Zamknij

Śmierć trenera utrudniła powrót skoków do Lubawki. "Powiedzcie nam co zrobić, to ludzie się znajdą"

18:04, 03.05.2019 Mateusz Król Aktualizacja: 11:06, 25.10.2020
Skomentuj

Lubawka przed trzema laty była już bardzo blisko, aby na dłużej powrócić na mapę skoków narciarskich w Polsce. Ogólnopolska Olimpiada Młodzieży, przebudowa normalnej skoczni i śmiałe plany na wznowienie działania sekcji skoków - wszystko to miało tchnąć nowe życie w dawny ośrodek. Nic jednak z tego nie wyszło, bo plany pokrzyżowała pogoda i nagła śmierć wieloletniego trenera Wiesława Dygonia. Dzisiaj, wbrew powszechnej opinii, są ludzie, którzy walczą o powrót dyscypliny na południe Dolnego Śląska. - Potrzeba nam jednak podpowiedzi, pomocy, wsparcia - mówią.

fot. skisprungschanzen.com

Kiedyś istniały, dzisiaj już nie, a o ich przyszłość trzeba zawalczyć. Mowa o skokach narciarskich na Dolnym Śląsku. Jeszcze na początku XXI wieku wydawało się, że adepci tej dyscypliny będą mogli rozwijać skrzydła na Orlinku w Karpaczu, gdzie w 2001 roku rozgrywano juniorski czempionat. Równolegle działała także skocznia w Lubawce, gdzie po raz ostatni zawody zorganizowano w 2010 roku (w ramach Ogólnopolskiej Olimpiady Młodzieży). Kilka milionów złotych przeznaczone na remont obiektu w Karpaczu poszły jednak na marne a złe warunki pogodowe i przykre odejście Wisława Dygonia spowodowały, że skoki w województwie dolnośląskim kojarzą się teraz ze wspomnieniami, albo przypominającym skocznie dach na jednym z kościołów w Lubinie. Całe szczęście, że w Lubawce wiary i sił do działania nie brakuje.

Biegi tak, skoki...

To nie jest tak, że na Dolnym Śląsku zapomniano o sportach zimowych. Po prostu nie można mówić tutaj o skokach narciarskich, czyli najpopularniejszej dyscyplinie indywidualnej w naszym kraju. Małyszomania nie przyniosła tak naprawdę nic dobrego dla tego regionu, ale zupełnie odwrotnie było z erą Justyny Kowalczyk. - Biegi są u nas bardzo dobrze rozwinięte. Mamy mistrzów Polski, są też reprezentanci naszego kraju. Cały czas młodzież nam się rozwija - opowiada nam Jan Szymiczek, wieloletni działacz sportowy z Lubawki. - W tej chwili działalność sekcji skoków mamy zawieszoną, ale dążymy do tego, żeby coś z tego jeszcze wyszło. Mamy trochę sprzętu złożonego w prywatnych magazynach - uzupełnia. Wszystko zależy jednak od... trenera. Odkąd zmarł Wiesław Dygoń, który przez lata zajmował się skoczkami narciarskimi w Lubawce, trudno było znaleźć kogoś, kto przejmie po nim schedę. Pierwotnie mówiono, że może to być były dobry skoczek - Krystian Gryczuk. Nic jednak z tego nie wyszło. Pomoc obiecywał także Mirosław Graf, ale problem w tym, że prekursor stylu V w Polsce mieszka daleko, bowiem pełni teraz funkcję burmistrza Szklarskiej Poręby. - Próbowaliśmy kogoś tutaj ściągnąć, ale trzeba mu zapewnić pensję i miejsce zamieszkania. To jednak spory koszt - mówi Szymiczek. Dalej idąc, sprawy nie ułatwiają przepisy, które wymagają od szkoleniowca posiadania licencji. - Mamy tu świetnych trenerów od biegów, ale nie pójdą szkolić się na skoki. Nikogo ot tak zatrudnić też nie możemy. To musi być człowiek po AWF-ie i po trzytygodniowym kursie trenerskim - dodaje Jan Szymiczek. Działacz zdradził nam jednak, że kontaktował się już z czeskim trenerem, ale to jeszcze nic pewnego. Pewne nadzieje jednak są.

Potrzeba nowego obiektu

Przebudowana normalna skocznia w Lubawce nie wystarczy jednak, do odbudowania skoków w tym mieście. Szymiczek potwierdza, że musi powstać obiekt "trzydziestometrowy". - Bez tego nie ma szans - mówi. A plany na budowę takiej skoczni istnieją od dawna. W Lubawce mają nawet specjalnie przygotowany projekt. Kilka lat temu Szymiczek ze śp. Wiesławem Dygoniem, na własną rękę rozpoczęli budowę. Wszystko trzeba było jednak rozebrać, bowiem nie było na to pozwolenia nadzoru budowlanego. - Projekt cały czas mamy. Trzeba się za to zabrać, postarać się o środki zewnętrzne - opowiada Jan. W mieście raczej nikt nie ma wątpliwości, że w powstanie takiego obiektu warto zainwestować. Nie ma też obaw, że skocznia będzie mało używana, bowiem poprzednia sekcja liczyła 12 osób. - Kiedy ostatni raz wspomnieliśmy, że być może ruszy to ponownie, zgłosiło się do nas 30 chętnych dzieci. Także o to naprawdę nie musimy się martwić - stwierdza Szymiczek i podkreśla, że Polski Związek Narciarski przekazał im kilka lat temu igielit. Ten wciąż jest schowany i czeka na powstanie małej skoczni. Jak tylko będzie, zostanie wyłożona igielitem, aby młodzi adepci mogli bez przeszkód trenować.

