Alpejski PŚ w Sölden. Gąsienica-Daniel: “Byłam szczęśliwa na starcie. Na mecie wszyscy mnie pocieszali”

fot. PolSKI Mistrz

Maryna Gąsienica-Daniel jest zła na siebie po nieudanym pierwszym starcie w Pucharze Świata 2021/2022. Polska alpejka w rozmowie ze Sport.tvp.pl przyznała, że czuła się dziś bardzo dobrze i mogła zaliczyć bardzo solidny przejazd. – Za szybko te pierwsze koty – powiedziała pół żartem, pół serio nasza zawodniczka. 

fot. PolSKI Mistrz

Choroba pokonana

Początek sezonu to zawsze duży znak zapytania. Nigdy nie wiadomo, kto w jakiej dyspozycji przystępuje do pierwszych zmagań. Forma jest jedną wielką niewiadomą tym bardziej u zawodników, którzy w okresie przygotowawczym przechodzili przez kontuzje lub różne choroby. Tak było w przypadku Maryny Gąsienicy-Daniel. Polka na ostatniej prostej zachorowała, o czym wspomniała w niedawnej rozmowie z nami. – Mieliśmy wyjechać na zgrupowanie 9. października, ale rozłożyła mnie wspomniana choroba. Pojawiła się gorączka, więc nie mogłam sobie pozwolić, aby wyjechać – mówiła alpejka.

Jak się jednak okazuje, problemy zdrowotne nie wpłynęły negatywnie na dyspozycję szóstej zawodniczki mistrzostw globu w slalomie gigancie podczas pierwszego startu PŚ w Sölden. W rozmowie z dziennikarzem sport.tvp.pl Jakubem Pobożniakiem Polka przyznała, że do zawodów podeszła w świetnym humorze. – Dobrze się czułam. Ostatnie dwa dni jeździłam w Schnalstal. Ze spokojem podeszłam do zawodów. Świetnie się czułam na starcie. Nie czułam negatywnego stresu. Tylko pozytywną adrenalinę, która pomaga lepiej jechać – opisała swój nastrój.

Najpierw radość, potem złość

Pozytywne podejście niestety nie przełożyło się na wynik naszej niezwykle pracowitej zawodniczki. – Za szybko te pierwsze koty. Super mi się jechało. Czułam się świetnie od góry na całej trasie. Do momentu, w którym wypadłam. Może dlatego, że zbyt dobrze się poczułam. Jechało mi się rewelacyjnie. Pozwoliłam sobie na trochę większe kąty podczas przejazdu. Oczywiście, nie do końca świadomie. Sam fakt tego, jak dobrze się jechało “ułatwił mi” popełnienie małego błędu, przez który na tym stromym ślizgnęło mnie na wewnętrznym bucie. Stałam dobrze na dolnej narcie. Miałam dobre ustawienie tułowia. Wewnętrzny but było zbyt mocno pochylony do środka. Poślizgnął się. Ściął mi drugą nartę. Niestety, wypadłam – odrzekła Maryna.

Gąsienica-Daniel dużo radości odczuwała też dzięki świetnej pogodzie na stoku w Austrii. – W telewizji widziałam przejazd Mikaeli Shiffrin, to wyglądało super. Musiały być super odczucia. Nie mogłam się doczekać aż pojadę. Byłam super szczęśliwa na starcie. Po chorobie udało mi się na tyle “wyzbierać”, żeby być na miejscu. Chciałam to wykorzystać, ale nie udało się – zrelacjonowała. Na końcu jednak wyszło niezadowolenie. – Wszyscy mnie pocieszają na mecie, bo ja jestem zła na siebie. O wynik też, ale nie zjechałam do końca… super się jechało, były świetne warunki. Wszyscy klepią mnie jednak po plecach i mówią: “Jechałaś super, to jest narciarstwo alpejskie. Rób dalej to, co robisz”. Tego muszę się trzymać – zapewniła alpejka, która od poprzedniego sezonu należy do pucharowej czołówki.

Do igrzysk daleko

Przypomnijmy, że to dopiero październik, a forma ma przyjść na igrzyska, które odbędą się w lutym. Na imprezę czterolecie zresztą ostrzy sobie zęby Maryna Gąsienica-Daniel. – Oczywiście, jeszcze nie byłam na podium Pucharu Świata. Tym, które były, łatwiej jest powiedzieć, że walczą o medale. Ja dopiero się dobijam do podium. Chcę pokazać się w Pekinie z jak najlepszej strony. Chcę wykorzystać ten czas, kiedy jestem w dobrej formie. Nie jeździ się wiecznie. Trzeba wykorzystać moment na fali – stwierdziła.

Źródło: sport.tvp.pl/informacja własna