Zamknij

Uwaga, weterani! 60-latkowie na saneczkarskim torze. Polak opisuje wyjątkowe zawody w Oberhofie [TYLKO U NAS]

20:34, 22.02.2022 Kamil Karczmarek
Skomentuj

Kibicom saneczkarstwa, czy skeletonu rywalizacja w tych sportach kojarzy się przede wszystkim przez pryzmat pucharów świata FIL, czy też IBSF oraz rywalizacji niższej rangi jak Puchar Narodów, Puchar Europy lub Interkontynentalny. Nie jest to jednak wszystko w domenie rywalizacji międzynarodowej. W dniach 10 do 12 lutego, na sztucznie mrożonym torze w Oberhofie, w Turyngi odbyła się 53. edycja zawodów "Veteranenrennen im Rennrodeln" i jednocześnie, w jej ramach rozegrano drugą edycję "Veteranenrennen im Skeleton". Polskę reprezentował w nich skeletonista Mateusz Lubecki, o którym już wspominaliśmy w ramach naszego portalu.

fot. archiwum prywatne Mateusza Lubeckiego

Rywalizacja ta oczywiście nie była zawodami włączonymi w oficjalną rywalizację w ramach kalendarza zawodów FIL czy IBSF. Została zorganizowana przede wszystkim przez Mandy Linz z klubu saneczkowego Ilmtal Manebach oraz Ralpha Willema z klubu RRC Waltershausen. Pomimo, że nie były to zawody pucharowe, to jak mówi sam Mateusz Lubecki była to bardzo ciekawa impreza.

Wiek uczestników zawodów wahał się od 30 do nawet ponad 60 lat

- W zawodach brało udział ponad 30 saneczkarzy i 6 skeletonistów. Starty odbywały się w "typowych" kategoriach, czyli w jedynkach męskich, damskich oraz dwójkach. W skeletonie organizator rozpisał tylko jedną kategorię, gdyż na zawody zgłosiła się tylko jedna dziewczyna. Muszę przyznać, że pomimo mojego dość dużego jak na sport wyczynowy wieku (31 lat) poczułem się tutaj jak junior. Wiek uczestników zawodów wahał się od 30 do nawet ponad 60 lat i po raz pierwszy byłem jednym z najmłodszych ślizgaczy na treningach czy zawodach. Starty saneczkowe odbywały się z Jugendstartu w konkurencji jedynek, dwójki startowały ze startu dziecięcego zlokalizowanego za wirażem 9. Jako skeletoniści jeździliśmy wyżej, bo z Juniorenstartu. Warto tu zaznaczyć, że Oberhof jest jedynym torem sztucznym na świecie, zbudowanym wyłącznie z myślą o saneczkarzach. Nie ma na nim w ogóle typowego startu bobslejowo-skeletonowego. Zresztą z tego, co zasłyszałem w środowisku nie da się go w ogóle przejechać na skeletonie, jadąc z Herrenstartu. Nawet kadra niemiecka jeździ najwyżej z kobiecego startu - powiedział Polak.

Nasz rozmówca, w kończącym się już sezonie olimpijskim 2021/22 nie startował w żadnych zawodach IBSF. Jak już opisywaliśmy na naszej stronie, musiał się on mierzyć z ekstremalnymi problemami. Szeroko opisywane w mediach perturbacje związane z konfliktami wewnątrz związku, awaria samochodu w drodze na trening do Igls, brak opieki trenera i wynikające z tego duże problemy z jazdą podczas tego treningu. To tylko wierzchołek góry lodowej problemów, które Mateusz Lubecki szczegółowo opisał na swoim blogu.

Kompletne dno i porażka

- Trening w Igls to było kompletne dno i porażka. Po czymś takim nie było w ogóle sensu myśleć o pojechaniu na zawody. Potem nie było niestety dużo lepiej. Trener nie był w stanie wziąć mnie na trening do Siguldy, w grudniu 2021. Plan zakładał pojechanie na szkółkę skeletonową IBSF do Igls. Niestety, z powodu dużych problemów w komunikacji z organizatorem i to się nie udało. Właśnie dlatego pojechałem do Oberhofu. Stwierdziłem, że to nowy tor, okazja do poznania nowych ludzi, będzie fajnie - przyznał Lubecki.

