Zamknij

Andreas Wellinger: Muszę wygrać rywalizację w niemieckim zespole

11:05, 04.07.2020 Kacper Wojciechowski
Skomentuj

Dla Andreasa Wellingera sezon 2019/2020 był całkowicie stracony. Zawodnik doznał w czerwcu 2019 roku zerwania więzadła krzyżowego przedniego w prawym kolanie. Nie wystartował w żadnych zawodach cyklu, a na domiar złego podczas urlopu w Australii złamał lewy obojczyk. Prawdopodobnie dla Niemca pechowy okres się już zakończył, gdyż aktualny mistrz olimpijski z normalnej skoczni wrócił już do treningów.

Poważna kontuzja i sezon z głowy

Problemy Wellingera rozpoczęły się ponad rok temu podczas treningu w Hinzenbach. - Czułem się, jakby młot spadł mi na głowę. Prawie wszystko, co mogłem złamać w kolanie, zostało złamane - komentuje uraz Niemiec. Operację przebył trzy dni po nieszczęśliwym wypadku i starał się jak najszybciej wrócić do funkcjonowania. - Pierwsze kroki przyszły bardzo szybko, podobnie jak możliwość pełnego zgięcia kolana. Jednak był to dopiero początek bardzo długiego procesu, który wymagał dużo cierpliwości i dobrej pracy - opowiada Andreas. Co ciekawe, zaznacza on, iż musiał na nowo poradzić sobie z prawidłowym chodzeniem ergonomicznym i było to dla niego nowe doświadczenie, ale nawet pozytywne. Dzięki temu mógł na nowo poznać swoje ciało, dosłownie od zera. Nie byłoby to możliwe, gdyby nie pomoc specjalistów jak i najbliższych. - Moja rodzina i przyjaciele odegrali kluczową rolę i dali mi dużo siły. Bardzo ważne było również środowisko rehabilitacyjne. Trenerzy i przełożeni narzucili mi wyzwania, motywowali mnie oraz w odpowiednich momentach dali niezbędnego kopniaka w tyłek - stwierdza czterokrotny medalista olimpijski.

Pan komentator Andreas Wellinger

Niestety, sezon 2019/2020 był dla Niemca stracony, nie wystąpił w żadnych zawodach. Musiał przyzwyczaić się do oglądania konkursów z perspektywy swojej kanapy lub po drugiej stronie bandy jako kibic. - To było dla mnie nowe doświadczenie. Oczywiście kibicowałem moim kolegom z drużyny, ale perspektywa była zupełnie inna - mówi 24-latek. Popularny skoczek został również zaproszony przez stację ARD do skomentowania konkursów Turnieju Czterech Skoczni. Ocenia to jako całkowicie nowe i ekscytujące przeżycie. - Mój sport poznałem z innej perspektywy - opowiada. Zauważył on również, że lata treningów na skoczni pozwoliły mu na natychmiastową ocenę, czy dany skok był wykonany dobrze, czy źle.

Operacja w Brisbane

Karuzela Pucharu Świata została przedwcześnie zakończona, a dla Niemca pojawiły się nowe problemy. Tuż przed pandemią skoczek wyjechał na urlop do Australii, by odwiedzić swoją siostrę. - Kiedy zaczynałem wakacje, wszystko było normalnie. Wjazd i wyjazd nie stanowiły problemu - stwierdza. Kontuzji nabawił się podczas surfowania. Jego deska utknęła w piasku, co skutkowało upadkiem Niemca w płytką wodę na piasek. - Szybko zdałem sobie sprawę, że to poważniejszy uraz - opowiada skoczek.

Wyjazd ten nie dość, że okazał się trudny ze względu na kolejny uraz, to jeszcze zawodnik miał kłopoty z powrotem do kraju. - Dzień po moim wypadku władze australijskie zaleciły pozostanie w domach - mówi Wellinger. Początkowo nie było to dla niego problemem, gdyż nie mógł za bardzo się poruszać. Jednak z każdym dniem pojawiało się pytanie, co dalej. Nie można było lekceważyć kontuzji, a trudno było cokolwiek zalecić skoczkowi na odległość przez niemieckich lekarzy. Postanowiono w porozumieniu z Niemieckim Związkiem Narciarskim, że operacja obojczyka zostanie wykonana w Brisbane. Większym zaskoczeniem jednak okazał się termin powrotu do ojczyzny, udało się załatwić przelot już dzień po zabiegu. - Odetchnąłem z ulgą, gdy bezpiecznie wróciłem do domu. Ogólna sytuacja była dość burzliwa, ale ostatecznie wszystko poszło dobrze - stwierdza zawodnik. Początkowo spędzał czas u ojca, gdzie udało mu się wyzdrowieć. Po złagodzeniu obostrzeń rozpoczął rehabilitację pełną parą.

Wielki powrót

14 maja 2020 roku to z pewnością był dla Niemca ważny dzień. Wtedy to po blisko rocznej powrócił na skocznię. - Przed pierwszym skokiem byłem bardzo spięty. Ulżyło mi, gdy okazało się, że wszystko poszło dobrze i fizycznie jestem w stanie ponownie skakać - opowiada Wellinger. Na szczęście skoki narciarskie w dużej mierze składają się z pewnych automatyzmów i zawodnik nie musiał na nowo uczyć się techniki. Obecnie wraz z niemieckim zespołem trenuje zgodnie z obowiązującymi zasadami bezpieczeństwa. Jak mówi, na skoczni nie ma problemów, by zachować odpowiedni dystans.

Z kibicami, a może bez?

Niemiecki skoczek patrzy pozytywnie w przyszłość i oczywiście chce wrócić na sam szczyt. - Chcę wykorzystać treningi, by udowodnić swoją pozycję w Letnim Grand Prix. Odnośnie zimy, najpierw muszę wygrać rywalizację w niemieckim zespole, co będzie bardzo trudne - zauważa zawodnik. A jest o co walczyć, bo w przyszłym sezonie odbędą się mistrzostwa świata w lotach, mistrzostwa świata w narciarstwie klasycznym, Turniej Czterech Skoczni, Raw Air, również bardzo ważna będzie próba przedolimpijska w Pekinie. Zapytany w wywiadzie dla cheimgau24.de o to, czy jest w stanie osiągnąć szczyt formy na konkretnym wydarzeniu, zaskoczył swoją odpowiedzią, iż nie. Dla niego skoki narciarskie są zbyt wrażliwym sportem, podatnym na czynniki zewnętrzne. - Często niuanse decydują o tym, czy skok jest dobry, czy zły - podsumowuje. Oczywiście nadal nie wiadomo, czy pojawią się kibice podczas PŚ. Dla Wellingera byłaby to ogromna strata, jeśli fani nie mogliby pojawiać się na skoczniach. - Zdrowie i bezpieczeństwo są najważniejsze. Jeśli okoliczności na to nie pozwolą, musielibyśmy to zaakceptować - stwierdza Wellinger.

Źródło: chiemgau24.de

(Kacper Wojciechowski)

Co sądzisz na ten temat?

podoba mi się 0
nie podoba mi się 0
śmieszne 0
szokujące 0
przykre 0
wkurzające 0
facebookFacebook
twitterTwitter
wykopWykop
komentarzeKomentarze

komentarz(0)

Brak komentarza, Twój może być pierwszy.

Dodaj komentarz

0%