionatu wydaje się być dla Finów szczytem marzeń. A dwadzieścia lat temu wszystko wyglądało jeszcze tak kolorowo.

Źródło: tvn24.pl, yle.fi, iltalehti.fi, skokinarciarskie.pl, ts.fi

(Aleksandra Kuzioła)

Co sądzisz na ten temat?

podoba mi się 0
nie podoba mi się 0
śmieszne 0
szokujące 0
przykre 0
wkurzające 0
facebookFacebook
twitterTwitter
wykopWykop
komentarzeKomentarze

komentarz(0)

Brak komentarza, Twój może być pierwszy.

Dodaj komentarz

0%