Zamknij

Trener Polaków się wahał. PZN zaczął szukać następcy. Szczere wyznanie. "Miałem kryzys" [wywiad]

07:12, 12.04.2023 Mateusz Król Aktualizacja: 07:12, 12.04.2023
Skomentuj

- Czułem się zmęczony, a do igrzysk zostały trzy sezony. Musiałem mocno się zastanowić, bo nie byłoby to odpowiedzialne, gdybym wycofał się za rok - mówi w rozmowie z nami Lukas Bauer. Czeski trener polskich biegaczy zastanawiał się, czy chce jeszcze pracować dla PZN. Teraz zgłosił gotowość, ale PZN rozpoczął rozmowy z następcami. Wśród nich trener gwiazdy biegów - Fridy Karlsson - Per Nilsson. 

Frankie Fouganthin, CC BY-SA 3.0, via Wikimedia Commons

Lukas Bauer to chyba jeden z najbardziej ambitnych trenerów, jacy pracowali kiedyś przy polskich biegach narciarskich. Czech sam sięgał po największe sukcesy, a teraz chce doprowadzić do nich naszych zawodników. I chociaż miniony sezon ułożył się dla jego kadry ogólnie dobrze, to sam miewał do siebie pewne uwagi. 

Trener biegaczy szczerze: "Byłem zmęczony"

- Podczas mistrzostw świata po tych sprintach, o których rozmawialiśmy, gdzie wyniki były dobre, wracałem ze stadionu smutny, bo nie wyszło Monice... - mówi w rozmowie ze Sportsinwinter.pl Lukas Bauer. Trener w rozmowie podsumowującej sezon przyznaje, że wahał się co do dalszej współpracy.  

- W połowie stycznia przekazałem, że nie jestem pewny, czy chcę dalej pracować w roli trenera. Miałem pewien kryzys. Jestem bardzo emocjonalny i czasami takie rzeczy się zdarzają - wyznał Bauer

fot. Julia Piątkowska / Na zdjęciu" Dominik Bury i Maciej Staręga po ósmym miejscu w team sprincie na MŚ w Planicy.

Mateusz Król: Jak pan ocenia ostatni weekend w Pucharze Świata pana podopiecznych? Punktów nie zdobyli, chociaż wydaje się, że to był cel minimum. Pana oczekiwania były wyższe?

Lukas Bauer: Niewiele, ale wyższe. Przede wszystkim liczyliśmy na to, że Maciejowi Starędze i Kamilowi Buremu uda się wywalczyć punkty. Kamil po mistrzostwach świata w Planicy walczył jednak z chorobą i dopiero przed Lahti zaczął wracać do formy. To był dla niego sprawdzian. Ostatecznie zabrakło niewiele.

Nie widzieliśmy w biegu dystansowym Dominika Burego, który potrafił w tym sezonie pokusić się o dobry wynik. Co się stało?

Zdecydowaliśmy już po Falun, że będzie to odpuszczał. W Szwecji bieg stylem klasycznym nie poszedł po jego myśli, a do tego były trudne warunki. Pod koniec sezonu brakowało mu już energii. Podobnie zresztą było w przypadku Izabeli Marcisz. Braliśmy pod uwagę fakt, że zawodnicy brali też później udział w wojskowych mistrzostwach świata.

Trener miał to w swoich założeniach, żeby i na tę imprezę przygotować zawodników?

Teoretycznie nie. Biegacze mają po prostu obowiązek tam startować, a skoro przygotowywałem ich do sezonu, to siłą rzeczy w jakimś stopniu i tam. Naszym głównym celem były mistrzostwa świata w Planicy. Potem wiedzieliśmy, że dla zawodników jedyna okazja, aby wystartować dla wojska, to będzie właśnie ten czempionat. Dlatego na koniec sezonu skupiliśmy się na tym, aby byli przygotowani na ten start.

Skoro mówimy o Planicy, to zanim o dobrych wynikach, chciałem zapytać o Dominika Burego. Nie zmieścił się tam w czołowej trzydziestce biegu indywidualnego. Trener był zadowolony z tego rezultatu?

