Zamknij

W rajtuzach i wełnianym swetrze. Wspomnienie legendy łyżwiarstwa

18:32, 15.11.2023 Piotr Wojtaszczyk Aktualizacja: 18:32, 15.11.2023
Skomentuj

Wielka strata polskiego sportu. W wieku 92 lat odeszła od nas jedna z najwspanialszych zawodniczek w historii polskiego łyżwiarstwa szybkiego. Pierwsza, razem z Elwirą Seroczyńską, zdobywczyni medalu olimpijskiego na zimowych igrzyskach. Wielokrotna mistrzyni Polski ma w swoim dorobku wiele sukcesów. W trakcie swojej kariery zgromadziła także kilka ciekawych anegdot i historii. Parę z nich przytoczymy w tym artykule. Poświęcamy go pamięci Heleny Pilejczyk.

Sławek, CC BY-SA 2.0, via Wikimedia Commons

Łyżwy prawie z przypadku

W 1952 r. Helena Majcher była nauczycielką młodszych klas w Szkole Podstawowej nr 3 w Elblągu, a ponadto - dobrze zapowiadającą się lekkoatletką i siatkarką. Lubiła także narciarstwo. - Na łyżwach umiałam jeździć, ale na krótkich - wspominała Helena Pilejczyk w rozmowie z Sebastianem Malickim z portel.pl. Jeden z trenerów Stali Elbląg - Kazimierz Kalbarczyk - szukał talentów do sekcji łyżwiarstwa szybkiego. Oczywistym było, że zwróci uwagę na Helenę.

Po pierwszym treningu młoda nauczycielka nie poradziła sobie zbyt dobrze. Do tego stopnia, że nie przyszła na kolejny, a trenera unikała na ulicy. - Wtedy stwierdziłam, że łyżwiarstwo to jednak nie dla mnie - wspominała. Los jednak sprawił, że kilka miesięcy później, podczas ferii świątecznych, Helena z nudów wybrała się na pobliski zamarznięty basen. Trener o niej nie zapomniał i mimo wywrotki na samym początku, nie poszło jej źle. Podczas sprawdzianu na koniec obozu znalazła się w środku stawki. Wśród takich sław jak Elwira Potapowicz (po mężu Seroczyńska), nie był to wynik najgorszy. - Modliłam się, żeby nie być ostatnia - śmiała się Helena Pilejczyk.

Pierwsze mistrzostwa...

1953 rok. Mistrzostwa Polski w Zakopanem. Ze składu Stali Elbląg w ostatniej chwili wypadła jedna z zawodniczek. Trener Kazimierz Kalbarczyk powołał na jej miejsce Helenę Majcher. Zawodniczka, która trenowała dopiero kilka tygodni, miała pojawić się na najważniejszej krajowej imprezie łyżwiarskiej.

- W szkole zbytnio zadowoleni nie byli, bo trzeba było organizować zastępstwa. W klubie magazynier wydał mi łyżwy dwa numery za duże, jakościowo też bez rewelacji, sweter, wełniany czepek, rajtuzy z dzianiny, też za duże. Chyba stwierdzili, że nieznanej zawodniczce najlepszego sprzętu nie dadzą. I pojechałam do Zakopanego - wspominała Helena Pilejczyk.

Ostatecznie łyżwy na zawody w odpowiednim rozmiarze przywieźli jej sędziowie z Elbląga, rajtuzy zmniejszyła sobie sama. Na zgrupowaniu przed mistrzostwami musiała się jednak prosić o sprzęt swoich kolegów z sekcji. Jak się okazało, żadna z doświadczonych koleżanek nie chciała pomóc. Zlitował się dopiero kolega - Henryk Połeć.

Same zawody poszły po myśli naszej zawodniczki. Zajmowała całkiem wysokie miejsca w pierwszej szóstce. Była wniebowzięta. - Największą oprócz Hadasika rewelacją mistrzostw była zawodniczka elbląskiej Stali, Majcher, startująca po raz pierwszy w poważniejszej imprezie: zajęła ona szóste miejsce wyprzedzając m.in. znane zawodniczki Morzycką i Milewską - donosiła ówczesna prasa.