Skocznia jest, a zawodów brak

Kiedy trzy lata temu kończono przebudowę Kruczej Skały, zapowiadano organizację zawodów nawet rangi Pucharu Kontynentalnego. Czegoś jednak zabrakło, bowiem do dzisiaj nie oddano tam żadnego ocenianego skoku. - Pierwsze poważne zawody miały się odbyć w 2016 roku, po to też skocznia została zmodernizowana. Zabrakło wtedy śniegu, pomimo że wszystko było dopięte na ostatni guzik. Zimy 2017 i 2018 również nie obfitowały w śnieg, w tym roku wyglądało to nieco lepiej - mówi nam radny Lubawki i zwolennik powrotu skoków do miasta, Rafał Czura. Właśnie on i kilka innych, dobrze działających osób, przed startem minionego sezonu, chcieli starać się o środki z tzw. grantów wojewódzkich, na organizację zawodów. Projekt przegrał jednak w głosowaniu. O sytuacji skoków w tym rejonie swego czasu dla Sportsinwinter.pl wypowiadał się prezes PZN, Apoloniusz Tajner, którego zdaniem nie ma tu potencjału ludzkiego. - Raczej problem jest ludzki, nie w obiektach, nie w infrastrukturze - przyznał prezes w 2015 roku. Z tym zupełnie nie zgadza się Czura. - To całkowita nieprawda. Spójrzmy na sytuację z Olimpiady Młodzieży, która odbyła się w 2016 roku na Dolnym Śląsku. W Lubawce  miała zostać rozegrana część skokowa, ale przeniesiono ją do Harrachova. Wszystko, dosłownie wszystko było gotowe do zawodów, plany przygotowania skoczni, plan marketingowy i promocyjny, eventy towarzyszące wydarzeniu, akcja promocyjna była zakrojona na naprawdę dużą skalę. Zabrakło tylko jednego - śniegu. Wracając do wspomnień ludzi zaangażowanych w przygotowania do konkursów w 2010, 2006 czy wcześniejszych, przygotowywanie skoków w Lubawce było wielkim wydarzeniem, na które czekali wszyscy, a pod skocznią gromadziły się tłumy - podkreśla Rafał Czura, który od kilku lat pracuje także w ośrodku kultury.

Potrzebny drogowskaz

- Nie ma tam osób, które zostały w formie szkoleniowców - słusznie zauważał kilka lat temu prezes Tajner. Z tego sprawę zdają sobie w Lubawce, ale raczej trudno zarzucić im załamywanie rąk. Jak wspomniał Jan Szymiczek, cały czas podejmowane są próby sprowadzenia szkoleniowca. - Nie jest trafnym scedowanie całej odpowiedzialności na poszczególne miasta czy gminy, ani tym bardziej myślenie "chcecie mieć skoki to sobie róbcie" - związkowi naprawdę powinno zależeć, żeby skoki w tym regionie się rozwijały, dla dobra całej dyscypliny - podkreśla swoje niezadowolenie z podejścia do tematu związku radny Czura. Jego zdaniem, wszystko poszło by łatwiej, gdyby PZN wyszedł z inicjatywą odrodzenia dyscypliny w Sudetach. Działacze w tym rejonie liczą na wskazówki, bo dalej będą już potrafili ruszyć sami. - Potrzeba nam jednak podpowiedzi, pomocy, wsparcia, dziś nazwiemy to "know how". Zamykanie skoków w Wiśle, Szczyrku i Zakopanem za kilka lat pokaże swoje bardzo złe skutki. Powiedzcie nam jak i co zrobić, to ludzie się znajdą - nawołuje samorządowiec.

Promyk nadziei

Nadzieja na organizację pierwszych zawodów wcale nie musi być daleką przyszłością. Wiele wskazuje na to, że w przyszłym roku Dolny Śląsk ponownie będzie organizował Ogólnopolską Olimpiadę Młodzieży. To dla Lubawki doskonała szansa, żeby zaprosić skoczków do siebie. - Jeśli tylko będzie śnieg, to jestem przekonany, że zawody się odbędą - przyznaje Jan Szymiczek i potwierdza, że minionej zimy warunki do organizowania zawodów były, tylko ktoś lokalnych włodarzy wprowadził w błąd. - Myśleli, że trzeba na skoczni położyć siatkę, aby rozprowadzić śnieg. A takie rozwiązanie stosuje się, kiedy na zeskoku jest igielit. Tutaj tego nie ma - tłumaczy Szymiczek. - Jestem dobrej myśli. Czuję, że już niewiele nam brakuje, aby skoki tutaj przywrócić - zakończył. Powrót skoków do Lubawki byłby bardzo ważnym krokiem w kierunku rozwoju tej dyscypliny na Dolnym Śląsku. Krucza Skała jest bowiem ostatnią ostoją skoków w tym rejonie. Kilka lat temu mówiło się co prawda o budowie małych skoczni w Szklarskiej Porębie przy okazji powstania centrum sportów zimowych w Jakuszycach. Z tego pomysłu nic jednak nie wyszło.

Źródło: Informacja własna

(Mateusz Król)

Co sądzisz na ten temat?

podoba mi się 0
nie podoba mi się 0
śmieszne 0
szokujące 0
przykre 0
wkurzające 0
facebookFacebook
twitterTwitter
wykopWykop
komentarzeKomentarze

komentarz(0)

Brak komentarza, Twój może być pierwszy.

Dodaj komentarz

0%