Zamknij

Trener i jego prawo do wypalenia - czy Stoeckl odejdzie?

19:14, 26.06.2017 Jakub Balcerski Aktualizacja: 19:38, 26.06.2017
Skomentuj

Alexander Stoeckl to niezbyt oczywista postać dla fanów skoków. Każdy kojarzy go z sukcesów z norweską kadrą, ale chyba nikt dogłębnie nie spojrzał w jego przeszłość, to skąd się wywodzi. A sam trener bardzo to lubi, co podkreślał w wywiadzie udzielonym wraz z Andreasem Widhoelzlem, kolegą z czasów kariery zawodniczej. Obecnie stoi przed bardzo ważnym wyborem w swoim życiu - może zrezygnować z pracy, która przyniosła mu rozgłos i cofnąć do rodzimej Austrii. Wszystko rozbija się o problem wypalenia i braku motywacji z jakimi się zmaga. To jedna z większych chorób,  jaka obecnie trapi sport. Czy Stoeckl ją pokona?

Na początku miesiąca Alexander Stoeckl zaczął mówić o możliwości odejścia z kadry Norwegii. Media podejrzewają lukratywną ofertę z Chin - tak modnego obecnie kierunku dla sportowców, być może jednego z większych pasożytów, na którego działanie są narażeni. Kto tam wyjeżdża, nie ma gwarancji odniesienia wielkiego sukcesu. Ma jedynie zapewnienie o wielkiej kasie wpływającej na jego konto. Czy to jest najważniejsze? Nie sądzę, podobnie myśli chyba także Stoeckl. W tej samej rozmowie mówi bowiem o wypaleniu, braku motywacji i chęci oddania się rodzinnemu odpoczynkowi.

Nie ma przypadku także w tym, jak zaplanował plan treningowy swojego zespołu przed ewentualnym odejściem. Gdzie kadra pojedzie na zgrupowanie? Do Stams, z resztą jak w poprzednich latach. To właśnie tam szkolił się młody Stoeckl. Tym więcej przykrości musiała mu pewnie sprawić kontuzja Kennetha Gangnesa, odniesiona właśnie podczas przygotowań na tamtym obiekcie. Młody Norweg mocno zraził się tej skoczni, odmówił wyjazdu tam przed obecnym sezonem. Trener to wszystko zaakceptował. U Stoeckla jest w zasadzie odwrotnie. On i Austria przyciągają się coraz bardziej. 44-letni szkoleniowiec według doniesień norweskich mediów może chcieć pozostać tam, wraz ze swoją rodziną. Podjąłby pracę jako trener młodzieży.

To kolejny element potwierdzający tezę o jego wyczerpaniu, zbyt wielkim by kontynuować pracę na szczycie w swojej dyscyplinie. Podobnych przypadków nie trzeba w przypadku nas, Polaków szukać daleko. Jego kariera przypomina mi jednego z naszych byłych szkoleniowców - Łukasza Kruczka, który obecnie zajmuje się włoską kadrą. Stoeckl podobnie jak on nie był wybitnym skoczkiem. Chyba nawet nie tak utytułowanym. Tak naprawdę nie zdążył chyba niczego osiągnąć - po zajęciu 59 miejsca w klasyfikacji sezonu 1992/1993 dwie kampanie później postanawia rzucić skoki. W wieku zaledwie 22 lat. Trenerem był już jednak wybitnym, z ogromnymi sukcesami podobnie jak Kruczek. Polak pozostaje jednak wciąż przy szkoleniu na najwyższym poziomie, czego o Stoecklu jeszcze powiedzieć nie można. Poza skokami bardzo pasjonuje go muzyka - może to jest kierunek, w którym by się udał? W żadnej wypowiedzi Stoeckla z ostatnich miesięcy Austriak tego jednak nie sugeruje, więc ten wątek można porzucić. Czas udać się w następny.

Przykład Łukasza Kruczka nie jest do końca trafiony ze względu na to, gdzie obecnie się znajduje. A w kontekście sportowym? Szkoleniowcowi naszej reprezentacji w pewnym momencie też zabrakło już energii do pracy z naszymi zawodnikami. Pomysły, które wprowadzał, nie przynosiły niestety pożądanego rezultatu. Stoeckl ma za sobą najsłabszy sezon za sterami swojej kadry. Czy to musi jednak oznaczać rozłąkę?

Inaczej twierdzi Aleksy Kiełbasa, dziennikarz RadioGol.pl i prowadzący audycji "Winter Time" - Wydaje mi się, że Stoeckl to młody trener z dużymi ambicjami i jeszcze nie do końca spełniony - mówi dla Sportsinwinter.pl. - Mimo ostatniego słabszego sezonu, było dużo pozytywnych momentów. Widać, że w tej drużynie drzemie potencjał. Jeśli przed nadchodzącym sezonem Stoeckl wyciągnie wnioski, to Norwegowie będą mocni. Dlatego dla mnie, jego pozostanie jest więcej niż prawdopodobne - stwierdza z przekonaniem. Przeciwwagą dla jego opinii jest jednakże historia poprzednika Austriaka na jego stanowisku.

W książce "Mika Kojonkoski. Tajemnica sukcesu" Jona Gangdala (wydana przez wyd. MUZA SA, rok 2005) zawarty został ciekawy cytat. Fin był w podobnej sytuacji do Stoeckla, gdy trenował na początku XXI wieku swoją rodzimą drużynę. Po dwóch latach przydarzył jej się sezon bez większych sukcesów. Kojonkoski tak wówczas opisywał swoje życie: "Powrót do Finlandii po dwóch latach spędzonych w Austrii był cudowny. Ale po trzech latach pracy na okrągło niemal przez całą dobę, przy braku czasu dla rodziny, czułem że siły mnie opuszczają (...) Z czasem poczułem także, że coraz trudniej jest mi odpocząć, ponieważ wszędzie musiałem coś robić". Takie słowa tak doświadczonego i szanowanego trenera świadczą już o powadze problemu, z jakim zmaga się sport. Wypalenie dopada w nim każdego, niestety nie wszyscy są na nie gotowi, by je pokonać.