Nie. Na pewno nie. Naszym celem było atakować miejsce w czołowej dwudziestce na dystansie 15 km stylem dowolnym. To była jedna specyficzna sytuacja. Cały sezon startowali na dystansie 10 km, bo przed zimą wprowadzono jednakowe dystanse dla kobiet i mężczyzn, a podczas mistrzostw panowie biegali na 15 km. Mimo wszystko Dominik pokazywał w tym sezonie dobre biegi i liczyliśmy na najlepszą dwudziestkę.

Można powiedzieć, że nie trafił z formą na mistrzostwa?

Przede wszystkim to nie jest tak, że on nie trafił. Tak ułożyła się nasza współpraca. Bardziej biorę to na swoje barki, bo przecież podążał moim planem treningowym. Zgadzam się, że nie był przygotowany w stu procentach tak, jak to planowaliśmy. Na pewno na plus można zapisać to ósme miejsce chłopaków w team sprincie, bo to był cel. Jednak już podczas tej rywalizacji było widać, że organizm Dominika nie reaguje dobrze. Było tam jednak już za późno, aby coś poprawić. Dlatego czekaliśmy z nadzieją, że do końca mistrzostw coś się zmieni. Przykre to jest, że najsłabszy bieg Dominika w sezonie przypadł na mistrzostwa świata. Mimo wszystko zaliczam ten czempionat do udanych, bo on z Maćkiem zajęli to ósme miejsce w sprincie drużynowym i to wasz najlepszy wynik męski w historii tej konkurencji. Do tego jeszcze gwarancja stypendiów ministerialnych.

Przykre to jest, że najsłabszy bieg Dominika w sezonie przypadł na mistrzostwa świata.

Te sprinty w Planicy w ogóle były dla nas zaskakująco udane i to pomimo pecha Macieja Staręgi, który złamał kijek. Bo przecież życiowy wynik osiągnął Kamil Bury, a Izabela Marcisz też weszła do trzydziestki, chociaż w sprintach udaje jej się to niezwykle rzadko. Polska sprintami będzie teraz stała?

Mam nadzieję, że w przyszłości będziemy też obserwować dobre wyniki waszych sportowców na dystansach. Dominik pokazał, że stać go na to. Myślę, że i Izę na to stać. Pokazała podczas mistrzostw świata młodzieżowców, kiedy zajęła drugie miejsce na 10 km. Ten jej awans podczas mistrzostw świata w sprincie klasykiem to bardzo dobry wynik, a powinien być jeszcze lepszy, gdyby nie dyskwalifikacja, z którą do dzisiaj się nie zgadzamy . W przypadku Kamila cieszy jego wynik, ale jeszcze bardziej moc, którą pokazał. Myślę, że pamięta pan, jak znakomicie atakował na podbiegu. To mnie bardzo cieszy. A nie możemy też zapomnieć o Weronice Kalecie.

Ją specjalnie zostawiłem na osobny wątek. Dziewczyna, która została usunięta z kadry, trenowała w USA i to nie z najlepszymi Amerykankami, przyjeżdża na mistrzostwa świata i zajmuje 25. miejsce. To robi wrażenie. Może warto dać jej szansę w kolejnych sezonach?

To był naprawdę super wynik. Pierwszy raz udało jej się wejść do trzydziestki podczas mistrzostw świata. Myślę, że udowodniła to, co potrafi. Wiedziałem o tym od dawna, że ma niezwykłe umiejętności w sprincie. Dobrze biega kwalifikacje, a potem dopiero ma problemy. Wszystko jednak przed nią. Jej przygotowania z trenerką uniwersytecką w USA przebiegały dobrze. W ostatnich tygodniach o tym słyszałem i uważam, że to dla niej świetna nagroda. Jeśli chodzi o to odrzucenie... w poprzednim sezonie nie miała wyników, która pozwalałyby umieścić ją w kadrze A. Do tego jej studia w Stanach Zjednoczonych wręcz uniemożliwiały wspólne treningi. Dlatego zaproponowałem, aby była w kadrze rezerwowej. To mogło dac jej możliwość treningu z nami kilka razy. Chciałem, aby latem dołączyła do nas, ale to była jej prywatna decyzja i zrezygnowała. Teraz, po tych wynikach na mistrzostwach świata, będę proponował, aby znów była w kadrze. Trzeba będzie to jeszcze przemyśleć i poukładać, bo wciąż trudno będzie to łączyć ze studiami.

