Nie milkną echa niedawno wydanej książki Thomasa Morgensterna. Były skoczek ujął czytelników odkrywaniem swojej kariery od kulis, ale w jego wydawnictwie można znaleźć też ciekawostki z życia drużyny. Morgenstern dość mocno wyraził swoją opinię o Alexandrze Pointnerze.
?php>?php>
Dobra atmosfera w drużynie zawsze była dla Pointnera bardzo ważna. Miał wizję zespołu, który potrafi się razem dobrze bawić i w którym panuje wolna od konfliktów atmosfera i całkowita harmonia. Ale to tak nie działa. Skoki narciarskie są sportem indywidualnym, a drużyna składa się z indywidualistów. Właśnie dlatego bardziej liczą się interesy jednostek niż interesy kolektywu. Rola trenera zawsze była więc bardzo trudna.?php>?php>?php>?php>
Trenerska filozofia Alexandra Pointnera bardzo się zmieniła z biegiem czasu. Na początku był trenerem w pełnym tego słowa znaczeniu. Wspólnie pracowaliśmy nad techniką skoku i nad rozwojem sprawności fizycznej. To mi odpowiada - muszę wiedzieć, gdzie popełniam błędy, żebym mógł je skorygować. Nagle jednak wszystko zaczęło się kręcić tylko wokół neurocoachingu i rozwijania umiejętności audiowizualnej percepcji. Wszystko wyłącznie w głowie. Sprawy związane z treningiem fizycznym zupełnie zeszły na drugi plan. Zautomatyzowane procesy, mające na celu utrwalenie skoku w głowie, nagle stały się najważniejsze. Te audiowizualne elementy są z pewnością świetnym środkiem na uzupełnienie kompleksowego programu treningowego, ale kiedy zaczynasz mieć wrażenie, że wszystko kręci się tylko wokół tego - coś ci nie pasuje. Może są zawodnicy, którym to odpowiada, ale ja jednak potrzebuję pracy nad podstawowymi komponentami. Głęboko wierzę, że droga do sukcesu w pierwszej kolejności wiedzie przez ludzkie umiejętności. Dużą rolę odgrywają też trening, siła odbicia, technika, sprzęt... Wszystkie te rzeczy decydują w 95 procentach o twoich osiągnięciach. Pozostałe pięć procent to zdrowie, ambicja, wiara we własne umiejętności, psychika, "wolna głowa". Te pięć procent decyduje o zwycięstwie albo o porażce. Mimo to nie można zaniedbywać tych 95 procent, bo kiedy brakuje odpowiedniej bazy, samo pięć procent niczego nie zdziała.?php>
?php>
Zawsze starałem się jasno komunikować, czego mi potrzeba. Ale sytuacja była trudna. Choć ufałem trenerowi i jasno mu mówiłem, co uważam za dobre dla siebie, on pozostawał głuchy na moje słowa i był przekonany, że to jego metody są dla mnie najlepsze. Takie podejście mnie denerwuje. Mnie to nic nie daje. Nigdy nie rozumiałem, dlaczego Pointner nie potrafił tego zaakceptować, i dlatego konsekwentnie pracowałem nad sprawnością fizyczną z Heinzem Kuttinem. To, że relacja trener - zawodnik nie może obejść się bez konfliktu, jest właściwie jasne. Ale o co w tym tak naprawdę chodzi? O wspólny sukces? Mój sukces nie był kwestią tylko mojej odpowiedzialności, lecz przynajmniej w równym stopniu także odpowiedzialności trenera. Nie chodzi o mierzenie zasług i o to, co się komu zawdzięcza. Chodzi o to, żeby wspólnie dążyć do osiągnięcia zamierzonych celów. Takie jest moje zdanie.?php>
Napisał w swojej książce Thomas Morgenstern
?php>
Więcej o książce TUTAJ.
?php>Przypominamy, że wciąż można zakupić książki w dobrych księgarniach. Spragnieni rywalizacji mają szanse wygrać nasz ostatni egzemplarz w konkursie, o którym więcej przeczytacie TUTAJ. Czas do soboty.
?php>Źródło: Materiały prasowe wydawnictwa SQN
Brak komentarza, Twój może być pierwszy.
Dodaj komentarz