... i pierwsza katastrofa

Helena miała przede wszystkim pomóc sztafecie. Niestety, zawodniczkom poszło bardzo źle. Przez wywrotki straciły jakiekolwiek szanse na medal. Postawiły sobie jednak inny cel - rekord Polski. Jak założyły, tak zrobiły. W taki sposób młoda Helena, która zaczęła swoją przygodę z łyżwami kilka miesięcy wcześniej, stała się posiadaczką rekordu Polski.

Radość nie trwała długo. Tuż po powrocie do Elbląga, zawodniczka dostała ultimatum ze swojej szkoły. Albo nauczanie, albo łyżwy. Helena wybrała to drugie. Znalazła inną pracę w biurze radcy prawnego. Musiała łączyć ją z treningami. - Na początku pracowałam normalnie, jak wszyscy. Potem mój szef zaproponował, żeby klub napisał pismo z prośbą o zwolnienie na treningi - wspominała łyżwiarka.

Wspaniała rywalizacja

Od tamtego wydarzenia rozpoczęła się wspaniała rywalizacja Elwiry Seroczyńskiej i Heleny Pilejczyk. Całe łyżwiarskie środowisko w Polsce żyło pojedynkami tej dwójki. Elwira zmieniła jednak klub - dołączyła do Stali FSO Warszawa. Jedna ze słynnych potyczek miała miejsce podczas mistrzostw Polski w 1954 roku.

- Pamiętam jeden bieg na mistrzostwach Polski w 1954 r. w Zakopanem na 5 tys. metrów. Ten bieg miał decydować o zwycięstwie w wieloboju. Biegłyśmy w jednej parze, ale Kazimierz Kalbarczyk chciał, żebym to ja wygrała. Na jego sygnał miałam robić 30-40 metrów przewagi, żeby Elwirę zmęczyć. Miałam wtedy lepszą kondycję ogólną. Jechałyśmy niby równo, ale Elwira minimalnie z tyłu. Na dystansie 5 tys. metrów kilkakrotnie miałam takie zrywy i na finiszu opadłam z sił. Tym razem zwyciężyło doświadczenie, wygrała o łyżwę. Musiałam zadowolić się srebrnym medalem - wspomina Helena.

W pozostałych biegach także Elwira była najlepsza. Helena musiała zadowolić się drugimi miejscami. Był jednak jeden wyjątek - bieg na 500 metrów. W nim właśnie swój pierwszy tytuł zdobyła była nauczycielka. Jak się okazało później - jeden z wielu. W 1956 roku zdobyła komplet złotych medali, pokonując na każdym dystansie swoją rywalkę. W 1957 oddała Elwirze złoto na 500 metrów, a w 1958 pod jej nieobecność - także była całkiem złota.

Spotkanie z wiceprezydentem USA

Po uroczystości otwarcia igrzysk w Squaw Valley w 1960 roku wioskę odwiedził ówczesny wiceprezydent Stanów Zjednoczonych - Richard Nixon. Podjechał samochodem pod stołówkę, gdzie akurat Helena Pilejczyk rozmawiała między innymi z Eugeniuszem Szczepanikiem, attaché ambasady PRL w Waszyngtonie oraz Elwirą Seroczyńską. Na kurtkach zawodniczek Nixon dostrzegł białe orły.

- Poland? - pyta, a gdy potwierdzają, dodaje, że zna kilka polskich słów: - Niech żyje Polska. Niech żyje przyjaźń polsko-amerykańska.

Następnie zwraca się do Heleny: - Pamiętam spotkanie z Polakami w Warszawie i w sercu swoim noszę dużą sympatię dla Polaków - fragment książki "Stulecie przeszkód. Polacy na igrzyskach" Daniela Lisa.

Przed startem na 500 metrów Helena Pilejczyk bardzo się denerwowała. Była jedną z wyżej stawianych zawodniczek. Była tzw. małą mistrzynią świata. Nie mogła jeść ani spać. Musiała zdecydować w jakim stroju wystartuje. Wybór padł na wełniany sweter, rajtuzy, czapkę i rękawiczki, albo elastyczny. Zrezygnowała z dwuczęściowego stroju, w którym zwyczajnie źle się czuła. W biegu na 500 metrów nie poradziła sobie zbyt dobrze - zajęła dopiero 12. pozycję. Elwira Seroczyńska była szósta. To jednak nie był koniec walki dla polskich zawodniczek.

