Alpejskie MŚ – Cortina 2021. Ile medali zdobędzie Maryna Gąsienica-Daniel?

fot. PZN
Już tylko dzień dzieli nas od momentu, w którym rozpocznie się najważniejsze ściganie na nartach od dwóch lat. We włoskiej Cortinie o medale powalczą najlepsi alpejczycy świata. Wśród nich, pierwszy raz od dawien dawna, licząca się w walce o dobre lokaty Polka – Maryna Gąsienica-Daniel. Na co stać reprezentantkę naszego kraju? – Byłbym szczęśliwy, gdyby Maryna była w najlepszej szóstce giganta – mówi Marcin Blauth, szef narciarstwa alpejskiego w Polskim Związku Narciarskim.

Z medalami to na spokojnie
Jeszcze dwa lata temu polscy kibice mogli cieszyć się jedynie z tego, że Maryna Gąsienica-Daniel dostała powołanie na imprezę rangi mistrzowskiej. Choć przyznać trzeba, że w Åre absolutnie wstydu nie przyniosła (dlaczego miałaby to zrobić?). Ba… mimo problemów z plecami potrafiła zająć miejsce w czołowej trzydziestce. W kolejnym sezonie pauzowała z powodu kontuzji. Teraz wróciła i od razu zachwyca publiczność (nie tylko polską). Dwa razy uplasowała się w czołowej dziesiątce Pucharu Świata i kilkukrotnie do niej pukała. Pytanie zatem, czy to wystarczy, aby marzyć o medalu dla Polski? – O medalach najlepiej mówi się po imprezie – uspokaja Marcin Blauth, wiceprezes ds. narciarstwa alpejskiego w PZN i dodaje, że nie czas i miejsce na robienie sobie apetytu na takie sukcesy. – Nie było jeszcze miejsca w pierwszej trójce Pucharu Świata, a to dawałoby nam prawo do mówienia o tym, że mamy faworytkę do medali – uzupełnia Blauth.
Skoczkowie nas rozpieścili
Te medalowe oczekiwania być może wzięły się z tego, że Maryna ostatnio wygrała drugi przejazd slalomu giganta. Kilka tygodni wcześniej miała też drugi czas. Nie zapominajmy o tym, że przeważnie trzeba dwa razy pojechać dobrze. Może apetyt na wielkie sukcesy zrodził się też z tego, że sama zainteresowana jasno zdeklarowała swój cel w rozmowie z prezesem PZN Apoloniuszem Tajnerem. – Powiedziałam prezesowi, że chciałabym kiedyś zdobyć olimpijski medal. On tamtą naszą rozmowę sobie mocno zakodował w głowie. Uwierzył mi. Uznał, że kiedyś będę w stanie to zrobić – powiedziała Gąsienica-Daniel w rozmowie ze Sport.pl kilka tygodni temu. Sęk w tym, że do igrzysk jeszcze rok. Maryna ma szansę jeszcze bardziej się rozwinąć. – Myślę, że my jesteśmy trochę rozpieszczeni sukcesami naszych skoczków i zapominamy, jak trudno jest zdobyć medal w jakiejkolwiek innej dyscyplinie zimowej – poskreśla wiceprezes i wskazuje na biegi narciarskie, czy biathlon. – Spójrzmy na to tak, jak w biegach właśnie. Kiedy nie ma Justyny, albo nawet pod koniec jej kariery, każdy by się cieszył z miejsca w czołowej dziesiątce – podkreśla Marcin Blauth. I właśnie tym powinniśmy radować się podczas zbliżających się mistrzostw w Cortinie d’Ampezzo.
Gdzie największa nadzieja?
Maryna Gąsienica-Daniel bez wątpienia jest specjalistką od slalomów gigantów. To udowodniła w tym sezonie, kiedy wywalczyła 10. i 11. miejsce na bardzo trudnym stoku w Kranjskiej Gorze. Jej forma w tej konkurencji jest już bardzo równa i do tego wysoka. Jednak najwyższe miejsce w swojej karierze osiągnęła w zawodach równoległych (9.). W Polskim Związku Narciarskim mimo wszystko liczą bardziej na gigant. – To moja prywatna opinia, ale byłbym szczęśliwy, gdyby Maryna była w najlepszej szóstce giganta – przyznaje szef narciarstwa alpejskiego w Polsce. – Jeśli chodzi o parallel, to tu wszystko może się wydarzyć, każdy może się potknąć, a więc wiele zależy też od szczęścia. Wcale bym się nie zdziwił, gdyby doszło tu w przypadku Maryny do walki o mały bądź duży finał – wyznaje Blauth. Poza tym Gąsienicę-Daniel zobaczymy 8 lutego (pierwsza konkurencja mistrzostw) w kombinacji alpejskiej oraz w supergigancie. – Jakby tu zameldowała się w czołowej piętnastce, to moglibyśmy mówić o sporym sukcesie – twierdzi wiceprezes PZN.
