Zamknij

Historia PŚ w biegach. Taka sytuacja zdarzyła się tylko raz...

16:00, 19.09.2020 Marta Grzyb
Skomentuj

Stefania Belmondo i Bente Martinsen - najlepsze zawodniczki sezonu 1998/1999 (fot. Postimees.ee; snl.no)

W listopadzie 1998 roku najlepsze biegaczki i czołowi biegacze świata już po raz kolejny zainaugurowali zmagania w Pucharze Świata w biegach narciarskich. Kto pierwszego dnia wiosny roku 1999 odebrał upragnioną Kryształową Kulę, a kto musiał przełknąć gorycz porażki? Przekonajmy się!

Ostatni tryumf legendy

Kiedy 28 listopada 1998 roku Bjørn Dæhlie po raz jedenasty przystąpił do rywalizacji o Kryształową Kulę, niewielu przypuszczało, że będzie to ostatni pucharowy sezon w karierze wybitnego Norwega. Ośmiokrotny mistrz olimpijski bardzo dobrze rozpoczął sezon. W rozegranym w fińskim Muonio biegu na dystansie 10 kilometrów pokonał go tylko Per Elofsson ze Szwecji. Do końca roku 1998 biegacz urodzony w Elverum jeszcze trzykrotnie plasował się na podium zawodów pucharowych - za każdym razem na jego najwyższym stopniu. 9 stycznia 1999 roku dołożył kolejne zwycięstwo. Wydawało się więc, że na czempionacie w Ramsau powiększy swój dorobek medalowy i zdobędzie dziesiąty - jubileuszowy - tytuł mistrza świata. Tak się jednak nie stało, ponieważ na krótko przed rozpoczęciem docelowej imprezy sezonu Norweg zachorował, w efekcie czego w Austrii rywalizował nie w pełni sił. Mimo nie najlepszej dyspozycji zdrowotnej, na austriackiej ziemi wywalczył on dwa medale - brąz w biegu przeprowadzonym techniką dowolną na dystansie 30 kilometrów oraz srebro w starcie sztafetowym. Na więcej - niestety - zabrakło sił. Po zakończeniu czempionatu Dæhlie jeszcze dwukrotnie meldował się w najlepszej trójce pucharowych biegów. Dzięki bardzo dobrej dyspozycji (szczególnie w pierwszej części sezonu) 21 marca 1999 roku Norweg już po raz SZÓSTY odebrał Kryształową Kulę za zwycięstwo w klasyfikacji generalnej Pucharu Świata. W tym momencie miał na swoim koncie 12 medali igrzysk olimpijskich i 17 medali mistrzostw świata. 81-krotnie stawał też na podium zawodów pucharowych, w tym aż 46 razy na jego najwyższym stopniu. Wydawało się, że w kolejnych latach legenda z Elverum powiększy swój dorobek. Niestety, w sierpniu 1999 roku Dæhlie upadł na jednym z treningów nartorolkowych i nabawił się poważnej kontuzji, która uniemożliwiła mu dalszą rywalizację na najwyższym poziomie. Decyzję o końcu kariery ogłosił dopiero 29 marca 2001 roku. Wcześniej - jak wielu kibiców - łudził się, że uda mu się jeszcze powrócić na pucharowe trasy i walczyć o najcenniejsze laury. Tak się jednak nie stało. Okazało się, że sezon 1998/1999 był ostatnim, w którym Bjørn Dæhlie rywalizował i zarazem tryumfował.

Austriacka zima

Niespodziewanie tym, któremu owej zimy najmniej zabrakło do pokonania genialnego Norwega, był Michaił Botwinow z Austrii. Co prawda, w klasyfikacji generalnej ostatecznie stracił on do Dæhliego 200 punktów, jednakże wystarczyło mu to do uplasowania się na drugiej pozycji w końcowym zestawieniu sezonu... sezonu, w którym Austriak aż siedmiokrotnie meldował się w czołowej trójce zawodów rozgrywanych w ramach Pucharu Świata. Co ciekawe, w trakcie opisywanej zimy austriaccy kibice byli dumni nie tylko z poczynań Botwinowa, ale również i innych reprezentantów i reprezentantek swojego kraju. Z bardzo dobrej strony pokazywał się między innymi Alois Stadlober, którego córka współcześnie z powodzeniem rywalizuje między innymi ze skandynawską koalicją biegaczek. Na podium stawali także Christian Hoffmann, Maria Theurl czy męska sztafeta, która na własnej ziemi wywalczyła mistrzowski tytuł, na ostatnich metrach pokonując o ułamek sekundy ekipę z Norwegii. Wracając jednak do Botwinowa, plasując się na drugim stopniu w klasyfikacji generalnej Pucharu Świata, został pierwszym - i jak do tej pory jedynym - Austriakiem, któremu udała się ta sztuka.