Historia niesamowitej przyjaźni

- 52 lata byłam skazana na Elwirę, a ona na mnie. W 1952 roku pojechałam na zgrupowanie łyżwiarzy jako lekkoatletka. Tam poznałam mistrzynię Polski Seroczyńską. Miałam ją za wzór, biegałam za nią, naśladowałam jej ruchy podczas treningu. Ona i koleżanki poczuły się w pewnym momencie zagrożone - przyznała brązowa medalistka ze Squaw Valley w rozmowie z Markiem Ceglińskim.

- Gdy zaczęłam dochodzić do poziomu Elwiry, kiedyś w trakcie wieczoru szczerości stwierdziłyśmy: obydwie chcemy wygrywać, więc nie możemy do siebie mieć o to pretensji; po to przecież uprawiamy sport. Natomiast poza treningiem i zawodami powinniśmy być koleżankami, bo jesteśmy skazane na siebie, często mieszkamy w jednym pokoju, razem jeździmy na zgrupowania. Wytrzymałyśmy 52 lata. Pod koniec kariery ta przyjaźń jeszcze się zacieśniła. Elwira mieszkała w Warszawie, ja zostałam w Elblągu. Często u niej nocowałam, gdy przyjeżdżałam do stolicy. Była bardzo gościnną, radosną osobą - dodała Pilejczyk.

- Helenka jeździła inaczej niż ja, była wyższa, miała może mniej dynamiczne ruchy, jednak bardzo rytmicznie i płynnie pokonywała dystans. Zaczęła się pomiędzy nami wielka rywalizacja, która po kilku latach doprowadziła i mnie, i ją do miejsca na olimpijskim podium! - wspominała Seroczyńska.

Jest srebro... i brąz!

21 lutego 1960 rok. Bieg na 1500 metrów. Helena Pilejczyk, mimo że woli krótsze dystanse, ma większe szanse niż podczas poprzedniego startu. Do stroju wprowadziła innowację - dół elastyczny, góra wełniana. Jak się okazało - była to innowacja efektywna. Zawodniczka była dobrej myśli. Miała wystartować w dziewiątej parze z Lidiją Skoblikową.

W siódmej parze jechała Elwira Seroczyńska. Z czasem 2 minuty 25,7 sekundy pobiła rekord Polski. Do rekordu świata zabrakło jej tylko dwóch setnych sekundy. Przed startem Heleny wciąż znajdowała się na prowadzeniu. Nadszedł czas. Polka wystartowała bardzo mocno, odstawiła Rosjankę. W pewnym momencie zaczęło jej jednak brakować sił. Lidija wyprzedziła ją i odstawiła na 25 metrów. Nasza zawodniczka ruszyła jednak w pogoń pod koniec i nieco zmniejszyła stratę do Rosjanki.

- Dała z siebie wszystko. Zwalnia i objeżdża tor. Chwilę zajmuje, nim komputer firmy IBM RAMAC 305 poda, że jej czas to 2 minuty 27,1 sekundy - lepszy od jej rekordu życiowego sprzed kilku tygodni o całe dziesięć sekund. Jeszcze nie wie, że ma brązowy medal, Elwira srebrny, a Lidija Skoblikowa wygrała z nowym rekordem świata. Trener Kalbarczyk jeszcze nie płacze z radości. Helena jeszcze przez moment nie słyszy okrzyków i oklasków, tylko bicie swojego serca, a w płuca wciąga rześkie powietrze - fragment książki "Stulecie przeszkód. Polacy na igrzyskach" Daniela Lisa.

Stracona szansa przyjaciółki i powrót do kraju

To nie był koniec niespodzianek podczas tych zawodów sportowych. W kolejnym dniu miała miejsce rywalizacja na dystansie 1000 metrów. Pilejczyk miała pewne trudności, ale na szczęście pojawiła się Seroczyńska. Jej występ był imponujący. Osiągała najlepsze międzyczasy.

