Jak to się powoli staje normą w zawodach w rywalizacji równoległej mężczyzn doszło do sensacyjnych rozstrzygnięć. Najlepszy okazał się Austriak Christian Hirschbühl, który w finale wygrał ze swym rodakiem Dominikiem Raschnerem. W małym finale wystąpiło dwóch Norwegów, z których Atle Lie McGrath okazał się lepszy od bardziej utytułowanego Henrika Kristoffersena.
?php>?php>
?php>
fot. Andrea Miola?php>
Jak zwykle nie obyło się bez kontrowersji. Obecny regulamin promuje zawodników, którzy jadą w drugim przejeździe na szybszej z dwóch teoretycznie równych tras. W pierwszym bowiem nalicza się maksymalnie 0,50 sek. straty, niezależnie od tego ile ona tak naprawdę wynosi. Ma to dać szansę zawodnikom, którzy nie ukończą pierwszego przejazdu, ale w praktyce wypacza rywalizację. Zdecydowanie pomogło to Hirschbühlowi i to zarówno w półfinałowej rywalizacji z Kristoffersenem, jak i w wielkim finale.
?php>?php>
Nowe nazwiska na podium?php>
Faktem jest, iż ta konkurencja daje szanse zawodnikom, którzy w innych konkurencjach nie zajmują aż tak wysokich pozycji. Dzisiejszy zwycięzca ma już 31 lat i długie doświadczenie w startach w Pucharze Świata, ale nigdy nie stał na podium. Najlepsza jego dotychczasowa pozycja, to czwarte miejsce w slalomie w Wengen. Raschner był już raz dziewiąty i jedenasty w paralellu, a poza tym punktował... trzy razy w gigancie - i to wszystko. Oczywiście Kristoffersen to zawodnik z olbrzymim dorobkiem, a McGrath w "tradycyjnej" konkurencji, czyli w gigancie też na podium już stał.
?php>W ćwierćfinale odpadli zawodnicy z całkiem mocnymi nazwiskami: na miejscach 5-8 kolejno zostali sklasyfikowani: Trevor Philp z Kanady, Adrian Pertl z Austrii, Erik Read z Kanady i Stefan Hadalin ze Słowenii.
?php>wyniki zawodów?php>
?php>
źródło: własne
Brak komentarza, Twój może być pierwszy.
Dodaj komentarz