Zamknij

Jak zdetronizować Marcela Hirschera czyli szybkościowcy przegrani na starcie?

15:58, 22.10.2018 Marek Cielec Aktualizacja: 22:27, 24.10.2018
Skomentuj

fot. Andrea Miola ©

Ponad 6 lat temu Marcel Hirscher zdobył swoją pierwszą dużą kryształową kulę za zwycięstwo w alpejskim Pucharze Świata w sezonie 2011/2012. Zapewne wielu fanów tego sportu nie przypuszczało jeszcze wtedy, że Austriak będzie całkowicie dominował w PŚ przez 7 kolejnych sezonów. Czy Hirschera tak właściwie można pokonać w walce o kryształową kulę i czy można to zrobić odpuszczając sobie całkowicie ściganie z mistrzem z Annaberg?

Sezon 2017/2018 był jednym z lepszych dla Hirschera pod względem zdobyczy punktowej. Zdobył o 175 punktów mniej niż w swoim rekordowym sezonie, ale trzeba wziąć pod uwagę różnicę w liczbie przeprowadzonych w sezonie zawodów. Gdy w roku 2016 uzyskał swój najlepszy wynik, miał za sobą sezon, w którym udało się zorganizować o 3 wyścigi więcej w konkurencjach technicznych, które są domeną Hirschera. Wyczyn Marcela robi tym większe wrażenie, że do sezonu przystępował po kontuzji złamania kostki i nie miał za sobą wielu dni treningowych na śniegu. W ciągu tych 8 triumfalnych dla Hirschera sezonów, tylko raz jeden z zawodników był o mały krok od pokrzyżowania planów Austriakowi i zdobycia jego kosztem dużej kryształowej kuli, a był to Beat Feuz. Szwajcara Beata Feuza, aktualnego mistrza świata w zjeździe, dzieliło na koniec sezonu od wielkiej zdobyczy jaką byłby dla niego Puchar Świata zaledwie 25 punktów. Feuz był liderem cyklu przed dwoma ostatnimi wyścigami, czyli gigantem i slalomem, w których to Hirscher miał odrabiać straty. Szwajcarski zjazdowiec byłby w o wiele lepszej sytuacji, gdyby udało mu się uzyskać dobry wynik w supergigancie podczas finałów w Schladming, jednak nie ukończył on swojego przejazdu. Supergigant ukończył wtedy Hirscher i to na trzecim miejscu, co było zaskoczeniem. Później Marcel zwyciężył w gigancie i przeskoczył Feuza w klasyfikacji generalnej. Nawet nieukończony przez Hirschera przejazd slalomu na zakończenie sezonu nie miał już znaczenia. Był to jeden z niewielu sezonów, w którym emocje związane z dużą kryształową kulą trwały właściwie do samego końca. Do łatwych dla Marcela Hirshera nie należał też sezon 2013/2014. Liderem PŚ na 2 konkurencje przed końcem był Aksel Lund Svindal z przewagą 19 punktów. 50-punktowa zdobycz w gigancie i 100 punktów za slalom dały ostateczny triumf Austriakowi. Również sezon 2014/2015 i pojedynek Hirschera z Kjetilem Jansrudem był bardzo ciekawy i przed ostatnimi dwoma wyścigami - gigantem i slalomem - Austriak miał 34 punkty przewagi. W swoich ulubionych konkurencjach jednak nie zawiódł i skończyło się na różnicy 160 punktów.

