Historia PŚ w biegach. Pożegnanie z Alpe Cermis, życiówka Staręgi i tajemnicze zniknięcie Marit

fot. M. Rudzińska

Po wielu latach rozgrzewającej wręcz do czerwoności rywalizacji Justyny Kowalczyk z Marit Bjoergen, w sezonie 2015/2016 sympatycy narciarstwa biegowego nie mogli emocjonować się cotygodniowymi starciami tychże zawodniczek… Nie oznacza to jednak, iż zima ta pozbawiona była interesujących wydarzeń. To właśnie na początku 2016 roku swój najlepszy rezultat w występach pucharowych zaliczył Maciej Staręga.

fot. M. Rudzińska

Absencja Marit

Zacznijmy od wielkiej nieobecnej 37. edycji Pucharu Świata w biegach narciarskich kobiet… tej, która przez lata toczyła z Justyną Kowalczyk zacięte batalie o najwyższe laury. Mowa oczywiście o Marit Bjoergen, czyli jednej z niewielu zagranicznych rywalek polskich sportsmenek, której nazwisko znają nawet osoby na co dzień nieinteresujące się narciarstwem biegowym. Ci, którzy ostrzyli sobie apetyt na kolejny akt rywalizacji polsko-norweskiej w sezonie 2015/2016, z pewnością byli mocno rozczarowani. Wszystkich zmartwionych uspokajamy. Norweżka nie zaginęła, nikt jej nie porwał, w jej życiu nie wydarzyło się też nic złego. Otóż, pochodząca z Trondheim zawodniczka po wielu latach morderczych treningów i rywalizacji na najwyższym poziomie poczuła w sobie instynkt macierzyński. W czerwcu 2015 roku ogłosiła światu radosną nowinę. – W grudniu będę mamą. To trochę dziwne uczucie i trudno mi wszystko zrozumieć. Mogę się zastanawiać, jak to będzie, ale wiele kobiet przede mną rodziło dzieci, więc myślę, że będzie dobrze. Mam wielkie wsparcie w domu – przyznała w rozmowie z mediami czterokrotna zdobywczyni Pucharu Świata.

W związku z zaistniałą sytuacją Bjoergen niejako zmuszona była zawiesić swą karierę. Zrobiła to jednak w najlepszym dla sportowca momencie – w sezonie, w którym nie odbywały się igrzyska olimpijskie bądź mistrzostwa globu. Norweżka od początku zapowiadała jednak, iż nie kończy kariery, a jedynie ją zawiesza. – Ciąża nie jest przecież chorobą i nie oznacza końca kariery. W dalszym ciągu trenuję z koleżankami z reprezentacji i jedyną odczuwalną zmianą jest ciężar, ponieważ… obecnie jest nas dwoje – mówiła zawodniczka. – Mam taki cel i nadzieję, że powrócę do zawodowego uprawiania sportu w 2017 roku. Czuję wielką radość, a moja motywacja będzie jeszcze silniejsza – jasno stawiała sprawę rywalka Justyny Kowalczyk. Jak zapowiedziała, tak też zrobiła… Cóż jednak działo się na pucharowych trasach pod jej nieobecność?

Absolutna dominacja Norwegów

Kiedy Marit Bjoergen w domowym zaciszu z wypiekami na twarzy śledziła zmagania swych koleżanek i kolegów, miała wiele powodów do radości. Rodacy i rodaczki utytułowanej biegaczki zadbali bowiem o to, by opiekująca się malutkim Mariusem sportsmenka mogła cieszyć się sukcesami „Wikingów” i jak najczęściej oglądać norweską flagę na podium zawodów pucharowych. Dość powiedzieć, że zaledwie 6 indywidualnych kobiecych biegów (na 33 rozegrane zawody) zakończyło się tryumfem biegaczki spoza Norwegii. W przypadku mężczyzn sytuacja taka miała miejsce 15 razy.

Norwegowie i Norweżki niemalże całkowicie zdominowali rywalizację w sezonie 2015/2016. Wygrali prawie wszystko, co dało się wygrać – od Ruka Triple, przez Tour de Ski, po Ski Tour Kanada. W efekcie do kraju tego powędrowały kolejne Kryształowe Kule. Jedynym, który odważył się uszczknąć „norweskiego tortu”, był Federico Pellegrino. Znakomity włoski biegacz nie miał sobie równych w klasyfikacji sprinterskiej. W klasyfikacjach generalnej i dystansowej tryumfowali natomiast Martin Johnsrud Sundby i Therese Johaug, zaś najszybszą biegaczką zimy została Maiken Caspersen Falla. Co ciekawe i warte uwagi, na podium klasyfikacji generalnej nie znalazło się miejsce dla nikogo spoza Norwegii.

Posuchy ciąg dalszy

Niestety, o podobnych sukcesach mogli jedynie pomarzyć zawodnicy i zawodniczki z Polski. W sezonie 2015/2016, tak jak i wcześniejszej zimy, na podium indywidualnych zawodów pucharowych nie stanął żaden Polak, ani żadna Polka. Wśród pań – oprócz Justyny Kowalczyk – na pucharowych trasach jedynie sporadycznie pojawiały się inne Biało-Czerwone. Czterokrotnie o zdobycie pucharowych punktów walczyły Martyna Galewicz i Marcela Marcisz. Próby te za każdym razem kończyły się jednak niepowodzeniem. Justyna Kowalczyk była więc jedyną sklasyfikowaną w sezonie 2015/2016 biegaczką z kraju nad Wisłą. Ostatecznie zmagania w tejże odsłonie rywalizacji pucharowej ukończyła ona na 16. pozycji.

