Alpejski PŚ w Santa Caterina: Z tyczką na plecach

Zjazd w Santa Caterina przez lata uchodził za zjazd zastępczy. Trasa ta była mniej ceniona przez zawodników od pobliskiego Bormio, niemniej w tym roku stok został zmieniony i przebudowany – tym samym włoska miejscowość gości jeden z najtrudniejszych zjazdów.
Początek zapowiadał zupełny pogrom – dwójka pierwszych zawodników (Norweg Aleksander Aamodt Kilde i Czech Ondrej Bank) nie ukończyli zawodów. Trzeci z kolei Włoch – Christof Innerhofer jechał jak natchniony, ale miał specyficzną przygodę na trasie – tyczkę sforsował niczym slalomową – nie ominął jej, ale tak dziwnie o nią zahaczył, że… znalazła się na jego plecach. Nie przeszkodziło to szczególnie Włochowi – po jakimś czasie udało mu się pozbyć tyczki, do mety zjechał za to z płachtą łączącą obie tyczki nieszczęsnej bramki. Pozwoliłem sobie na dłuższy opis tej sytuacji, bo nieczęsty to widok podczas zawodów PŚ. Innerhofer na pewno stracił mnóstwo prędkości, a o tym jaki to mógł być przejazd niech świadczy fakt, iż wyprzedziło go raptem… trzech zawodników.
Pierwszym był ten, który przejechał najlepiej w ostatecznym rozrachunku – jadący z nr 11. Francuz Adrien Theaux zdecydowanie wyprzedził rywali – drugiego Austriaka Hannesa Reichelta o 1,04 s., zaś trzeciego – swojego rodaka Davida Poisson (to niewątpliwie niespodzianka) – o 1,15 s. Innerhoferowi do podium zabrakło raptem 0,07 sekundy.
Zawiedli faworyzowani Norwegowie – Aksel Lund Svindal był siódmy ze stratą 1,61 sek, zaś Kjetil Jansrud dopiero dwudziesty siódmy.
Dla poszukujących zawodników z wyższymi numerami punktującymi w PŚ – 25. był Szwajcar Urs Kryenbuehl z nr 55 – nie były to jednak jego pierwsze punkty w karierze.
Miejmy nadzieję, iż zjazd w Santa Caterina oglądali działacze MKOL, którzy chcą majstrować przy programie igrzysk olimpijskich i usunąć z nich zjazd – po obejrzeniu zawodów w Santa Caterina ciężko zrozumieć jak to możliwe, iż tak idiotyczne pomysły w głowach działaczy się rodzą.