O dramatycznych dla siebie chwila w autobiografii napisała Marit Bjoergen. Najlepsza biegaczka narciarska w historii wspomina moment, kiedy testy dopingowe wykazały u niech "uchybienia". Norweżka tłumaczyła się jednak, a Międzynarodowa Federacja Narciarska uwierzyła jej.
?php>?php>
?php>
To wszystkie działo się po Mistrzostwach Świata w Narciarstwie Klasycznym 2017. Wówczas z Lahti Marit Bjoergen wróciła z czterema złotymi medalami. Była nie tylko w pełni szczęśliwą matką, ale też usatysfakcjonowaną sportsmenką, która wróciła do startów po przerwie. Radość jednak zachwiała się, kiedy w kwietniu otrzymała wyniki testów dopingowych, którym była poddawana w Finlandii. - Próbka moczu zawierała ślady 19-norandrosteronu. Jest to substancja zwiększająca wydolność i znajduje się na zakazanej liście WADA - wspomina Bjoergen w swojej autobiografii.
?php>Konkretnie nieprawidłowości miały wyjść po biegu na 30 km. Marit przypomina sobie, że była wystraszona. Płakała, miała mdłości i problemy z oddychaniem. Wiadomość przekazał jej lekarz kadry Petter Olberg. Ten uspokajał ją. Uważał, że rozbieżność może być związana z faktem, że użyła preparatu Primolut-N. Służy do zmiany cyklu miesiączkowego. Ponoć ma to być powszechne wśród zawodniczek.
?php>- Ale nie mogłam odpuścić całkowicie i ustaliliśmy, że powinniśmy zadzwonić następnego dnia i wszystko wyjaśnić. Łzy popłynęły i trudno było usną - wyznała wielokrotna mistrzyni olimpijska w rozmowie z NRK. Po dwóch tygodniach mogła odetchnąć z ulgą. Międzynarodowa Federacja Narciarska (FIS) doszła wówczas do wniosku, że jej wyjaśnienia były zgodne z ustaleniami laboratorium.
Autobiografia Marit Bjoergen do sprzedaży w norweskich księgarniach trafi we wtorek 12 października 2021 roku.?php>
Źródło: NRK / Eurosport.no / Informacja własna
Brak komentarza, Twój może być pierwszy.
Dodaj komentarz