Zamknij

Uciekła za domu, aby pożegnać mistrza. Szalone wspomnienie benefisu Małysza

18:37, 26.03.2021 Mateusz Król
Skomentuj

Wielu kibicom skoków narciarskich trudno w to uwierzyć, ale właśnie dzisiaj mija 10 lat od ostatniego skoku Adama Małysza. Na Wielkiej Krokwi w Zakopanem 26 marca 2011 roku odbył się benefis, na który zjechało kilkadziesiąt tysięcy kibiców z całej Polski. Wśród nich byli redaktorzy naszej strony oraz niepełnoletnia wtedy Agnieszka, która wyrwała się z domu, aby pożegnać mistrza.

fot. archiwum prywatne Agnieszki Adamskiej

Niebo nie chciało końca kariery

Kilkanaście dni wcześniej Adam Małysz zapowiedział zakończenie kariery, a 26. marca 2011 roku oddał swój ostatni skok. Towarzyszyła temu niezwykła impreza, dziesiątki tysięcy kibiców, prezydent RP z małżonką, gwiazdy polskiej sceny muzycznej i najlepsi skoczkowie świata. W planach była jednak rywalizacja pod nazwą "Skok do celu". Zawodnicy, których Małysz zaprosił na swoje pożegnanie, losowali odległości, jakie mają osiągnąć. Kto byłby najbliżej celu, ten by wygrał. "Byłby", bo zawody nie doszły do skutku przez śnieżycę i bardzo silny wiatr. Media pisały, że nawet niebiosa nie chciały zakończenia kariery mistrza skoków.

- Pracowałem wtedy dla redakcji Skokinarciarskie.pl i miałem ją reprezentować w trakcie tego pożegnania - przypomina sobie Jarosław Gracka, który aktualnie pisze dla Sportsinwinter.pl. - Było to dobrze zorganizowane, ale ostatecznie nic z tego nie wyszło przez wiatr. Ostatecznie niektórzy skoczkowie po prostu oddali skoki i w ten sposób pożegnali się z Małyszem - dodaje Gracka. Sam Adam też skoczył a po wszystkim przejechał pod szpalerem, który z nart utworzyli mu byli już rywale ze skoczni.

[WIDEO]281[/WIDEO]

Uciekła z domu, bo musiała tam być

fot. archiwum prywatne Agnieszki Adamskiej

Jednak pożegnanie czterokrotnego mistrza świata to nie tylko wielka sportowa historia. "Małyszomania" oddziaływała bowiem na społeczeństwo do samego końca kariery najlepszego wówczas polskiego skoczka. Ludzie zjeżdżali się z całego kraju, aby tylko zobaczyć ostatni skok mistrza. Wśród nich była Agnieszka Adamska, która opowiedziała nam swoją szaloną historię. - Rodzice byli w Meksyku, a nami zajmowała się babcia. Nikt nie chciał pozwolić mi jechać do Zakopanego, więc uciekłam - wspomina. Miała wtedy ledwie 16 lat, a pod Wielką Krokwią umówiła się z koleżanką, którą poznała przez Internet.

- Z perspektywy czasu wiem, że to było niebezpieczne, ale czułam, że musze pożegnać mojego idola - mówi Adamska. Pamięta, że chociaż pogoda płatała figle, to była szczęśliwa. W samej ucieczce pomogła jej siostra, która kryła ją przed babcią. - Miałam problem, żeby kupić bilety. Zastanawiałam się, kto mi je kupi. Zostały wejściówki na tylko dwa sektory, te droższe. Musiałam poprosić koleżankę, żeby mi kupiła - przypomina sobie Agnieszka. Dzisiaj pamięta też, że w podróż do Zakopanego wybrała się pociągiem i była to jej pierwsza taka podróż w życiu. Chociaż nikt z rodziny nie zorientował się wówczas, że na kilkadziesiąt godzin nastolatka zniknęła, to po kilku miesiącach sama się przyznała.

