Zamknij

Historia PŚ w biegach. Mistrzowska lekcja Profesora Svana

10:53, 13.06.2020 Marta Grzyb
Skomentuj
reo

Fot. Ingvar Karmhed/TT

Dwunasta odsłona rywalizacji pucharowej przebiegała pod dyktando zawodników i zawodniczek z Półwyspu Skandynawskiego. Sezon 1984/1985 obfitował w wiele interesujących wydarzeń. Do historii przeszyły między innymi spór zwolenników stylu łyżwowego z jego przeciwnikami czy bieg z jednym gigantycznym wręcz kijkiem. 

Zacznijmy jednak od początku... to znaczy od 8 grudnia 1984 roku. Wtedy to właśnie we włoskim Cogne mężczyźni zainaugurowali dwunastą edycję zmagań Pucharu Świata w biegach narciarskich. Pierwszym liderem klasyfikacji generalnej został Norweg, Pål Gunnar Mikkelsplass. Panie zmagania rozpoczęły nieco później (tj. 13 grudnia), choć również na włoskiej ziemi. Tą, która uzyskała najlepszy rezultat w biegu rozegranym na pięciokilometrowej trasie w Val di Sole, okazała się rodaczka Mikkelsplassa, Britt Pettersen.

W sezonie 1984/1985 panowie rywalizowali łącznie w 15 biegach (10 indywidualnych i 5 sztafetowych). Kobiety z kolei stanęły na starcie 16 zawodów (11 indywidualnych i, tak jak mężczyźni, 5 sztafetowych). 17 marca 1985 roku Kryształowe Kule odebrali Norweżka, Anette Bøe oraz obrońca trofeum sprzed roku - Szwed - Gunde Svan. Punktem kulminacyjnym opisywanej zimy były Mistrzostwa Świata w Narciarstwie Klasycznym, które w dniach 16-27 stycznia 1985 roku odbyły się w austriackim Seefeld. Impreza ta przebiegła pod dyktando późniejszych zwycięzców klasyfikacji generalnej. Bøe zdominowała wszystkie indywidualne konkurencje wśród pań. Svan okazał się być nieco bardziej "hojny". W biegu na 15 kilometrów nie tyle nie zwyciężył, co nie znalazł się nawet w czołowej trójce, co było wówczas traktowane jako niespodzianka wielkiego kalibru. Sezon 1984/1985 przeszedł jednak do historii z innych powodów...

Mimo iż coraz powszechniejszym zjawiskiem było wówczas stosowanie przez zawodników i zawodniczki stylu łyżwowego (lub - w niektórych przypadkach - "półłyżwowego"), jedyną oficjalnie obowiązującą techniką w dalszym ciągu pozostawał styl klasyczny. Międzynarodowa Federacja Narciarska (FIS) stosunkowo długo pozostawała bierna w kwestii unormowania przepisów dotyczących stosowanych technik biegowych. Należałoby powiedzieć, iż była ona raczej przeciwna wprowadzaniu rewolucyjnych zmian. Aby zniechęcić "łyżwiarzy" do wykorzystywania "nowatorskiej" techniki, w grudniu 1984 roku - na krótko przed rozpoczęciem zawodów w Davos - na trasie pomiędzy torami rozmieszczono kilkanaście specjalnych siatek, które miały zmusić do stosowania wyłącznie "klasyka". Pech chciał, że pomysł ten nie spodobał się co niektórym... W dniu zawodów dwie z takich siatek znaleziono w pobliskiej rzece. Winnymi całego zdarzenia okazali się - wspominany już - Pål Gunnar Mikkelsplass oraz Jeremias Wigger ze Szwajcarii.

Na mistrzostwach świata w Seefeld stylem dowolnym biegali już prawie wszyscy. No właśnie, prawie... Ci, którzy pokonywali dystans techniką klasyczną, osiągali znacznie gorsze rezultaty od tych, którzy niemal przez całą trasę "łyżwowali". - Na tych mistrzostwach, na których z powrotem byłem już z Łuszczkiem (mowa tu o czempionacie w Seefeld - przyp. red.), panowała istna wolna amerykanka. Każdy biegł takim stylem, jakim wolał. Wtedy były już nowe specjalne narty, właśnie do kroku łyżwowego. W Seefeld "łyżwiarze" powygrywali więc wszystko - wspominał w jednym z wywiadów trener Edward Budny.