Monika Skinder, która kilka lat temu została okrzyknięta wielkim talentem, nie zanotowała dobrych wyników minionej zimy. Spotkałem się z opinią, że wokół niej jest za dużo presji. Pan też tak to widzi?

Nie wiem, jak jest w jej otoczeniu, ale Monika sama sobie na pewno nałożyła zbyt dużą presję. Zresztą, jak każdy zawodnik z naszej grupy. Chcą przecież osiągać wyniki. Muszę przyznać, że często jestem pytany o Monikę i odpowiem panu tak, że będzie pan zaskoczony. To był drugi najlepszy sezon w karierze tej biegaczki. Wiem, że może brzmieć to śmiesznie. Rozmawiamy o zawodniczce, które ma dopiero 22 lata, ale w Pucharze Świata zaczynała, kiedy miała 17 lat, także trochę już tych startów ma. W poprzednim sezonie nie miała żadnej lokaty w czołowej czterdziestce. Teraz miała chociażby 16. miejsce w Lillehammer. Uważam, że zrobiła postęp. To pokazał mi jej występ w Val Mustair. Tam była 33. w kwalifikacjach, ale te zmagania odbywały się na wysokości i Monika nigdy nie osiągała w takich warunkach dobrych wyników. A to był dobry. Nie wyszły mistrzostwa świata młodzieżowców, ale na trzy dni przed imprezą się rozchorowała. Ogólnie pokazała swój potencjał i postaramy się go rozwinąć. Musimy pamiętać, że tak Monika, jak i Iza, to wciąż młode zawodniczki. Potrzebują czasu.

W wieku juniorskim nie osiągałem żadnych znaczących sukcesów, ale po latach treningów się udało.


Z jednej strony mowa o potrzebie czasu, a z drugiej mamy Patricję EIdukę. Łotyszka niedawno jeszcze trenowała z Polkami, Marcisz potrafiła z nią wygrywać... Dziś Eiduka plasuje się w światowej czołówce, a nasze dziewczyny mają problem z punktowaniem.

Patricicja ma teraz norweskiego trenera i współpracuje z Brytyjczykami. Ma świetne warunki treningowe. Nie chcę powiedzieć, że my mamy złe możliwości. Polski Związek Narciarski oraz Ministerstwo Sportu i Turystyki robią wszystko, aby nam zagwarantować te warunki. W przypadku Łotyszki na pewno zmienił się trochę trening. Trudno powiedzieć dokładnie, co spowodowało, że tak odskoczyła z formą. Z tego co wiem, to kiedy dołączyła do teamu Aleksandra Wierietielnego i Justyny Kowalczyk, to nie była na poziomie Izy Marcisz czy Moniki Skinder. Ciężka praca i predyspozycje spowodowały, że już dwa sezony temu potrafiła uplasować się w czołówce. To nie znaczy jednak, że nasze dziewczyny nie mają już szans. Może nie zrobimy tego w rok, ale na pewno zrobią postęp. Dobrym przykładem jestem ja. W wieku juniorskim nie osiągałem żadnych znaczących sukcesów, ale po latach treningów się udało.

Myśli pan, że uda się wam stworzyć już w pełni jeden zespół? Rozmawiał pan z Izą Marcisz? Zakończy współpracę z Justyną Kowalczyk i dołączy do pana? Na razie - przynajmniej z boku - wygląda to na chaos.

