Zamknij

Na ratunek kobiecym skokom. Rewolucja, czy jedynie gra pozorów?

07:14, 07.06.2022 Łukasz Serba
Skomentuj

Jesteśmy już po oficjalnym ogłoszeniu kadr w skokach narciarskich kobiet i mężczyzn. Po nieudanej minionej zimie w obu przypadkach zdecydowano o przeprowadzeniu rewolucji. O ile w przypadku ekipy męskiej wszystko wygląda w miarę jasno i klarownie, tak w przypadku grupy kobiecej pojawiło się sporo znaków zapytania. Na ile zatem jest to realna zmiana, a nie tylko wymiana pionków w tej skomplikowanej układance, mająca przede wszystkim oczyścić napiętą atmosferę w kobiecej kadrze?

Screen - TVP Sport

Równanie ze sporą liczbą niewiadomych

Przypomnijmy, że w sezonie 2022/23 trenerem kadry skoczkiń nie będzie już Łukasz Kruczek. Mimo wcześniejszych spekulacji została jednak utworzona trzyosobowa kadra narodowa, którą tworzyć będą Kinga Rajda, Nicole Konderla i Kamila Karpiel. Grupa zostanie podzielona na dwie grupy bazowe. Pierwsza - śląsko-beskidzka - będzie odbywać treningi w Szczyrku pod okiem Szczepana Kupczaka. Z kolei głównym trenerem Kamili Karpiel będzie ponownie Marcin Bachleda. Powołano również kadrę młodzieżową, w skład której wejdą: Anna Twardosz, Pola Bełtowska, Natalia Słowik, Sara Tajner, Paulina Cieślar oraz Wiktoria Przybyła. Za szkolenie klubowe odpowiadać będą z kolei Wojciech Tajner (SMS Szczyrk) oraz Jakub Kot (SMS Zakopane). Jak zatem wprowadzone zmiany będą wyglądać w praktyce?

- Zawodniczki będą odbywały tak jak do tej pory akcje "centralne" gdzie będą trenowały razem. Podział na grupy ma przede wszystkim zintensyfikować i poprawić szkolenie również na niższym poziomie, co przy bardzo ograniczonej ilości szkoleniowców tylko w ten sposób jest możliwe. Z kolei trening "bazowy" zawodniczki będą realizowały w oparciu o trenerów klubowych - tłumaczył nam Łukasz Kruczek, który rozpoczął już pracę dyrektora koordynatora ds. skoków narciarskich.

Okazuje się jednak, że szkoleniowiec z Buczkowic nie rozstaje się do końca z pracą trenerską, gdyż będzie dzielić nowe obowiązki z funkcją szkoleniowca w klubie AZS AWF Katowice, który reprezentują m.in. Nicole Konderla, Kinga Rajda oraz Anna Twardosz. Barwy akademickiej drużyny ma reprezentować również Wiktoria Przybyła, która obecnie jest kontuzjowana.

- Mam cały czas kontakt z zawodniczkami i będą miały wsparcie z mojej strony jakie tylko będą potrzebować - dodał Kruczek.

Dużym zaskoczeniem było również dołączenie do sztabu trenerskiego Szczepana Kupczaka, który w dalszym ciągu czynnie uprawia kombinację norweską. Były już trener kadry polskich skoczkiń, który był jednym z inicjatorów tego pomysłu, zapewnia jednak, że będzie w stanie połączyć oba stanowiska. - Jest wykształconym trenerem, będzie miał pełne wsparcie i pomoc, został dobrze przyjęty przez zawodniczki - da radę - uspokoił 47-latek.

A co o nowym rozdaniu w kobiecych skokach myślą sami trenerzy?

- Szczerze to optowałem za tym pomysłem już dawno. Uważam, że to jedyne sensowne rozwiązanie. Czasami warto wrócić do podstaw i zaliczyć symboliczny krok w tył. Nie chcę się wypowiadać co do grupy beskidzkiej i osoby Szczepana Kupczaka, jednak jest to interesujący ruch i sam jestem ciekawy, jaki da to efekt. Z mojej strony mogę tylko powiedzieć, że trenuję grupę dziewczyn z Zakopanego i współpraca układa się bardzo dobrze. Jest w tej grupie również Kamila Karpiel, która obecnie ma jednak drobne problemy zdrowotne. Jak na razie skupialiśmy się na treningu motorycznym i ogólnorozwojowym. Z tego względu odbyliśmy specjalny obóz kondycyjny na AWF w Krakowie. Weszliśmy również bardziej "zapoznawczo" na skocznię K-40 w Zakopanem - poinformował nas Jakub Kot.

