Zamknij

Skoki narciarskie: Wisła dała nadzieję, ale problemy na zapleczu są

13:36, 26.07.2018 Mateusz Król
Skomentuj

Wisła była pozytywnym znakiem dla kadry B polskich skoczków, ale problemów na zapleczu wciąż nie brakuje. Finanse, kłopoty zdrowotne i niezbyt duży napływ zawodników. Z tym PZN musi się zmierzyć, jeśli chcemy za kilka lat cieszyć się z ciągłości sukcesów.

Zmiany w sztabie, składzie zawodników oraz odmienne podejście do współpracy - te założenia miały sprawić, że zawodnikom w kadrze B wróci wiara i chęć do profesjonalnych treningów. Maciej Maciusiak, który znów prowadzi rezerwy polskich skoków, zebrał ekipę i przekonali szóstkę skoczków, że wciąż stać ich na wyniki. Wyniki pierwszych zawodów Letniego Pucharu Kontynentalnego w Kranju nie były idealne. Dlatego w Wiśle nikt raczej nie spodziewał się spektakularnych osiągnięć. Wyszło jednak inaczej. W miniony piątek cała polska jedenastka awansowała do niedzielnego konkursu indywidualnego. To było pierwsze zaskoczenie. W niedzielę do drugiej serii nie weszli tylko Andrzej Stękała (poza kadrami) oraz Paweł Wąsek. - Szkoda Pawła Wąska, bo nie oddawał złych skoków. Spóźnił teraz o około metr i nie dało się odlecieć. Był jednak zadowolony, bo jeszcze tydzień temu nie skakało mu się tak dobrze, jak w ten weekend - mówił po konkursie trener Maciej Maciusiak.

Wrócić na dobre tory

Szkoleniowiec pozytywnie wypowiadał się o innych podopiecznych, bo sprawili mu miłą niespodziankę. W niedzielę z pierwszych punktów tej rangi zawodów cieszył się Przemysław Kantyka. - On zasługuje na szczególne wyróżnienie - przyznał Maciusiak, który zauważył też powrót radości u Aleksandra Zniszczoła. Ten do czołowej trzydziestki ważnych zawodów awansował pierwszy raz od kilkunastu miesięcy. - Jestem zadowolony, ale byłbym bardziej, gdyby moje skoki były takie, jak te w kwalifikacjach - przyznał Aleksander Zniszczoł. - Mamy jednak sezon przygotowawczy, znajduję się w fazie odbudowy i dlatego jestem zadowolony - uzupełniał. Skoczek przyznał też, że już widać efekty współpracy z Maciejem Maciusiakiem. Trener, o którym w środowisku ekspertów i dziennikarzy mówi się "cudotwórca", faktycznie wlał wiarę w serca zawodników. - Powinniśmy być z tego wszyscy zadowoleni. Widać progres. Taka współpraca cieszy - przyznał Zniszczoł. Jak potwierdza Adam Małysz, dyrektor koordynator w PZN, kadra B ma w tym sezonie przygotowawczym właściwie te same możliwości, co kadra A. Przykładem są te same różowe kombinezony, w których decydujące próby oddawali w Wiśle skoczkowie.

Problemy wciąż istnieją

Wisła dała pozytywny znak dla podopiecznych Macieja Maciusiaka, ale to nie oznacza, że problemów na zapleczu polskich skoków już nie ma. Kolejny raz w zawodach na krajowym podwórku nie udało nam się wystawić całej kwoty. Zamiast dwunastu skoczków, w kwalifikacjach obejrzeliśmy jedenastu. Tłumaczeniem mogą być problemy zdrowotne Klemensa Murańki. Zawodnik musi bowiem przejść kolejny zabieg na oczy. - To jest właśnie ten problem, że nie mamy zbyt wielu seniorów na dobrym poziomie, których moglibyśmy tutaj wystawić. Dlatego trenerzy podjęli decyzję, że lepiej odpuścić temu zawodnikowi, który jest aktualnie w słabszej dyspozycji. Mógłby dodatkowo się zestresować - powiedział Adam Małysz. Czterokrotny mistrz świata dodał, że jeśli zawodnicy wystawieni pokażą się z zadowalającej strony, to będziemy szczęśliwi. Tak się też stało. Problem z brakiem seniorów może jednak wkrótce być mało widoczny, jeśli juniorzy (w kadrze B trenuje ich aż trzech), będą się rozwijać. Wydaje się zatem, że jeśli w najbliższych latach chcemy wciąż rywalizować o medale, potrzebny jest duży krok naprzód. To może zagwarantować fakt, że trójka juniorów pod okiem Macieja Maciusiaka, przygotowuje się zupełnie inną drogą, niż zawodnicy w kadrze C.

Problem za kadrami

Największym kłopotem, z jakim mierzyć musi się dzisiaj Polski Związek Narciarski, to wciąż nie do końca wystarczający napływ młodych zawodników. Wprawdzie w Polsce działa prężnie Narodowy Program Rozwoju Skoków Narciarskich - Lotos Cup, który służy zachęceniu najmłodszych adeptów do uprawiania sportu, ale warto zauważyć, co dzieje się wraz z dorastaniem zawodników. Problem pojawia się, kiedy kończą oni szkołę i pozostają bez wsparcia finansowego. Żyć za coś trzeba, a miejsc w kadrach jest niewiele. - Lotos Cup działa bardzo dobrze, startuje w nim regularnie nawet 200 zawodników. Tu nie mamy powodów do zmartwień. Rzeczywiście jest jednak problem z zawodnikami, którzy kończą szkołę średnią - potwierdził prezes PZN Apoloniusz Tajner. Stypendia sportowe należą się zawodnikom, którzy osiągają rezultaty do ósmego miejsca na poziomie mistrzostw świata czy igrzysk olimpijskich. - Z tym problemem zmierzyliśmy się w ubiegłym roku. Andrzej Stękała i Krzysztof Biegun znaleźli się poza kadrami i bez wsparcia finansowego. Tacy zawodnicy wiedzą, że są w strefie zainteresowania, ale trudno im często nawet dojechać na treningi - mówił Tajner. Ci zawodnicy, nie mają zbyt dużych oczekiwań finansowych. Potrzebują tyle, ile wystarczy młodemu człowiekowi do życia. - To jest problem systemowy, z tym mierzy się cały polski sport. Myślimy o tym, żeby załatwić to na poziomie związku, ale to nie jest łatwe. Jeśli mówimy o jednym, czy dwóch zawodnikach, to jeszcze nie ma problemu. Natomiast te środki teraz są, a później ich nie ma. Może być potem, że coś komuś zabieramy. Nie możemy iść tą drogą. Ten problem musi być rozwiązany systemowo - dodawał prezes, którego zdaniem najlepiej byłoby, gdyby ministerstwo stworzyło program wspierający sportowców dobrze rokujących, ale nie osiągających jeszcze wymaganych rezultatów. - Przykładowe tysiąc złotych, dla tysiąca sportowców - podrzucił Apoloniusz Tajner.

Z Wisły dla Sportsinwinter.pl,

Mateusz Król

(Mateusz Król)

Co sądzisz na ten temat?

podoba mi się 0
nie podoba mi się 0
śmieszne 0
szokujące 0
przykre 0
wkurzające 0
facebookFacebook
twitterTwitter
wykopWykop
komentarzeKomentarze

komentarz(0)

Brak komentarza, Twój może być pierwszy.

Dodaj komentarz

0%