Nie tylko Maryna
O ile dwa lata temu o sile polskiego narciarstwa w Szwecji stanowiła jedynie Maryna Gąsienica-Daniel, o tyle teraz będzie miała wsparcie młodszej koleżanki Magdaleny Łuczak. 19-latka tej zimy zachwyca nas przede wszystkim startami w Pucharze Europy, gdzie regularnie melduje się w czołowej dwudziestce, a dwukrotnie była nawet w dziesiątce. W Cortinie zobaczymy ją w gigancie, chociaż w dziesiątce PE meldowała się także w slalomie. Stąd rodzi się pytanie, dlaczego wystartuje tylko w jednej konkurencji? – Umowa od początku była taka, że ścieżkę jej kariery prowadzi Iwan Ilanowsky i to była jego decyzja. Próbowałem z nim rozmawiać, żeby może wystartowała w slalomie, albo zmaganiach równoległych, ale on przytoczył jasne argumenty. Celem dla Magdy w tym sezonie jest mocne przetarcie się w Pucharze Europy i mistrzostwa świata juniorów – przytacza Marcin Blauth. Związek w pełni zaufał szkoleniowcowi. Nic w tym dziwnego, bo w swojej karierze udowodnił, że wie jak poprowadzić sportowca do sukcesu. Spod jego ręki wyszła przecież Petra Vlhova. – Jeśli Magda zajmie miejsce w czołowej trzydziestce slalomu giganta, to będzie jej wielki sukces. W dodatku Maryna nie będzie czuła się samotnie i myślę, że możemy się z tego cieszyć, że w gigancie wystawimy dwie zawodniczki – podkreśla wiceprezes ds. narciarstwa alpejskiego w PZN. Sam po cichu liczy na medal Magdy w juniorskim czempionacie.
Czekamy na panów
Kolejny raz w mistrzostwach świata zabraknie męskiej reprezentacji Polski. Jeszcze kilka tygodni temu w Polskim Związku Narciarskim myśleli, że uda się wystawić drużynę. Teoretycznie w zawodach drużynowych równoległych startuje 16 najlepszych ekip, i właśnie 16. miejsce w Pucharze Narodów zajmuje Polska. Problem w tym, że regulamin mówi o innej zasadzie. Zagwarantowany udział ma 15. najlepszych zespołów plus dodatkowe miejsce dla organizatora. – Włosi mieszczą się w TOP 15, więc szesnastą drużynę dobiera się na podstawie dwóch zawodniczek i dwóch zawodników z danego kraju, którzy mają najmniejszy współczynnik FIS punktów. Dlatego drużyny nie udało nam się wystawić – tłumaczy Marcin Blauth. Drużynowa rywalizacja to jedno, a brak kandydatów na mistrzostwa świata to drugie. Jak mówi wiceprezes, ewentualni pretendenci zostali wykluczeni przez kontuzje. – Widzę takiego zawodnika, który za dwa lata na mistrzostwach może się pojawić. To Piotr Habdas, który na treningach jeździł już świetnie. Potrafił rywalizować z najlepszymi zawodnikami – mówi Blauth. Ostatni raz, kiedy polskich alpejczyków widzieliśmy w mistrzostwach świata, miał miejsce cztery lata temu w Sankt Moritz. Smutna prawda jest taka, że w ostatnich latach nie widać poprawy w tej materii. Pozostaje mieć nadzieje, że sukcesy Maryny i coraz lepsza postawa Magdy Łuczak, dadzą więcej siły mężczyznom i za dwa lata emocjonować będziemy się mistrzostwami w pełnym wymiarze.
Szczegółowy program MŚ w Cortinie d’Ampezzo 2021 znajdziecie tutaj.
Kliknij poniżej, aby przejść do specjalnego raportu Sportsinwinter.pl

Źródło: Informacja własna