Na portalu Sport.de możemy przeczytać, że wprawdzie Wellinger stracił prowadzenie w klasyfikacji turnieju, ale za to ma już za sobą "przeklętą" skocznię Bergisel. Niemieccy dziennikarze podkreślają, że strata Wellingera przed ostatnim konkursem TCS nie jest duża. W zasadzie panuje wręcz optymizm, że najgorsze już za nim. To pokazuje, jak bardzo Niemcy obawiali się obiektu w Innsbrucku. Również sam skoczek zachowuje optymizm. - Podoba mi się skocznia w Bischofshofen, skakałem tam bardzo dobrze. Zaatakuję z pełną mocą, skoczę z pewnością siebie, a potem zobaczymy, co znajdzie się na liście wyników - odważnie zapowiedział wicelider turnieju. Na ciekawą rzecz zwrócił też uwagę trener Stefan Horngacher. Otóż Wellinger słynie z osiągania świetnych prędkości na progu, a w Bischofshofen jest bardzo długi rozbieg. - Płaski rozbieg jest naprawdę bardzo dobry. Dzięki swojej przewadze szybkości może wiele z niego wyciągnąć - powiedział o swoim zawodniku Horngacher.
Andreas Wellinger okazał się jedynym Niemcem, który zakończył konkurs w czołowej dziesiątce. Jego kolegów z kadry dopadł mały kryzys, co jest dużym negatywnym zaskoczeniem po kapitalnym początku sezonu. Nie uciekło to uwadze tamtejszych mediów. Portal sportschau.de przypomniał przy tej okazji, że Begisel to od lat skocznia kojarzona z bolesnymi porażkami Niemców. Jako przykład wymienieni zostali zawodnicy, którzy tam tracili swoje szanse na triumf w turnieju, jak Martin Schmitt w 1999, Richard Freitag w 2018, czy Karl Geiger w 2021 roku. Ogólnie jednak niemieccy dziennikarze zachowują po dzisiejszych zmaganiach optymizm i wierzą, że w Bischofshofen Wellinger stanie się pierwszym ich rodakiem od czasów Hannawalda, który wygra najbardziej prestiżowy turniej w świecie skoków.
Źródło: sportschau.de, sport.de
Brak komentarza, Twój może być pierwszy.
Dodaj komentarz