Podobnie jak panie, tak i panowie nie błyszczeli owej zimy formą. Choć o pucharowe punkty walczyło czterech polskich biegaczy, a mianowicie: Jan Antolec, Paweł Klisz, Konrad Motor i Maciej Staręga, sztuka ta udała się jedynie ostatniemu z nich…

O krok od podium

Jeśli szukać pozytywnych polskich akcentów w sezonie 2015/2016, to za taki – bez wątpienia – należy uznać postawę właśnie Macieja Staręgi. O ile Justyna Kowalczyk przyzwyczaiła nas do wysokich lokat w zmaganiach pucharowych, o tyle małżonek najlepszej polskiej biathlonistki nie był osobą regularnie punktującą w zawodach najwyższej rangi. Sytuacja ta nie uległa zmianie także w zimie z przełomu lat 2015/2016, choć w trakcie jej trwania siedlczanin dorobek punktowy reprezentacji Polski powiększał aż siedmiokrotnie (co było jego najlepszym wynikiem w karierze; rok później zawodnik klubu UKS Rawa Siedlce powtórzył ten wyczyn). Co ważne, właśnie w sezonie 2015/2016 Maciej Staręga osiągnął swój najlepszy wynik w historii występów pucharowych. Podczas sprintu rozegranego stylem dowolnym 4 marca 2016 roku w Quebecu Polak uplasował się na 5. miejscu, do podium tracąc nieco ponad sekundę. – Wszystkim, którzy mnie wspierali, dziękuję z całego serca. To dzięki Wam osiągnęliśmy ten sukces. Nie ma czasu na odpoczynek – napisał Staręga po zawodach na swoim profilu na Facebooku. Co ciekawe, był to jak dotąd jedyny występ zawodnika z Siedlec w finale sprintu. Wcześniej podobnej sztuki kilkukrotnie dokonywał Janusz Krężelok.

Ostatni tour Justyny

Jeśli myślicie, że zapomnieliśmy o jubileuszowej – dziesiątej – edycji Tour de Ski, to z nieskrywaną radością spieszymy poinformować, że nic z tych rzeczy! Zwycięzcami owej imprezy zostały te same osoby, które w marcu roku 2016 odebrały w Canmore Kryształowe Kule. Therese Johaug i Martin Johnsrud Sundby – to właśnie nazwiska tych sportowców widnieją na szczycie zestawień podsumowujących zmagania biegaczy i biegaczek narciarskich w historycznej edycji Tour de Ski. Biorąc jednak pod uwagę 10-letnią historię prestiżowego cyklu zmagań biegowych, postacią, która najbardziej kojarzy się z tourem, jest Justyna Kowalczyk.

Urodzona w Kasinie Wielkiej biegaczka narciarska wystąpiła w dziewięciu edycjach jednej z najważniejszych biegowych imprez. Osiem z nich ukończyła. Sześć razy zameldowała się w pierwszej dziesiątce. Czterokrotnie była najlepsza. Wynik godny podziwu, tak jak godne podziwu były jej spektakularne zwycięstwa, odniesione nad Petrą Majdić czy Marit Bjoergen podczas wspinaczki na Alpe Cermis.

Przystępując do rywalizacji w jubileuszowej odsłonie Tour de Ski, Polka zdawała sobie sprawę, że nie jest faworytką do tryumfu w tej imprezie. Po nieukończeniu wspinaczki w 2015 roku, w roku 2016 swoistym celem Justyny Kowalczyk nie było zwycięstwo w klasyfikacji generalnej Tour de Ski, tylko dobiegnięcie do mety ostatniego etapu i „pożegnanie się” z górą oraz imprezą, której stała się ona żywym symbolem i ambasadorką. 10 stycznia 2016 roku jest bardzo ważną datą w historii Tour de Ski. Tego dnia po raz ostatni miało bowiem miejsce spotkanie dwóch jakże dobrych „znajomych” – biegaczki, która przez lata pisała piękną historię o marzeniach, które, dzięki ciężkiej pracy i wierze we własne umiejętności, mogą się spełniać, oraz góry, która – z istoty swej natury – patrzy na innych z wyższością, z pokorą odnosząc się jedynie do wybitnych jednostek. Kowalczyk – jak na późniejszą żonę alpinisty przystało – znalazła sposób na ujarzmienie niepokornej góry. Choć rezultat uzyskany przez nią w jej ostatnim tourowym biegu nie należał do najlepszych, to któż dziś o tym pamięta? W annałach narciarstwa biegowego Polka zapisała się jako ta, która jako jedyna cztery razy z rzędu tryumfowała w Tour de Ski. I o tym z pewnością należy pamiętać.

Szerzej na temat 10. edycji Tour de Ski i postawy Justyny Kowalczyk na szwajcarsko-niemiecko-włoskich zawodach pisaliśmy TUTAJ.

Źródło: informacja własna/fis-ski.com/przegladsportowy.pl