- Generalnie zamysł jest taki, że jesteśmy jedną grupą. W większości czasu będziemy trenować tutaj, na miejscu. Zawodniczki objęte szkoleniem centralnym będą jednak od czasu do czasu odbywały zgrupowania ze swoimi macierzystymi szkoleniowcami. Na ten moment trenuje ze mną również Kamila Karpiel. Wiadomo oczywiście, że będzie ona mieć inne cele niż reszta dziewczyn. Na co dzień jej głównym trenerem pozostanie jednak Marcin Bachleda. Wiem, że to naprawdę ambitna i utalentowana dziewczyna i stać ją na wielkie sukcesy. Pozostałe zawodniczki trenować będą głównie z myślą o mistrzostwach świata juniorów i zawodach niższej rangi. Co do wyjazdów na zawody to nie jestem w stanie powiedzieć kto znajdzie się w gnieździe trenerskim. Co do tego jest raczej pełna dowolność - wyjaśnił.

Czy wprowadzone zmiany realnie pomogą kobiecym skokom? Wbrew pozorom nie zmieni się zbyt wiele, a zawodniczki (poza Karpiel) rywalizujące w zawodach najwyższej rangi w dalszym ciągu trenować będą razem i pod okiem tych samych szkoleniowców.

Czy na wprowadzanie zmian nie jest już za późno? Lata zaniedbań zrobiły swoje...

By zrozumieć jednak istotę problemów kobiecych skoków w naszym kraju zapewne warto sięgnąć do ich korzeni

Nie od dziś wiadomo, że dyscyplina ta znajduje się w Polsce wciąż na etapie raczkowania. Podczas gdy inne czołowe reprezentacje z powodzeniem rywalizowały na arenie międzynarodowej, Polki co najwyżej konkurowały w zawodach niższej rangi. Nie bez winy są również działacze sportowi, o czym pisaliśmy tutaj.

Zdaniem trenerów i obserwatorów zbyt późne zainteresowanie się skokami kobiet, a co za tym idzie brak stworzenia sensownej strategii rozwoju w poprzednich latach spowodował napięcia między zawodniczkami i niepewne perspektywy na przyszłość.

- Niestety. Grupa dziewczyn w minionych latach była dosyć wąska. Brakowało zewnętrznej konkurencji dla dziewczyn, poza tym wyniki były jakie były i to rodziło konflikty. One są wszystkie bardzo ambitne, często pragną sukcesów "na siłę" i tak to się później kończy. Dodatkowo są bardzo emocjonalne, często płaczą między treningami, co utrudnia wzajemną komunikację - przyznał w rozmowie z naszym portalem Jakub Kot, trener grupy młodych skoczkiń w klubie AZS Zakopane.

- Ponadto, przez ostatnie lata mieliśmy tylko w zasadzie jeden pełnoprawnie działający ośrodek (w Szczyrku - przyp. red). Dziewczyny z Podhala musiały dojeżdżać na treningi po 100 km, co w połączeniu z obowiązkami szkolnymi było bardzo trudne w pogodzeniu. Nowopowstały kompleks skoczni w Zakopanem był dla nas wybawieniem, jednak nie rozwiąże to wszystkich problemów kobiecych skoków. Mała ilość trenerów, problemy z wagą i trudny charakter dziewczyn to już inna kwestia - dodał starszy brat Macieja Kota.

Sławomir Hankus: "Łukasz Kruczek również chciał zbudować system"

W podobnym tonie wypowiedział się również pierwszy trener kadry skoczkiń - Sławomir Hankus, w rozmowie z TVP Sport. Jego zdaniem stworzenie jakiegokolwiek systemu w obecnych realiach może być bardzo trudne.