Te sezony, o których wspomniałem, łączy jedna ważna cecha: wyrównany stosunek liczby konkurencji technicznych do konkurencji szybkościowych. W sezonie 2011/2012 w Pucharze Świata znalazło się 19 wyścigów w konkurencjach szybkościowych (11 zjazdów i 8 supergigantów) oraz 20 w konkurencjach technicznych (11 slalomów i 9 gigantów). Do tego czterokrotnie przeprowadzono zawody w kombinacji alpejskiej. W sezonie 2014/2015 stosunek konkurencji szybkościowych do technicznych wyniósł 17:18 (dodatkowo odbyły się 2 kombinacje). Nieco większa różnica była między liczbą konkurencji szybkościowych i technicznych w sezonie 2013/2014, gdy to Aksel Lund Svindal był blisko kryształowej kuli. Wówczas na 17 konkurencji technicznych (9 slalomów i 7 gigantów) przypadło 15 konkurencji szybkościowych (9 zjazdów i 6 supergigantów).

Podczas gdy większość zdobyczy punktowych Hirschera dotyczy slalomów i gigantów, tacy zawodnicy jak Feuz, Svindal i Jansrud, we wspomnianych sezonach bazowali głównie na zjazdach i supergigantach. Należy jeszcze dodać, że w sezonie 2011/2012 Beat Feuz nie byłby tak blisko Marcela Hirshera, gdyby nie 300 punktów zdobytych za kombinację (Hirsher nie startował wówczas w żadnej kombinacji). Nie da się ukryć, że zawodnicy specjalizujący się w konkurencjach szybkich mają dośc mocno utrudnione zadanie. Różnica między częścią techniczną PŚ a szybkościową w niektórych sezonach była naprawdę spora. Przykładowo w sezonach 2016/2017 i 2012/2013 odbyło się o 6 mniej wyścigów w konkurencjach szybkościowych niż technicznych.

Trzeba oczywiście przyznać, że obecnie szybkościowcy są i tak w o wiele lepszej sytuacji niż w latach, gdy nie pojawiła się jeszcze w Pucharzej Świata nowa konkurencja, jaką był supergigant. Pierwsze zawody w tej konkurencji zaliczane do PŚ odbyły się w sezonie 1982/1983. Wliczały się one początkowo do klasyfikacji giganta, a dopiero później zaczęto tworzyć osobny ranking. Początkowe sezony PŚ to jednak czas zawodników wszechstronnych. Pierwszy zwycięzca PŚ - Jean Claude Killy zwyciężył w klasyfikacjach wszystkich trzech konkurencji: zjazdu, giganta i slalomu. Kolejny ze zdobywców PŚ - Karl Schranz takiej sztuki nie dokonał, ale bedąc znakomitym zjazdowcem i gigancistą, miewał także niezłe wyniki w slalomie (stawał także na podium, choć nigdy zawodów nie wygrał. Pierwszym alpejczykiem, który wygrał PŚ nie zdobywając żadnego punktu za zjazd był Włoch Gustavo Thoeni, któremu wystarczył do triumfu bardzo dobry slalom i gigant. Jednak najlepsi w tamtym sezonie (1972/1973) zjazdowcy - Szwajcarzy Roland Collombin i Bernhard Russi punktowali wyłącznie w zjeździe. Od czasu pierwszej wygranej Thoeniego, aż do sezonu 1979/1980 Puchar Świata należał do techników: Piero Grossa, Ingemara Stenmarka i Petera Lueschera, nawet mimo pojawienia się w sezonie 1974/1974 kombinacji, w której najlepszy w jej debiutanckim sezonie okazał się Thoeni (zjazdem też nie gardził podczas swojej kariery). Zawodników wygrywających z taką samą łatwością w zjazdach jak i w slalomach brakowało, co teoretycznie faworyzowało specjalistów od konkurencji technicznych.

Po kilku sezonach triumfów Ingemara Stenmarka pojawił się ktoś, kto pokonał Szweda (do dziś będącego rekordzistą pod względem ilości zwycięstw w zawodach PŚ), pomimo że Stenmark całkowicie zdominował slalom i slalom gigant. Andreas Wenzel, o którym mowa, nie musiał być najlepszy w żadnej konkurencji, jednak jego wszechstronność (punktował w każdej z konkurencji) sprawiła, że wygrał Puchar Świata o 4 punkty. W kolejnych kilku sezonach zwyciężał Amerykanin Phil Mare, o którym powiedzielibyśmy, że był specjalistą od konkurencji technicznych, choć potrafił dorzucić też kilka punktów za zjazd, co w sezonie 1980/1981 było decydujące o tym, by Ingemar Stenmark znów obszedł się smakiem przegrywająć o 6 punktów z Amerykaninem, który w zjeździe zdobył punktów 10. Wciąż jednak nie możemy mówić o żadnym specjaliście konkurencji szybkościowych, który wygrałby Puchar Świata.