- Dystans pokonuję swobodnie, podawane międzyczasy wskazują, że jadę po najlepszy wynik, gdyż najgroźniejsze konkurentki już przejechały. 150 m przed metą słyszę głos trenera: "Jedziesz po złoty!" (...) Już tylko 80 m do mety! Lewą łyżwą zawadzam o linię śniegową, która pod wpływem słońca i mrozu stała się lodową, i z wielkim poślizgiem wypadam poza tor łyżwiarski. Instynktownie podrywam się, chcę jechać dalej, lecz po chwili zdaję sobie sprawę, że wszystko już stracone - opisała ten wyścig Seroczyńska.

Mimo niepowodzeń w reszcie wyścigów, panie są traktowane w Polsce jak bohaterki. Zdobyły dwa medale igrzysk olimpijskich jednego dnia. To była pierwsza tego typu sytuacja w historii Polski na igrzyskach zimowych. Ten sukces został powtórzony dopiero w 2010 roku, kiedy to Justyna Kowalczyk zdobyła złoto i polskie panczenistki - brąz w drużynie. Był to jednocześnie pierwszy medal dla polskich panczenów od 50 lat.

Życie po karierze

Po igrzyskach w 1960 roku, Helena nie osiągnęła już żadnych znaczących osiągnięć w zawodach seniorskich. W 1972 roku Pilejczyk zakończyła karierę sportową i wróciła do pracy pedagogicznej i trenerskiej w Olimpii, a później w CWEKS Orzeł. W 1997 zdobyła złoty medal w wieloboju na torze w Berlinie, w kategorii powyżej 65 lat. Do 75. roku życia aktywnie uprawiała łyżwiarstwo szybkie, zdobywając tytuły mistrzyni świata weteranów. Była także wiceprezesem Elbląskiego Sportowego Klubu Nestora. W 2008 odsłoniła swoją gwiazdę w Alei Gwiazd Sportu we Władysławowie, a w 2013 replikę olimpijskiego medalu w Alei Gwiazd Sportu w Dziwnowie. Mieszkała w Elblągu i w 2002 otrzymała honorowe obywatelstwo tego miasta. Zmarła po długiej chorobie 13 listopada 2023 roku.

Wielcy żegnają legendę

Helena Pilejczyk była postacią niezwykle cenioną nie tylko w świecie łyżwiarstwa, ale także w rodzinnym Elblągu. Często brała udział w akcjach charytatywnych i wielokrotnie nagradzała laureatów zawodów łyżwiarskich. - Helena Pilejczyk jest Pierwszą Damą polskiego łyżwiarstwa w 95-letniej historii PZŁS. Była znakomitym sportowcem, szanowanym trenerem, oddanym dyscyplinie działaczem, a przede wszystkim jest wspaniałym Człowiekiem, który poświęca swój czas naszej dyscyplinie sportu - mówił Kazimierz Kowalczyk podczas benefisu Heleny Pilejczyk z okazji 85-rocznicy urodzin.

- Z ogromnym smutkiem przyjąłem informację o śmierci Pani Heleny Pilejczyk - Honorowej Obywatelki Elbląga, łyżwiarki szybkiej - brązowej medalistki igrzysk olimpijskich w Squaw Valley w 1960 r. To wielka strata dla Elbląga - napisał w poście na Facebooku prezydent Elbląga - Witold Wróblewski.

- Pani Helena pozostanie w naszych sercach na zawsze - napisała Natalia Czerwonka.

- Na zawsze pozostanie w naszych wspomnieniach uśmiechnięta i pogodna - zaznaczył w swoim poście na Facebooku Zbigniew Bródka.

Źródło: gazeta.pl / polskieradio24.pl / portel.pl / wikipedia.pl

(Piotr Wojtaszczyk)

Co sądzisz na ten temat?

podoba mi się 0
nie podoba mi się 0
śmieszne 0
szokujące 0
przykre 0
wkurzające 0
facebookFacebook
twitterTwitter
wykopWykop
komentarzeKomentarze

komentarz(0)

Brak komentarza, Twój może być pierwszy.

Dodaj komentarz

0%