Wspaniałe mistrzostwa Fina

Tuż za nim w klasyfikacji generalnej znalazł się zawodnik, który niemal całkowicie zdominował austriacki czempionat, wywożąc z niego trzy tytuły mistrza świata oraz jeden medal ze srebrnego kruszcu. Do pełni szczęścia zabrakło mu jedynie podium, na którym stanąłby wraz z kolegami z drużyny. Finowie nie byli jednak wówczas na tyle mocni, by liczyć się w walce o medale w rywalizacji zespołowej, choć do podium zabrakło im zaledwie niespełna 20 sekund. Mika Myllylä, bo o nim mowa, zdobywając w Ramsau złoty medal w biegu rozegranym techniką dowolną na dystansie 30 kilometrów, został jednocześnie mistrzem świata i mistrzem olimpijskim na owym dystansie. - Złoty medal jest dla mnie ogromnym i szalenie radosnym zaskoczeniem. Nie przypuszczałem, że stać mnie na zwycięstwo, Dæhlie, Alsgaard, Botwinow wydawali się nie do przejścia. Jeszcze dzień przed biegiem zastanawiałem się, czy wystartuję - opowiadał Fin na konferencji prasowej, która odbyła się zaraz po pamiętnym biegu. Gromadząc tak pokaźny dorobek medalowy, Mika Myllylä został największą gwiazdą austriackiego czempionatu.

Bezprecedensowa sytuacja

Być może ktoś zastanawia się, co w tym czasie działo się w kobiecych zmaganiach o Kryształową Kulę. Już odpowiadamy! Działo się bardzo wiele. Tak wyrównanej rywalizacji jak w sezonie 1998/1999 nie było ani wcześniej, ani później. Tymi, które zadbały o odpowiednią ilość emocji aż do ostatniego biegu zimy, były Bente Martinsen (po wyjściu za mąż Bente Skari) i Stefania Belmondo. Obie panie przez cały sezon prezentowały niezwykle wysoką dyspozycję i w pewnym momencie w zasadzie oczywistym stało się, że walka o Kryształową Kulę rozstrzygnie się między nimi. I rzeczywiście tak było. O tym, która z nich podniesie upragnione trofeum na koniec sezonu, miał zadecydować ostatni bieg, do którego w roli liderki klasyfikacji generalnej przystępowała Martinsen. Zmagania na ojczystej ziemi Norweżka zakończyła jednak na odległej - dwudziestej drugiej - pozycji. 30-kilometrowy dystans z drugim rezultatem pokonała z kolei Belmondo. Dzięki temu specjalizująca się w technice dowolnej (w której zresztą rozgrywał się ten bieg) Włoszka zrównała się pod względem ilości punktów ze swoją rywalką. Wydawało się, że obie panie otrzymają Kryształową Kulę. Tak się jednak nie stało. Zapisy regulaminowe stanowiły bowiem, iż przypadku zgromadzenia tej samej ilości punktów przez więcej niż jedną zawodniczkę (lub więcej niż jednego zawodnika), o tym, która (lub który) z nich znajdzie się wyżej w klasyfikacji generalnej, decyduje liczba biegów wygranych w sezonie przez daną osobę. Pod tym względem zdecydowanie lepsza okazała się Bente Martinsen, dlatego też to ona pierwszego dnia wiosny roku 1999 mogła podnieść upragnione trofeum. Niemniej jednak warto zwrócić uwagę na fakt, iż sytuacja mająca miejsce w sezonie 1998/1999 była bezprecedensowa. Był to bowiem jedyny przypadek w historii Pucharu Świata w biegach narciarskich, kiedy o ostatecznym tryumfie w sposób bezpośredni zdecydowała nie ilość wywalczonych punktów, a liczba odniesionych w danym sezonie zwycięstw.

Źródła: informacja własna; D. Ludwiński, Droga do Justyny Kowalczyk. Historia biegów narciarskich, Wydawnictwo SQN, Kraków 2014; fis-ski.com; Wikipedia; sportowefakty.wp.pl

(Marta Grzyb)

Co sądzisz na ten temat?

podoba mi się 0
nie podoba mi się 0
śmieszne 0
szokujące 0
przykre 0
wkurzające 0
facebookFacebook
twitterTwitter
wykopWykop
komentarzeKomentarze

komentarz(0)

Brak komentarza, Twój może być pierwszy.

Dodaj komentarz

0%