- Nie przypominam sobie wewnętrznych niesnasek. Natomiast chcę powiedzieć coś, co - mam nadzieję - dotrze do obecnych kadrowiczek oraz młodszych zawodniczek. Najwięcej problemów wyrządza skoczkiniom zazdrość jedna o drugą. Niepotrzebna wewnętrzna rywalizacja, nie zawsze o to, która będzie lepsza. Patrzenie na inne, a nie na siebie. Brak skupienia na celu, który, jak sądzę, Łukasz wyznaczył. A pamiętam, że Stefan Horngacher powtarzał: jedziemy skakać Polska na resztę świata, a nie Polacy na Polaków. Pewnie, gdyby dziewczyn było więcej, gdyby istniał oddolny nacisk, nie byłoby miejsca na takie historie. Wtedy brak skupienia, mógłby kosztować spadek do słabszej grupy. Ale zawodniczek jest dziś bardzo mało - przyznał.

- Wizja i ambicja stworzenia systemu... Piękne i górnolotne słowa. Też mogę o tym powiedzieć. Łukasz Kruczek również chciał zbudować system. Tylko na czym ten system ma się opierać, jeśli brakuje trybów. W naszym "zegarze" kręci się jedno koło, a innych nie ma. Napędza się, działa, tylko "góra", czyli zawodniczki będące dziś w seniorach. Trudno uzupełnić tryby, bo skąd wziąć te brakujące? - zapytał z przekąsem były polski kombinator norweski.

Przełom, który okazał się gwoździem do trumny

Kobiecymi skokami w naszym kraju nie interesowano się praktycznie do roku 2018, jednak przecież już wcześniej chociażby Kinga Rajda punktowała w zawodach najwyższej rangi, zdobywając jeden punkt za 30. miejsce podczas rywalizacji w niemieckim Oberstdorfie w wieku nieco ponad 15 lat. Dobrze rokowała również Magdalena Pałasz, która w czołowej "30" znalazła się już w 2014 roku w austriackim Hinzenbach (28. miejsce). Niestety, ogromny wpływ na jej dalszy przebieg kariery miały kontuzje.

W 2018 roku z kadrą pożegnał się Sławomir Hankus, a zastąpił go Marcin Bachleda. I to właśnie za kadencji popularnego "Diabełka" nastąpił długo wyczekiwany przełom w kobiecych skokach. Regularnie punktować zaczęła m.in. Kamila Karpiel, która szczyt swoich możliwości pokazała podczas czempionatu w Seefeld w 2019. Tam zajęła najwyższe w swojej karierze 23. miejsce. Z kolei podczas rywalizacji mikstów z bardzo dobrej strony pokazała się również Rajda. Wówczas, Reprezentacja Polski po pierwszej serii zawodów znajdowała się nawet na 3. miejscu. Ostatecznie Polska w składzie Kinga Rajda, Kamil Stoch, Kamila Karpiel oraz Dawid Kubacki znalazła się na bardzo dobrym jak na tamte czasy, 6. miejscu.

Po pamiętnych mistrzostwach miała jednak miejsce sytuacja, która odcisnęła piętno na kobiecych skokach do dnia  dzisiejszego. PZN podziękował za współpracę Bachledzie, a w jego miejsce powołano Łukasza Kruczka, który miał wprowadzić polskie skoczkinie na jeszcze wyższy poziom. Z decyzji PZN najbardziej niezadowolona była Karpiel, która pod okiem poprzedniego szkoleniowca najbardziej się rozwinęła.

- Moja reakcja była spowodowana tym, że świetnie współpracowało nam się z trenerem Marcinem Bachledą w roli pierwszego szkoleniowca, ale także teraz. To było coś na zasadzie myśli: "Czemu zmieniają nam trenera, kiedy jest dobrze?!", dlatego tak zareagowałam. Potem jednak rozmawialiśmy i doszliśmy do tego, że zmiany w jakimś stopniu wyjdą nam na dobre i na pewno nie będzie gorzej (śmiech) - powiedziała w archiwalnej rozmowie z Jakubem Balcerskim.

Stracone trzy lata z Łukaszem Kruczkiem?

Pierwszy sezon pracy szkoleniowca z Buczkowic rzeczywiście napawał optymizmem. Świetnie zaczęła skakać przede wszystkim Rajda, która w lutym 2020 roku zajęła 6. miejsce podczas zawodów Pucharu Świata na skoczni Schattenbergschanze (K 120) w niemieckim Oberstdorfie.