Nie sądzę, aby to był chaos. Iza wszystko dokładnie dogadała z Justyną i współpracowały. Łączyły się przez telefon, kontaktowały mailowo. Czasami ja nagrywałem Izę i potem wysyłaliśmy to Justynie. To jednak zawsze trudne, kiedy nie masz trenera cały czas przy sobie. Rozmawiałem z Izabelą, bo teraz jest taki okres, w którym właśnie rozmawia się z zawodnikami. Na ten okres od mistrzostw świata miała już plan treningowy ode mnie. Dostałem od niej już sygnał, że chce ze mną współpracować.

Pan mówi, że chaosu nie było, ale Justyna chyba nie zawsze zgadzała się z pana decyzjami dotyczącymi startów, prawda?

Tak. My od początku się komunikowaliśmy, bo tak trzeba w przypadku, kiedy ktoś z kadry ma indywidualnego trenera. Wiadomo było jednak, że ostateczna decyzja w kwestii startów należy do mnie, jako głównego szkoleniowca. W październiku pokazywałem Justynie w Ramsau plan startów dla Izy i wtedy się zgadzaliśmy. W trakcie sezonu trzeba było jednak reagować na sytuacje. W Lillehammer pojawiło się zdziwienie, że Izabela nie wystartowała w sprincie, chociaż pierwotny plan to zakładał. Później zdecydowałem o tym, że skończyła Tour de Ski o jeden etap szybciej, niż było w założeniach. Wszystko komunikowałem Justynie i nie widziałem większych uwag. Chciałem, żeby lepiej przygotowała się do mistrzostw świata U-23. I zdobyła tam medal.

Dwa lata temu wahał się pan, czy zostać w Polsce, czy jednak wrócić do kraju. Teraz też pojawiły się pogłoski, że nie jest pan pewien. To jak to wygląda naprawdę?

Kariera sportowca nie jest łatwa, ale praca trenera również. Jest dużo emocji. Chociażby kiedy pan pyta o słabe wyniki Moniki, to bardzo się takimi sprawami przejmuję. Podczas mistrzostw świata po tych sprintach, o których rozmawialiśmy, gdzie wyniki były dobre, wracałem ze stadionu smutny, bo nie wyszło Monice... W połowie stycznia przekazałem, że nie jestem pewny, czy chcę dalej pracować w roli trenera. Miałem pewien kryzys. Jestem bardzo emocjonalny i czasami takie rzeczy się zdarzają. Chciałbym, aby wszystko było idealnie. Miałem pod swoją opieką łącznie siedmioro sportowców i z każdym wiązały się inne emocje. Nie chodzi mi o to, że brakuje motywacji, bo ona jest po takim sezonie. Tylko w trakcie zdarzały się wzloty i upadki, więc miałem załamanie. Powiedziałem, że decyzję podejmę na koniec sezonu. Czułem się zmęczony, a do igrzysk zostały trzy sezony. Musiałem mocno się zastanowić, bo nie byłoby to odpowiedzialne, gdybym wycofał się za rok. Sportowcy potrzebują stabilności.

PZN już wie, że pan chce dalej współpracować? Bo zdaje się, że zaczęli już szukać pana następcy.

Wiedzą. I ja też wiem. Rozmawialiśmy o tym podczas mistrzostw świata. To było tajne, dlatego nikomu nie chciałem mówić.

Słyszałem o trzech nazwiskach.

Tak. Obiecałem związkowi, że dam znać jak najszybciej, bo zdaję sobie sprawę, że to duża odpowiedzialność. Powiedziałem też, że nie mam nic przeciwko, aby związek prowadził rozmowy z potencjalnymi kandydatami. Przekazałem, że chcę zostać, ale decyzja należy do federacji. Jeśli będą chcieli zakończyć współprace ze mną, to zrozumiem. Mam nadzieję, że będą przemawiały za mną wyniki. Na efekt trzeba jednak poczekać.

(Mateusz Król)

Co sądzisz na ten temat?

podoba mi się 0
nie podoba mi się 0
śmieszne 0
szokujące 0
przykre 0
wkurzające 0
facebookFacebook
twitterTwitter
wykopWykop
komentarzeKomentarze

komentarz(0)

Brak komentarza, Twój może być pierwszy.

Dodaj komentarz

0%