Jak wspomniał nam Mateusz, zawody były bardzo profesjonalnie zorganizowane. Ralph Willem przeprowadził track walk i wraz z innym zawodnikiem szczegółowo opisał właściwy sposób jazdy na tym torze. Zaangażowanie tej dwójki w pomoc naszemu zawodnikowi było tak wielkie, że poprosili nawet o pomoc swojego znajomego, urodzonego w Kielcach Polaka, z którym na co dzień pracuje jeden z nich. Pomógł on w tłumaczeniu pomiędzy językiem niemieckim a polskim. Ralph Willem udzielił też kilka cennych wskazówek jeżeli chodzi o sprzęt. Same zawody były zresztą dla naszego zawodnika poligonem testowym, po dokonaniu pewnych zmian konstrukcyjnych, które wprowadził do swojego sprzętu. Jak sam, nieco żartobliwie stwierdził, już raz miał problem z rozkręcaniem się skeletonu podczas jazdy. Lepiej, żeby takie rzeczy działy się przy prędkości nieco mniejszej, niż "typowa przelotowa".

Z pozoru mogło by się wydawać, że tego typu zawody weteranów są niewinną zabawą trenerów i byłych zawodników stęsknionych za emocjami sprzed lat. Rywalizacja ma jednak drugie, bardzo ważne dno. Sporty ślizgowe wydają się większości kibicom działalnością zarezerwowaną wyłącznie dla wyczynowców, bardzo dobrze wyszkolonych, pozostających w ciągłym treningu, a być może nawet obdarzonym specjalnymi zdolnościami sportowców. Zawody Veterannenrenen odczarowują ten wizerunek i pokazują, że saneczkarstwo, choć drogie i trudne jest sportem dla każdego. Podkreśla to zresztą nasz rozmówca.

Startowała matka i jej syn

- Na Veteranenrennen zgłosiły się całe rodziny. Startowała np. około 40-letnia trenerka oraz jej młody syn. Wyglądało to nawet trochę zabawnie, bo synek startował razem z nami z Juniora, ale mama jechała już tylko z Jugendstart, czyli dwa wiraże niżej. Sanki są bardzo trudnym sportem. Wyżej położony środek ciężkości, trudniejsze sterowanie i większa tendencja do posuwu bocznego oraz wywrotek niż w przypadku skeletonu. Do tego większe przyspieszenie i prędkość maksymalna. Oczywiście zawodnicy na Veteranenrennen to ludzie, którzy spędzili w tym sporcie większą część swojego życia. Jednakże obecnie, z pewnością oddają jedynie kilkanaście ślizgów w sezonie. Dowodzi to, że na sankach może jeździć w zasadzie każdy chętny. Oczywiście do jazdy z Herrenstartu chęci to za mało. Jeżeli jednak ktoś zadowoli się Juniorem, w porywach do Damenstartu, to wystarczy jedynie ogromna ilość samozaparcia, nieco czasu, pieniędzy oraz przygotowanie się na obdartą i obtłuczoną skórę. Do tego zawsze można przesiąść się na skeleton. Tam jest dużo prościej, chodź skóra po wywrotce jest nie mniej obdzierana - dodał skeletonista.

Otwartość sportów ślizgowych na amatorów chcących spróbować swoich sił w tych emocjonujących dyscyplinach jest ważna, jeżeli wziąć pod uwagę istniejące plany budowy sztucznie lodzonego toru w naszym kraju. Co ostatnio wspominał Mateusz Lubecki, jego eksploatacja wiąże się z ogromnym zużyciem energii elektrycznej. Koszty te trzeba w jakiś sposób pokryć. Głównym źródłem dochodu większości torów są komercyjne przejażdżki turystów bobslejem kierowanym przez profesjonalnego pilota. Są to jednak usługi typowo rozrywkowe, podczas gdy głównym celem toru powinna być działalność sportowa. Veteranenrennen i treningi "amatorskich wyczynowców" są idealnym przykładem. Przynoszą dochód torowi, promują powszechny sport masowy i pokazują jego otwartość, co może pomóc, chociażby w poszukiwaniach sponsoringu.

Artykuł zakończmy cytatem z wywiadu, którego Mateusz Sochowicz udzielił Krzysztofowi Gonciarzowi podczas Igrzysk Olimpijskich w Korei Południowej w 2018 roku: - A dlaczego akurat saneczkarstwo a nie coś innego? - Trzeba by się było przejechać na torze i poczuć ten strzał adrenaliny. Naprawdę jest mega przeżycie - odpowiedział.

Całą relację z zawodów można znaleźć na osobistym blogu Mateusza Lubeckiego pod TYM LINKIEM.

(Kamil Karczmarek)

Co sądzisz na ten temat?

podoba mi się 0
nie podoba mi się 0
śmieszne 0
szokujące 0
przykre 0
wkurzające 0
facebookFacebook
twitterTwitter
wykopWykop
komentarzeKomentarze

komentarz(0)

Brak komentarza, Twój może być pierwszy.

Dodaj komentarz

0%