Zamknij

IO Pekin 2022. Polka stanowczo o swoich oczekiwaniach. "Jadę tam po medal" [wywiad]

10:03, 14.11.2021 Mateusz Król Aktualizacja: 21:43, 14.11.2021
Skomentuj

Dwukrotnie w karierze stawała na podium Pucharu Świata. Od kilku lat zapowiada, że w Pekinie chce powalczyć o medal. Polska snowboardzistka Aleksandra Król jest na ostatniej prostej przed startem sezonu olimpijskiego. - Medal jest moim marzeniem, jak każdego sportowca. Po to przecież trenuję. Po co mam mówić, że jadę tam po inne miejsca, jak wiadomo, że chcę medalu - przyznaje w rozmowie z nami Król. 

fot. PZN

  • Aleksandra Król urodziła się 20 listopada 1990 roku w Zakopanem. Dwukrotnie w karierze stawała na podium Pucharu Świata. W 2017 roku sięgnęła po złotych medal Uniwersjady w slalomie gigancie równoległym.
  • Polska snowbordzistka jasno opowiada o swoich celach na Zimowe Igrzyska Olimpijskie w Pekinie. - Po co miałabym jechać na te igrzyska, jak nie po medal - mówi w rozmowie z nami.
  • Przed igrzyskami obawia się tylko o jedzenie. Podczas próby przedolimpijskiej nie miała co jeść. - Schudłam trzy, cztery kilogramy - przyznaje Król.

Mateusz Król: Zacznę od wyrażenia zazdrości. Widziałem piękne, śnieżne ujęcia z obozu... Nic, tylko pakować się i ruszać na narty. A warunki rzeczywiście są takie dobre, jak wrażenia robią zdjęcia? 

Aleksandra Król: Pogoda była dzisiaj świetna. Słońce, mróz... jak my to mówimy: "sztos". Szczerze przyznam, że śnieg mógłby być lepszy. Spadło go jednak całkiem sporo w ubiegłym tygodniu w całej Europie. Potrzeba zatem czasu, żeby trochę stwardniał. Jednak i tak jest dobrze. Po dziesięć przejazdów robię na tyczkach i z każdego wyciskam ile mogę.

W gwoli ścisłości, gdzie dokładnie jesteście?

Aktualnie jestem na Kitzsteinhorn w Austrii.

To już takie ostatnie przygotowanie do sezonu?

Takie przygotowania do samego sezonu rozpoczęliśmy już właściwie we wrześniu. Teraz to takie ostatnie szlify, detale. To ostatnie zgrupowanie w tej części Europy. Później przenosimy się do Finlandii. Tam mają być świetne warunki i sztuczny śnieg, bo na takim startujemy w Pucharze Świata. Potrenujemy tam przed samym wyjazdem do Rosji. Następnie już ruszymy do Banoje, gdzie 11 grudnia pierwsze zawody PŚ.

Nad jakimi błędami teraz pani pracuje?

Nie wiem, czy ktoś chciałby o tym wszystkich słuchać. Ogólnie skupiam się na detalach. Nie zapomniałam jak się jeździ. Tego nie da się zapomnieć. Są jakieś małe błędy, które wychodzą przy bardziej agresywnej linii. Takie rzeczy pojawiają się czasami, kiedy dochodzi stres podczas zawodów. Staram się wszystko tak wypracować, żeby weszło mi to w nawyk. To są niuanse, jak chociażby ręka trochę niżej, czy trochę skręcone biodro. Takie małe elementy...

A pewnie potrafią zrobić różnicę.

Tak. Mówię zawsze, że snowboard alpejski to taka formuła 1 na śniegu. Mały błąd potrafi zrobić różnicę. Ścigamy się na czas i liczą się setne części sekundy.

W minionym sezonie rzadko udawało się pani awansować do czołowej szesnastki PŚ. Pewnie trochę brakowało rywalizacji bark w bark?

W tamtym roku pojawiło się trochę pecha. Miałam problemy ze sprzętem. Dwa tygodnie przed startem sezonu połamałam moje deski. Musiałam jeździć na starych, a później na pożyczonych, bo nie zdążyli z produkcją nowych. Trochę stresu się pojawiło. Deski mi nie leżały, wyciskałam na nich ile tylko mogłam. Później mentalnie trochę to wszystko się posypało, bo nie czułam się stabilnie na deskach. Zawsze chcę być w czołówce i ścigać się z najlepszymi. Myślę, że w tym sezonie będzie lepiej. Mam nowy sprzęt, wszystko świetnia działa i powinno być dobrze.

Po co miałabym jechać na te igrzyska, jak nie po medal? Dam z siebie wszystko. (...) Po co mam mówić, że jadę tam po inne miejsca, jak wiadomo, że chcę medalu. Jestem optymistycznie nastawiona. Trzeba wierzyć i mam nadzieję, że będzie dobrze.

Odważna z pani kobieta, prawda?

Oczywiście! Jadę szybko na krawędzi, ścigam się, nie boję się tego, uwielbiam adrenalinę. Uważam się zatem za odważną.

To na pewno. Ja tu jednak nawiązuję do tego, że niewielu polskich sportowców ma odwagę mówić jasno o swoich celach wynikowych. A pani już cztery lata temu zapowiedziała, że do Pekinu to już po medal...

Podtrzymuje to zdanie. Dlaczego nie? Po co miałabym jechać na te igrzyska, jak nie po medal? Dam z siebie wszystko. To będą moje trzecie igrzyska. W Soczi było źle, a w Pjongczangu już dobrze, bo zajęłam 11 miejsce. Teraz może być już tylko lepiej. Medal jest moim marzeniem, jak każdego sportowca. Po to przecież trenuję. Po co mam mówić, że jadę tam po inne miejsca, jak wiadomo, że chcę medalu. Jestem optymistycznie nastawiona. Trzeba wierzyć i mam nadzieję, że będzie dobrze.