Przykłady płyną z całego świata - obecnie miejscem, gdzie jest go aż za dużo, stał się klub piłkarski z Katalonii - FC Barcelona. Zmieniają trenerów jak rękawiczki, a oni wiele razy przy odejściu tłumaczą się właśnie wypaleniem, potrzebą separacji od sportu. Choćby poprzedni Luis Enrique czy przebywający obecnie w Manchesterze Pep Guardiola. Portret takiego człowieka nietrudno jest nakreślić - tęskniący za przeszłością lub odmianą, zmęczony i doświadczony problemami pracoholik. Wypisz wymaluj Mika Kojonkoski. Pytanie, czy Stoeckl jest taki sam.

Trzeba podkreślić, że Austriak jest bardzo młody, jak na swój fach. Być może bierze to wszystko zbyt poważnie - ale po latach niekończących sukcesów nawet rok względnego niepowodzenia musi być sporym szokiem. Nie można zabronić mu być przestraszonym, jeśli brak mu koncepcji i zaangażowania to nikogo nie powinny dziwić podobne przemyślenia. Nie jesteśmy jednak pewni tej przyczyny. A to w ocenie jest kluczowe. O ile ucieczka do rodziny będzie respektowana, o tyle odejście do innego pracodawcy już niekoniecznie. Tak niestety działa obecny świat sportu. Z jednej decyzji robi się dyskusja na parę tysięcy znaków. Żyje tym nie tylko  Norwegia, ale w zasadzie cały narciarski świat. Sam Stoeckl wydaje się być trenerem silnym, który powinien zostać przy Norwegach. Jeśli jednak odejdzie to moim zdaniem, zostanie przy dyscyplinie albo nawet wróci do trenowania na szczycie. Historie takich jak on zazwyczaj nie kończą się w taki sposób. Wydaje mi się, że Stoeckl nie będzie wyjątkiem. Że poradzi sobie z wypaleniem, a skoki ponownie zawładną jego życiem.

Źródła : archiwalne artykuły Sportsinwinter.pl \ nrk.no \ książka Jona Gangdala "Mika Kojonkoski. Tajemnica sukcesu" wyd. MUZA SA, rok 2005 \ informacja własna

(Jakub Balcerski)

Co sądzisz na ten temat?

podoba mi się 0
nie podoba mi się 0
śmieszne 0
szokujące 0
przykre 0
wkurzające 0
facebookFacebook
twitterTwitter
wykopWykop
komentarzeKomentarze

komentarz(0)

MariusmønsterMariusmønster

0 0

Swoją drogą ciekawe, że kryzys Stoeckla jest widoczny również z polskiej perspektywy. Miniony sezon dużo go kosztował, ale i wiele nauczył. Błędy w przygotowaniach sprzętu, słabe występy, kontuzje... Na szczęście nie musiał zmagać się z krytyką mediów. Tutejsze media łagodnie traktują swoich bohaterów. Zauważają porażki, ale nie stawiają pod pręgierzem za nieumyślne błędy.
Alexandrowi Stoecklowi nie jest jednak łatwo w kraju Wikingów. Skoki narciarskie w Norwegii są w kryzysie. Mimo pokaźnego budżetu, infrastruktury, fenomenalnych zawodników i świetnych wyników sportowych. W porównaniu z biegami, rekrutacja młodych zawodników jest minimalna. I wciąż maleje… W dodatku dyscyplina plasuje się bardzo nisko w rankingach potencjalnych sponsorów. Po odejściu Andersa Jacobsena i Andersa Bardala, brakuje w tym sporcie indywidualności i ulubieńców tłumów. Dzisiejszym gwiazdom daleko do popularności Northuga, Johaug czy Svindala. W zeszłym roku sportowy szef reprezentacji skoczków Clas Brede Bråthen zarzucił wręcz państwowej telewizji NRK faworyzowanie biegów narciarskich kosztem skoków.

Czasem wydaje się, że Norwegia nie zasłużyła na Stoeckla i swoich skoczków.

Weekend na Homenkollen... W sobotnie przedpołudnie zaczynają się biegi a po południu skoki. I zawsze ten smutny widok, kiedy to po zakończeniu biegów narciarskich ogromny tłum idzie w stronę metra, nie oglądając się nawet w stronę skoczni. Frekwencję zapewniają tam Polacy. Zresztą frekwencja na skoczniach jest dramatyczna nie tylko w Oslo. Alexander Stoeckl też to widzi... 20:58, 28.06.2017

Odpowiedzi:1
Odpowiedz

Jakub BalcerskiJakub Balcerski

0 0

Z naszego punktu widzenia to pewnie nie jest tak widoczne, ale na Raw Air był chyba najlepszy tego przykład. Kryzys dyscypliny z pewnością jest tam dość mocno obecny, spada zainteresowanie i może dlatego aż tak nie przyjmują się tam już tradycją (m.in. planowana zamiana dni rozgrywania konkursu na Holmenkollen). W kontekście sportowym to pierwszy taki sezon od dłuższego czasu, 2014 był podobny. Stąd trochę dziwi mnie od razu tak wielki strach Stoeckla, skoro w kraju aż tak wielkiej presji na niego nie ma. 13:51, 01.07.2017


reo
0%