Szybkościowcami nie można nazwać Marca Girardelliego czy Pirmina Zurbriggena, gdyż byli to jednak zawodnicy bardziej wszechstronni, zwyciężający tak naprawdę we wszystkich konkurencjach. Obaj wygrywali klasyfikacje 4 konkurencji w swojej karierze. Girardelli nie zdołał nigdy wygrać klasyfikacji super G, a Zurbriggenowi zabrakło końcowego triumfu w slalomie. Jednak klasyfikowanie tych zawodników jako specjalistów od czegokolwiek jest raczej pozbawione racji. Przesuńmy się zatem o kilka lat w przyszłość, do czasów zawodnika, którego możemy uważać za pierwszego typowego szybkościowca z dużą kryształową kulą. Jednak aby nikogo nie urazić chciałbym jeszcze wymienić pozostałych wielkich mistrzów-zdobywców PŚ z poprzednich lat: Paul Ackola, Kjetil Andre Aamodt, Lasse Kjus jako zawodnicy bardziej wszechstronni i Alberto Tomba, który gigant i slalom opanował do perfekcji, a pozostałych konkurencji już nie.

W końcu przyszedł moment Francuza Luca Alphanda, który w konkurencjach technicznych nie startował wcale (poza jednym slalomowym epizodem i dwoma kombinacjami). W sezonie 1996/1997 Alphand odniósł 6 zwycięstw (4 w zjeździe i 2 w super G) i pokonał wszystkich rywali w walce o kryształową kulę. Kjetil Andre Aamodt, który był wtedy najbliżej Alphanda w światowym rankingu, punktował we wszystkich konkurencjach, ale jednak nie wystarczyło to na Francuza, a choć konkurencji technicznych było (jak zazwyczaj) więcej, to najlepszy wówczas slalomista Thomas Sykora w gigancie już tak dobrze sobie nie radził, a najlepszy gigancista Michael Von Grueningen nie dołożył wystarczająco dużo punktów za gigant. Później taka sytuacja jak z Alphandem już nigdy się nie zdarzyła. Każdy z kolejnych triumfatorów PŚ, nawet jeśli preferował jazdę w konkurencjach szybkościowych, potrafił także punktować (i to często w niemałej ilości) przynajmniej w jednej z konkurencji technicznych i/lub kombinacji. Zarówno Hermann Maier, Bode Miller, Stephan Eberharter, Benjamin Raich, Carlo Janka czy Ivica Kostelić byli zawodnikami wszechstronnymi.

Następnie nastała epoka Marcela Hirschera, specjalisty od slalomu i giganta. To, że Marcel to nie tylko slalom i gigant wie każdy nieco lepiej zorientowany fan narciarstwa alpejskiego (w końcu jest on mistrzem olimpijskim w kombinacji alpejskiej), jednak niepodważalnym faktem jest, że lwia część jego punktów pochodzi z konkurencji technicznych. Wyjątkowy był sezon 2015/2016, gdy w klasyfikacji super G zajął 6. miejsce i zdobył 249 punktów. Wyjątkowy był również dla Marcela sezon 2012/2013, gdy wygrał PŚ tylko slalomem i gigantem. Jednak o tym sezonie pisałem już, że wyróżniał się on wyjątkowo dużą dysproporcją pomiędzy konkurencjami technicznymi i szybkościowymi. Chociaż gdybanie, co by było w przypadku nieco "sprawiedliwych" nie ma sensu, bo tego już się nie dowiemy, to życzyłbym sobie i samym zawodnikom, aby te proporcje były nieco bardziej wyrównane. Jednocześnie zdaję sobie sprawę, że do czegoś takiego raczej nie dojdzie.