Inne wspomnienia

- To było jedno wielkie narodowe ruszenie. Wszyscy mieli poprzyklejane wąsy i było widać, że chcą pożegnać Małysza - wspomina Julia Drożdżal. Dzisiaj dziennikarka Sportsinwinter.pl mówi, że z perspektywy czasu czuje radość z tego, że uczestniczyła w tak wielkim wydarzeniu. - Mimo tego, że były tam prawdziwe tłumy i w zasadzie nic nie widziałam - podkreśla. Do stolicy polskich Tatr pojechała z tatą, który obiecał jej wyjazd na Puchar Świata w styczniu. Nic z tego nie wyszło, ale gdy usłyszeli o zakończeniu kariery Adama Małysza, natychmiast się zorganizowali na benefis. - Staliśmy pod skocznią od południa do dwudziestej. Było zimno i mokro. Jedyne co na mnie zrobiło wrażenie, to pierwszy w życiu widok skoków i skoczni na żywo - uzupełnia Julia.

Aura pogodowa dała się we znaki także wspomnianemu wyżej Jarosławowi Gracce, który nie przewidział takiej śnieżycy. - Ruszyłem samochodem. Chciałem jednak ominąć zakopiankę i ruszyłem przez Zawoję i Przełęcz Krowiarki. W jedną stronę wszystko było dobrze, ale po tej śnieżycy warunki się zmieniły - przyznaje Gracka. Wracał zatem krętą drogą z wieloma przepaściami, kiedy śnieg sypał jak szalony. - Stromo, zero widoczności, ślisko - opisuje. Mimo wszystko wspomnienia ma bardzo miłe, bo miał wiele okazji porozmawiać z zawodnikami oraz dyrektorem Pucharu Świata - Walterem Hoferem. Zapytał go nawet, czy ma jakiś pomysł na urozmaicenie skoków. - Powiedział, że nie widzi takiej potrzeby - przywołuje Jarek.

Inni żegnali przed telewizorami

Jednak nie każdy kibic Małysza mógł wybrać się w Tatry. Dlatego wielu z nich żegnało Małysza na różne sposoby. Nagrywali filmiki z podziękowaniami, a do tej akcji włączyli się także celebryci i politycy. Każdy z nich wspominał, z czym kojarzy mu się Adam. - Chciałoby się więcej, ale on wie co robi, bo zawsze to wiedział. Kochała go nie tylko cała Polska, ale świat - mówił aktor Daniel Olbrychski. W mediach szaleństw trwało przez cały dzień, a gospodarze różnych programów prowadzili je z doklejonymi wąski. Jak chociażby Hubert Urbański, który był wówczas prowadzącym "Bitwę na głosy" w TVP 2.

[WIDEO]284[/WIDEO]

Poruszenie w całym kraju było tak wielkie, że mimo odwołania właściwego konkursu "Skoku do celu", miliony widzów zasiadły w sobotę przed telewizorami. - Średnio prawie 6,6 mln widzów (a w najwyższy momencie oglądalności nawet 8,3 mln) towarzyszyło w sobotę 26 marca br. Adamowi Małyszowi podczas jego benefisu w Zakopanem, który transmitowała TVP1 - informował publiczny nadawca. Dla wielu młodych osób to sprawa, której mogą nie pamiętać. Jednak kariera Adama Małysza oraz jej zakończenie to historia, z którą wielu Polaków ma tak piękne wspomnienia, że przez lata będą krążyły o niej legendy.

Źródło: Informacja własna / TVP

(Mateusz Król)

Co sądzisz na ten temat?

podoba mi się 0
nie podoba mi się 0
śmieszne 0
szokujące 0
przykre 0
wkurzające 0
facebookFacebook
twitterTwitter
wykopWykop
komentarzeKomentarze

komentarz(0)

Brak komentarza, Twój może być pierwszy.

Dodaj komentarz

0%