W kolejnych sezonach spodziewany przełom nie nastąpił. Polskie skoczkinie zaczęły nie tylko prezentować się coraz słabiej na skoczni, ale także atmosfera w drużynie zaczęła robić się coraz gęstsza. Pierwszym wyraźnym sygnałem ostrzegawczym były mistrzostwa świata w Oberstdorfie i słowa krytyki Adama Małysza w stronę trenera Kruczka. - Nie jest optymistycznie i wesoło. Nasze kobiety cały czas odstają. Myślałem, że Łukasz Kruczek jest stanowczym trenerem, który przyjdzie i postawi na nogi tę dyscyplinę w Polsce. W tej grupie od razu pojawiają się emocje. Jest dobrze? Płaczą. Jest źle? Płaczą. Później nawet trudno wejść do takiej szatni. Z jednej strony współczuję trenerom, bo nie jest to łatwa praca, ale z drugiej strony musimy wymagać. Inwestujemy w to niemałe pieniądze, więc musimy wymagać poprawy i będziemy to robić - zagrzmiał wówczas Adam Małysz, ówczesny dyrektor-koordynator ds. skoków i kombinacji norweskiej w Polskim Związku Narciarskim.

Punktem kulminacyjnym zapaści polskich skoków w kobiecym wydaniu był miniony sezon. Pod względem punktowym co prawda nie wyglądało to aż tak źle, gdyż Kinga Rajda zdobyła 35 pucharowych oczek, a Nicole Konderla 19. Warto jednak dodać, że większość dorobku punktowego polskich skoczkiń pochodzi jednak ze słabo obsadzonych zawodów w niemieckim Willingen, które poprzedziły wylot na igrzyska olimpijskie w Pekinie. W drugim z konkursów polskie skoczkinie jako jedyne uzyskały zerową notę punktową za oba skoki. Ponadto, podczas samej rywalizacji na chińskiej ziemi podopieczne Łukasza Kruczka również pełniły role statystek, zajmując odpowiednio 35. (Rajda) oraz 36. miejsce (Konderla).

Atmosfera była wręcz toksyczna

Poza słabą formą sportową, kadra wydawała się coraz bardziej rozbita wewnętrznie. Przysłowiowej "oliwy do ognia" dolał wpis Kamili Karpiel na instagramie, w którym zawodniczka również nie szczędziła gorzkich słów pod adresem Łukasza Kruczka oraz Polskiego Związku Narciarskiego. - Po Mistrzostwach Świata w Seefeld myślałam, że będzie lepiej, łatwiej, bardziej profesjonalnie, że nareszcie ktoś nam pomoże w drodze do igrzysk, że dostaniemy szansę na rozwój, że zaczną w nas widzieć potencjał, nad którym warto pracować, że w nas uwierzą. Niestety poszło to w zupełnie innym kierunku. Było i jest ciężko, wymagania są ogromne, a wsparcie zależy kiedy. Te 3 lata odbiły się przede wszystkim na mojej psychice, rozważania nad końcem ze skokami dręczyły i dręczą mnie dalej, z tym że nienawidzę się poddawać, mam do udowodnienia sobie jeszcze kilka spraw - napisała. Efektem finalnym wpisu Kamili Karpiel było wyrzucenie jej z kadry.

Sporego rozczarowania metodami szkoleniowymi Łukasza Kruczka nie kryła również najstarsza z kadrowiczek - 25-letnia Joanna Szwab, która po minionej zimie zakończyła sportową karierę. Dodajmy, że zawodniczka nie poinformowała o tym  bezpośrednio szkoleniwoca , a on sam dowiedział się o decyzji swojej podopiecznej za pośrednictwem mediów.

- Właśnie teraz dopiero dochodzi do mnie, że przez nowego trenera znienawidziłam skoki. Nie chcę o nich myśleć, nie chcę widzieć ich na oczy. Chciałabym, żeby mi to przeszło - powiedziała w wywiadzie na łamach TVP Sport. 

Reasumując, ostatnie miesiące nie były łatwe dla kobiecych skoków w Polsce. Pozostaje jednak wierzyć, że podjęte decyzje okażą się remedium na zaistniałą sytuacje i wleją nowe nadzieje nie tylko w serca samych zawodniczek, ale również kibiców zatroskanych tym, co się dzieje.

źródło: TVP Sport, informacja własna

(Łukasz Serba)

Co sądzisz na ten temat?

podoba mi się 0
nie podoba mi się 0
śmieszne 0
szokujące 0
przykre 0
wkurzające 0
facebookFacebook
twitterTwitter
wykopWykop
komentarzeKomentarze

komentarz(0)

Brak komentarza, Twój może być pierwszy.

Dodaj komentarz

0%