A nie szkoda trochę, że tylko jedna okazja startu będzie? Tylko slalom gigant równoległy.

Szkoda, ale nie mamy na to żadnego wpływu. Uwielbiam slalom, bo to jest moja koronna dyscyplina, więc szczególnie szkoda. Słyszałam jednak, że Włosi już złożyli wniosek, aby tę konkurencję wprowadzić na igrzyskach w Cortinie d`Ampezzo 2026. Nie mówię jednak, że ja jeszcze będę wtedy trenować, ale...

Ale kusi?

Kusi, kusi. Zostawiam sobie otwartą furtkę. Póki to kocham i sprawia mi radość, to będę trenować. Jeśli się to zmieni, to wtedy przestanę. Na razie nie wyobrażam sobie życia bez tego. Zobaczymy jednak, jak będzie w przyszłości.

Źle wspominam pobyt na próbie przedolimpijskiej. Nie miałam co tam jeść. Schudłam trzy, albo cztery kilogramy. Jadłam tylko szybkie zupki zalewane wrzątkiem. Naprawdę nie było co tam jeść.

Nie przeraża panią to, co słychać w kontekście igrzysk o obostrzeniach covidowych? Ma to wyglądać zdecydowanie gorzej niż w trakcie zwykłych zawodów Pucharu Świata.

Szczerze mówiąc, to najbardziej przeraża mnie to, jakie tam będzie jedzenie. Źle wspominam pobyt na próbie przedolimpijskiej. Nie miałam co tam jeść. Schudłam trzy, albo cztery kilogramy. Jadłam tylko szybkie zupki zalewane wrzątkiem. Naprawdę nie było co tam jeść. Mam nadzieję, że będzie inaczej. Na razie tylko to mnie przeraża. Jeśli chodzi o koronawirusa, to on z nami już pozostanie w tym sezonie. Jesteśmy przyzwyczajeni do tych testów i restrykcji. Trzeba się z tym pogodzić i robić swoje.

A kwestie organizacyjne? Słyszała pani o wypadku polskiego saneczkarza Mateusza Sochowicza? Tam zawiódł czynnik ludzki na torze. Jak się takie rzeczy słyszy, to są jakieś dodatkowe obawy?

Szczerze mówiąc pierwsze słyszę. Jestem na obozie i wtedy nie korzystam właściwie z Internetu. Bardzo mi przykro, jeśli była taka sytuacja. Mam nadzieję, że Chińczycy zrobią wszystko, żeby było bezpiecznie.

Bo u was na próbie wszystko było w porządku? 

U nas było w porządku. Co tam u nas może być niebezpiecznego? Mamy bramę startową, prawo, lewo, tyczki startowe i meta takie same. Trudno, żeby ktoś z własnej winy coś sobie zrobił, a już na pewno nie ma takiego ryzyka, żeby ktoś przygotowujący trasę, mógł coś niebezpiecznego zrobić. O to się zatem w ogóle nie boję. Trzymam jednak kciuki za Mateusza. Niech wraca do zdrowia.

Wiadomo, że to nie jest łatwe życie. Cały czas jesteśmy na walizkach. W Polsce bardzo mało przebywamy. (...) Trzeba się zatem poświęcić, ale my to kochamy. Nie widzę dla siebie innego życia.

Wracając do snowboardu. Mocna grupa się nam zrobiła w Polsce. To wynik świetnych warunków w kraju, czy jednak bardziej samozaparcia?

Jak każdy sportowiec musimy mieć dużo samozaparcia. Wiadomo, że to nie jest łatwe życie. Cały czas jesteśmy na walizkach. W Polsce bardzo mało przebywamy. Tylko latem treningi siłowe w Centralnych Ośrodkach Sportu. A tak poza tym, to większość okresu przygotowawczego spędzamy zagranicą. W Austrii, we Włoszech.  Trzeba się zatem poświęcić, ale my to kochamy. Nie widzę dla siebie innego życia.

Porozmawialiśmy o pani marzeniach medalowych, to zapytam jeszcze, czy ma pani swoich polskich faworytów do medali w Pekinie? Śledzi pani inne dyscypliny zimowe?

Oczywiście! My się wszyscy znamy w sportach zimowych, jak łyse konie. To mała grupa. Myślę na pewno, że szanse ma Natalia Maliszewska w short tracku. Niedawno przecież wygrała zawody w Pekinie na torze olimpijskim. Ona jest bardzo mocną pretendentką do złota. Oczywiście także nasi skoczkowie. Myślę, że jak zwykle nie zawiodą. Kamil Stoch, Dawid Kubacki, Piotr Żyła... ogólnie mamy tutaj przecież mocną drużynę. Namieszać też może Maryna Gąsienica-Daniel. Miała świetny sezon. Trzymam za nią bardzo mocno kciuki, bo też wiem, ile musiała poświęcić, żeby tak dobrze jeździć. To chyba tyle, co mi przychodzi na myśl.

A kim będzie Aleksandra Król za rok o tej porze?

Najlepszą wersją samej siebie. Po prostu.

Całej rozmowy z Aleksandrą Król posłuchajcie poniżej w podcaście Halo, tu zima!

(Mateusz Król)

Co sądzisz na ten temat?

podoba mi się 0
nie podoba mi się 0
śmieszne 0
szokujące 0
przykre 0
wkurzające 0
facebookFacebook
twitterTwitter
wykopWykop
komentarzeKomentarze

komentarz(0)

Brak komentarza, Twój może być pierwszy.

Dodaj komentarz

0%