Widząc dosyć specyficzne podejście FIS-u do opisywanej kwestii, jeden z zawodników postanowił "zagrać na nosie" prominentnym działaczom. Ci rozważali bowiem wprowadzenie zakazu stosowania techniki łyżwowej, co wielu biegaczy traktowało jako próbę zahamowania rozwoju ich ukochanej dyscypliny. Gunde Svan - bo o nim mowa - zdecydował się zaprezentować w Seefeld pewną "nowinkę". Specjalizującemu się w stylu łyżwowym Szwedowi nie w smak była awersja Międzynarodowej Federacji Narciarskiej do stosowanej przez niego techniki. Dlatego zdecydował on, że w Austrii pobiegnie z... jednym gigantycznym kijkiem. Liczący ponad dwa metry kij-gigant wykonany był ze sprężystego materiału i przypominał wędkę. Odpychanie się nim (niczym wiosłem) pozwalało Svanowi rozwijać niespotykane do tej pory prędkości. - Sam zrobiłem kij, żeby informacja o nim nie wyciekła. Nie odważyłem się rozmawiać o tym z moim zespołem. Wyglądał on całkiem realnie. Zaprojektowałem go w ten sposób, aby po prostu dobrze wyglądał - przyznał po latach Szwed. Proponowana przez niego "nowinka" nie przypadła do gustu działaczom FIS-u, którzy na krótko przed rozegraniem pierwszej konkurencji austriackiego czempionatu wprowadzili zapis, zgodnie z którym zawodnicy mieli obowiązek używania dwóch kijków, przy czym każdy z nich miał znajdować się w oddzielnej ręce. W swej publikacji traktującej o historii biegów narciarskich Daniel Ludwiński opisał ówczesne motywy postępowania Svana w sposób następujący: "skoro FIS blokuje rozwój biegów narciarskich i rozważa eliminację szybszego stylu, chcąc bronić tradycji, to należy podobnie uczynić także z kijkami - na starych rycinach widać, że pionierzy narciarstwa używali jednego kijka, więc stosowanie dwóch to niepotrzebny rozwój, a ten, idąc tokiem myślenia FIS-u, godny jest jedynie zakazu".

Sam Szwed przyznał jednak, że - mimo iż proponowane przez niego rozwiązanie było nader innowacyjne - tak naprawdę nie miał zamiaru zastosować go podczas mistrzostw. - Prawda jest taka, że byłem nie najlepiej przygotowany do użycia tego kija, więc prawdopodobnie nie odważyłbym się z nim biegać. Nie wiedziałem, jak to wszystko się potoczy. Wiedziałem jednak, że gdybym wygrał, to byłoby to swego rodzaju oszustwo - przyznał tryumfator dwunastej odsłony Pucharu Świata.

rozmowie z jednym ze szwedzkich dziennikarzy Gunde Svan przypomniał także pewne zdarzenie z Seefeld, które na zawsze zostanie w jego pamięci. - Nigdy nie zapomnę o Rosjanach: kiedy zszedłem na stadion, wyglądali jak budki dla ptaków - wspominał utytułowany Szwed. Zatem - poprzez swe działanie - urodzony w Vansbro zawodnik chciał zwrócić uwagę na niekonsekwentne postępowanie Międzynarodowej Federacji Narciarskiej, która z jednej strony hamowała rozwój dyscypliny, z drugiej jednak nie pozwalała "wrócić do korzeni". A że przy okazji zobaczył "budki dla ptaków", to już dodatkowa korzyść, płynąca z zaistniałej sytuacji...

Źródła: informacja własna; cafe.se; Wikipedia; D. Ludwiński, Droga do Justyny Kowalczyk. Historia biegów narciarskich, Wydawnictwo SQN, Kraków 2014.

(Marta Grzyb)

Co sądzisz na ten temat?

podoba mi się 0
nie podoba mi się 0
śmieszne 0
szokujące 0
przykre 0
wkurzające 0
facebookFacebook
twitterTwitter
wykopWykop
komentarzeKomentarze

komentarz(0)

Brak komentarza, Twój może być pierwszy.

Dodaj komentarz

0%