Internetowy portal szwedzkiej telewizji publicznej, svt.se, informuje o nowym pomyśle Międzynarodowej Federacji Biathlonu. Od sezonu 2024/25 biathloniści uczestniczący w biegach interwałowych (sprintach i biegach indywidualnych) utworzą cztery grupy, a moment ich startu będzie wynikał z miejsc zajmowanych w klasyfikacji generalnej Pucharu Świata. Co więcej, najlepsi biathloniści startować mają pod koniec stawki.
Od kolejnej kampanii zawodnicy mają utworzyć trzy lub cztery grupy startowe. Na początku wystartują biathloniści "nierozstawieni" - z krajów, które nie należą do czołówki sportów zimowych. W drugiej grupie (numery 16-45) mają dołączyć do nich zawodnicy zajmujący miejsca poniżej czołowej "15" PŚ, z kolei najlepsza piętnastka ma ruszać na trasę na końcu, z numerami od 46 do 75 (rozdzielona zawodnikami słabszymi). Jeśli zgłoszonych biathlonistów będzie więcej niż 75, reszta wystartuje w grupie dodatkowej. Mają to być między innymi zawodnicy z krajów-potęg biathlonowych (jak Norwegia, Francja czy Niemcy), którzy dołączyli do biathlonowej elity poprzez udział w zawodach juniorskich lub Puchar IBU.
Zdania ekspertów na temat nowej idei nie są jednoznaczne. Ekspert telewizji SVT i ex-biathlonista Björn Ferry odnosi się do zmian z entuzjazmem.
- Myślę, że to dobre posunięcie. Zobaczymy więcej ekscytujących, a zarazem dłużej trwających zawodów - twierdzi mistrz olimpijski z Vancouver (2010).
Odmienną opinię wyrażają natomiast sami zawodnicy. Narzekają na losowość zmian i potencjalne pogorszenie się stanu tras biegowych w trakcie samych zawodów.
- Jeśli okaże się, że najlepsi biathloniści wystartują w ostatniej grupie, będą biegać w dużo słabszych warunkach. Poza tym, jako zawodniczka będę musiała rozgrzewać się w inny sposób, a w przypadku startu po kontuzji nie będzie to wyglądać optymalnie. - powiedziała Hanna Oeberg.
- Tory często nie utrzymują się w ryzach. Szkoda, że IBU nie wzięła pod uwagę naszego zdania - dodaje Elvira Oeberg, siostra Hanny. Dodajmy, że Szwedka zeszłej zimy zmagała się z kontuzją kolana, więc może obawiać się o swoje zdrowie.
Vetle Sjåstad Christiansen twierdzi natomiast, że zawody biathlonowe można rozgrywać podobnie, jak alpejskie.
- W narciarstwie alpejskim transmisje kończą się po trzydziestym zawodniku. Oczywiście, czasem zdarzają się niespodzianki, ale kibice mogą zaakceptować zaskakujące podium i dowiedzieć się o nim w wiadomościach - mówi sześciokrotny zwycięzca zawodów rangi światowej.
Szef IBU Ole Dahlin kontruje powyższe obawy biathlonistów. Twierdzi, że w przypadku zmiany warunków biegi można opóźniać, a poziom specjalistów zajmujących się sprzętem, którzy potrafią dopasować narty na najcięższe warunki pogodowe, jest bliski perfekcji.
źródło: svt.se; expressen.se
Brak komentarza, Twój może być pierwszy.
Dodaj komentarz