Coraz większa przychylność światowej federacji do konkurencji równoległych (slalom i gigant równoległy) sprawia, że dysproporcja, o której wspomniałem, raczej nie ulegnie zmniejszeniu. W całej 50-letniej historii PŚ 3 razy zdarzyło się, aby w sezonie liczba konkurencji szybkościowych była większa niż liczba konkurencji technicznych, dodatkowo raz ta liczba była równa. Gdyby brać pod uwagę tylko sezony, w których obecny był już supergigant, mamy przewagę 32:3 (i jeden remis) na korzyść konkurencji technicznych. Strach pomyśleć co by było, gdyby FIS zrezygnował ze zjazdu lub supergiganta. Pomysł pozbycia się supergiganta już po świecie krążył, jak również idea wyrzucenia zjazdu z programu IO, co mogłoby mieć dalej idące konsekwencje dla tej konkurencji. W nadchodzącym sezonie 2018/2019 znów dominować będą konkurencje techniczne. Zjazd i supergigant to w sumie 17 zawodów, slalom i slalom gigant dadzą łącznie 19 wyścigów, a należy również uwzględnić 3 konkurencje slalomu lub giganta równoległego. Niestety wcale nie lepiej będzie w kolejnych sezonach. Kalendarze na sezony 2019/2020, 2020/2021 i 2021/2022, choć jeszcze nie zatwierdzone, przewidują znów bardziej korzystne warunki dla techników.

Jak w takiej sytuacji można zdetronizować Marcela Hirschera (oczywiście zakładając, że Austriak, porównywany przez niektórych do niemal niezawodnej maszyny nie obniży nagle swojego poziomu)? Wydaje się, że ratunkiem jest tylko zdobywanie punktów we wszystkich konkurencjach. Ograniczenie się tylko do konkurencji szybkościowych rzadko dawało pozytywny efekt, jaki udało się uzyskać Alphandowi. Niestety wśród występujących w PŚ zawodników na próżno szukać wyjątkowo wszechstronnej osoby. Niegdyś jeżdżący świetnie giganty Aksel Lund Svindal i Kjetil Jansrud, obecnie postawili głównie na zjazd i supergigant. Jansrud w poprzednim sezonie kilka razy próbował swoich sił w gigancie, jednak z marnym skutkiem. Jansrud to właściwie jedyny zawodnik, który w PŚ 2017/2018 punktował we wszystkich konkurencjach, ale uzyskane przez niego 15 punktów w slalomie pochodzą z City Eventu, w którym... nie da się nie zapunktować, gdyż każdy ze startujących odjeżdża z choćby minimalną liczbą 15 punktów. Wniosek dla szybkościowców nie jest zbyt optymistyczny, ale po spojrzeniu prawdzie w oczy, mogą udać się na trening... slalomu giganta i w ten sposób zwiększyć swoje szanse. Zawodnicy jeżdżący wyłącznie zjazd i supergigant mają niestety w tym sporcie nieco bardziej pod górkę. W praktyce sprawa wygląda jednak w ten sposób, że wygranie PŚ na bazie wyłącznie slalomu i giganta w erze czterech podstawowych konkurencji (od włączenia supergiganta) zdarzyło się tylko 2 razy (Alberto Tomba i Marcel Hirscher.

Źródło: Informacja własna

(Marek Cielec)

Co sądzisz na ten temat?

podoba mi się 0
nie podoba mi się 0
śmieszne 0
szokujące 0
przykre 0
wkurzające 0
facebookFacebook
twitterTwitter
wykopWykop
komentarzeKomentarze

komentarz(0)

Brak komentarza, Twój może być pierwszy.

Dodaj komentarz

0%