Zamknij

O Gregorze, który nie chce zostać Morgim

23:22, 06.04.2017 Jakub Balcerski
Skomentuj

 Gregor Schlierenzauer i Thomas Morgenstern to bez precedensu dwie wielkie legendy austriackich i światowych skoków narciarskich. Jak wielu kibiców pewnie wie, w trakcie rywalizacji więcej ich dzieliło niż łączyło. Jednak los lubi płatać figle i okazuje się, że ich historie mogą być w pewnym sensie podobne. Ta pierwsza chce jednak odbić się od dna i potoczyć inaczej. 

 Pisząc ten artykuł nie chcę wyjść na żadnego ignoranta. Głęboko wierzę w powrót tak wielkiej legendy jaką przez lata stawał się Austriak Gregor Schlierenzauer. Rekordzista w ilości zwycięstw w Pucharze Świata jest dla mnie wielką osobistością świata sportu i w zasadzie także wzorem do naśladowania jeśli chodzi o dążenie do celu. Nie wątpię zatem także w jego występ, być może efektywny podczas IO w Pjongczangu. Jednak chciałbym też zwrócić uwagę na pewien aspekt jego barwnej kariery w tej dyscyplinie.

 Gregor Schlierenzauer dzisiaj różni się od tego sprzed paru lat. Nie tylko wiekiem, ale także doświadczeniem, dojrzałością której nabrał przez różne przejścia jakie fundowały mu skoki narciarskie na przestrzeni lat. Sam po ostatnim sezonie mówi o sobie, że pozostaje już jedynie Gregorem i nie chce być nazywany "Schlierim", jak miało to miejsce wiele razy wcześniej. Fani z pewnością pamiętają skoczka-egoistę przelatującego wszelkie możliwe granice nie tylko na skoczni, ale i poza nią. Był arogantem, takim chyba ostatnim młodym skoczkiem, który mógł zrobić wszystko.

 Był, bo wersja "Gregor" to już człowiek zupełnie inny, pokorny. Świadomy tego, co się z nim stało. Tego, jak sport wpłynął na jego życie. Kiedyś wszystko przychodziło mu wyjątkowo lekko, z zupełną łatwością w oddawaniu skoków i zdobywaniu kolejnych prestiżowych trofeów. A teraz? Teraz częściowo nie może się pozbierać.

 Po spadku formy i kontuzjach był zmuszony podjąć trudną decyzję o zawieszeniu kariery. To moment, w którym zawodnik często się łamie. Wydaje mi się, że pomimo późniejszego powrotu zawodnika do rywalizacji w nim także coś pękło. Zmienił się i zauważał to każdy, kto zobaczył go przed i po powrocie na obiekty dla najlepszych zawodników na świecie. Część planu, który sobie założył ma już pewnie za sobą - z MŚ w Lahti przywiózł kolejny swój medal, tym razem brązowy po konkursie drużynowym. Jedni powiedzą, że to nic wielkiego. Ale dla człowieka po prawdopodobnie największym kryzysie w życiu, nie ma większej nagrody.

 W tym samym wywiadzie, który przywoływałem wcześniej (udzielonym dla "Kronen Zeitung") mówił o tym, że kontuzji, którą odniósł po przerwie w karierze skoczka w pewnym sensie zawdzięcza to, że dziś stoi znów na rozbiegu. Pozwoliła mu ona przemyśleć dłużej niektóre sprawy, spojrzeć inaczej na swoje życie i to co kocha w nim robić.

 Thomas Morgenstern w swojej autobiografii "Moja walka o każdy metr" (wydanej przez Wydawnictwo SQN na początku 2016 roku) opisuje swoje burzliwe stosunki z Schlierenzauerem. Niektórzy domyślali się, że pomiędzy nimi nie dzieje się najlepiej, co psuło atmosferę kadry Austrii, ale z pewnością nikt nie spodziewał się konfliktu na taką skalę jak ta przedstawiona w książce. Morgi mówi tam o sporym obciążeniu psychicznym, jakie sprawiały mu te nadwyrężone stosunki z kolega z reprezentacji. Alexander Pointner doprowadził kiedyś do ich bezpośredniej słownej konfrontacji, ale jak twierdzi złoty medalista IO w Turynie - niewiele to dało.

 Ze strony Thomasa wygląda to jakby tylko on był ofiarą, jakby Schlierenzauer nie do końca wiedział co robi i do czego prowadzi jego zachowanie. Nie mamy jednak porównania, bo Gregor takiej książki o sobie nie wydał. I szczerze mówiąc, nie chciałbym żeby to robił. Dla Morgiego była to forma odlotu od świata skoków, swoista spowiedź przed fanami i opowieść o czymś, co do tej pory nie było dla nich możliwe do zobaczenia. Jednocześnie tą książką zupełnie żegnał się z tym światem, podpisując kapitulację. Skoki wygrały, on schodził z pola walki. Absolutnie nie warto tego oceniać. Ale mam prawo myśleć, że to po prostu ogromna strata. Nie pierwsza wynikająca z problemów mentalnych. I pewnie nie ostatnia.

 Natomiast nie chciałbym, żeby okazał się nią Gregor. Mamy zbyt wiele pięknych historii w tej dyscyplinie by miały taki koniec. Do tego sezonu wszystko wskazywało na to, że te losy, tak nierówne i odstające od siebie wcześniej zostaną splecione po raz kolejny. Tym razem tym samym slajdem po zasłonięciu sceny kurtyną. Ale on wrócił i próbuje odwrócić bieg zdarzeń. Nie chce zostać Morgim, po raz kolejny. Tym razem w gorzkim znaczeniu. Odwraca oczy od jego przykrego końca, kieruje się w stronę Korei, gdzie w przyszłym sezonie znów będzie chciał rozsławić swoje nazwisko.

 Oczywiście problemy Thomasa i Gregora dzielą kolejne tysiące barier. Ale obaj mieli kontuzje po upadkach (oczywiście nieporównywalnych) i obaj chcieli po nich wrócić do skakania. Morgi wykonał Misję Soczi, teraz liczę że pozytywnie dla Schlierenzauera zakończy się Misja Pjongczang. I że nie skończy po niej kariery. A jeśli nawet, to ze znajomym uśmiechem na twarzy. Pełnym tej pewności siebie z jakiej zapamiętam go na zawsze.

Źródło : informacja własna/ Kronen Zeitung/ "Moja walka o każdy metr" Thomas Morgenstern, Wyd. SQN 2016

(Jakub Balcerski)

Co sądzisz na ten temat?

podoba mi się 0
nie podoba mi się 0
śmieszne 0
szokujące 0
przykre 0
wkurzające 0
facebookFacebook
twitterTwitter
wykopWykop
komentarzeKomentarze

komentarz(0)

EncePenceEncePence

0 0

Nie Grzegorze, tylko Grzegorzu jak już. Tytuł razi... 21:14, 09.04.2017

Odpowiedzi:1
Odpowiedz

CzytajDokładnieCzytajDokładnie

0 0

Ale o GREGORZE to jest, a nie Grzegorzu :D 23:59, 09.04.2017


reo
0%