Zamknij

10 lat od igrzysk w Vancouver i wielkiej tragedii na torze. "Do końca kariery wspominałem tego chłopaka"

19:35, 12.02.2020 Mateusz Król Aktualizacja: 19:37, 12.02.2020
Skomentuj

fot. pinterest.com

Właśnie dziś mija dziesięć lat od rozpoczęcia Zimowych Igrzysk Olimpijskich w Vancouver. Dla nas niezwykle magicznych, dla światowego sportu tragicznych. Tego samego dnia, kiedy otwierano oficjalnie igrzyska, na saneczkarskim torze w Whistler doszło do wypadku, w wyniku którego zmarł Gruzin Nodar Kumaritaszwili.

To miał być kolejny piękny dzień w historii światowego sportu. Ceremonia otwarcia igrzysk w Vancouver była dopięta na ostatni guzik. Wyszła rzeczywiście zjawiskowo. Do dziś niektórzy uznają ją za jedną z najpiękniejszych w historii. Niestety, podniosła chwila odbyła się nieco w cieniu wielkiej tragedii. Jeszcze przed oficjalnym otwarciem imprezy doszło do dramatycznego wypadku na torze saneczkarskim. - Był to ostatni dzień treningów na torze przed rozpoczęciem igrzysk i moich zawodów - wspomina w rozmowie z naszym portalem Maciej Kurowski, były polski saneczkarz. - Każdy był skupiony na jak najlepszym przygotowaniu do swojego startu. Nic nie zapowiadało tak ogromnej tragedii - dodaje.

To była chwila. 21-latek przyjechał na igrzyska pełen radości, bo udało mu się zakwalifikować. Przy prędkości ok. 140 km/h stracił panowanie nad sankami, przewrócił się i wypadając z toru uderzył w słup podtrzymujący konstrukcję dachu. Mimo natychmiastowej reanimacji - zmarł. Ułamek sekundy zdecydował, że zamiast upragnionego debiutu, była po prostu śmierć. Niedługo po Nodarze Maciej Kurowski miał zjechać swój ostatni treningowy raz. - Widziałem wypadek w telewizji. Dreszcze i strach o gruzińskiego sportowca utrzymywały się do końca dnia. Niestety, po powrocie do wioski otrzymaliśmy wiadomość o śmierci saneczkarza z Gruzji - przytacza Kurowski. W 2010 roku sam przyznawał, że odczuwał wielki strach. Podobnie zresztą organizatorzy, którzy postanowili skrócić tor rywalizacji. Rodak zmarłego Nodara - Lewan Gureszidze - zrezygnował w ogóle ze startu.

Ta wielka tragedia spowodowała, że najważniejsza impreza czterolecia miała dla saneczkarzy zupełnie nieprzewidywany wymiar. - Wszystko było inaczej. Nie tak każdy z nas wyobrażał sobie start w najważniejszej imprezie sportowej - powiedział nam Maciej Kurowski. Mimo to każdy z zawodników musiał wyrzucić z głowy złe obrazy. Myśli o tym wypadku nie pomogłyby w osiąganiu odpowiednich wyników. - Musieliśmy robić swoje. Każdy saneczkarz ku czci zmarłego Gruzina nakleił na kask pasek czarnej taśmy - mówi Kurowski, który sam pałał ogromną sympatią do Kumaritaszwiliego. - Dobrze go znałem. Cieszyłem się, że udało mu się zakwalifikować na igrzyska - zaznacza. - Do końca kariery wspominałem tego chłopaka - uzupełnia.

Dlaczego doszło do tak ogromnego dramatu? Śledztwo wskazało na błąd saneczkarza. To wzbudziło jednak wiele kontrowersji. - Każdy tor może być niebezpieczny, bo z każdego można wylecieć. Zależy to, pod jakim kątem wjeżdżasz w zakręt, jak odbiją saneczkarza nakrywki zabezpieczające zakręt. Gruzin miał totalnego pecha. Jednak miejsce wypadku nie było dobrze przygotowane. Za zakrętem stawiane są osłony. Tu jej zabrakło - mówił na łamach Przeglądu Sportowego trener Marek Skowroński w 2010 roku. Zdaniem szkoleniowca Polaków, organizatorzy mogli nieświadomie przyczynić się do tego straszliwego wypadku. - Myślę, że nie warto do tego wracać - powiedział Maciej Kurowski. Na cześć Kumaritaszwila tor w Whistler został nazwany jego imieniem.

Źródło: Informacja własna / Przegląd Sportowy

(Mateusz Król)

Co sądzisz na ten temat?

podoba mi się 0
nie podoba mi się 0
śmieszne 0
szokujące 0
przykre 0
wkurzające 0
facebookFacebook
twitterTwitter
wykopWykop
komentarzeKomentarze

komentarz(0)

Brak komentarza, Twój może być pierwszy.

Dodaj komentarz

0%