Zamknij

Skoki narciarskie w trójwymiarze. "Polacy muszą to zobaczyć" - premiera "The Big Jump" w Innsbrucku

09:00, 27.02.2019 Jakub Balcerski
Skomentuj

(fot. Jakub Balcerski/sportsinwinter.pl)

Technologia 3D i skoki narciarskie na pierwszy rzut oka muszą stworzyć dobre połączenie. Co dopiero, gdy koncepcją jest stworzenie całego filmu w oparciu o takie efekty specjalne, za jego konstrukcję odpowiada Alexander Pointner, reżyseruje Ernst Kaufmann, a jako bohaterowie występują takie postacie, jak Daniel-Andre Tande, Sven Hannawald, Robert Johannson, Anders Fannemel, Stefan Kraft, Richard Freitag, Walter Hofer, czy Alexander Stoeckl. "The Big Jump" nie zawodzi, co było chyba główną obawą przed jego premierą. Satysfakcjonuje, zabierając widza głębiej w tak znany sprzed ekranu telewizyjnej transmisji świat skaczących na nartach.

- Hallo Martin. Ocenisz dla nas film po seansie? Tak wiesz, w gwiazdkach.

- Jasne, ale uprzedzam: mam wysokie oczekiwania.

"Dla tego filmu wróciłem na skocznię"

To wcale nie słowa żadnego ze skoczków, mimo że niektóre próby nagrywane na potrzeby "The Big Jump" wykonał Rok Urbanc, który zakończył już zawodniczą karierę i w ostatnich latach skakał raczej dla przyjemności, albo jako przedskoczek. To słowa osoby, która chyba najbardziej zaangażowała się w jego tworzenie - dla niej możliwość ciągłego kontaktu z dyscypliną. - Wróciłem na skocznię dla tego filmu - mówił mi podczas premiery filmu w kinie Metropol Alexander Pointner. - Gdy usłyszałem o projekcie, wybrałem się tam prawdopodobnie po raz pierwszy od momentu, gdy odszedłem z reprezentacji Austrii. Dołożyłem do pomysłu trochę swojej wizji i tym samym jestem jednym z twórców całej produkcji.

- Kręcenie w 3D jest dość specyficzne, bo ekipa często zauważała jakiś ładny kadr, ktoś mówił "Nakręćmy to" i 15 minut schodziło na samo oczekiwanie, żeby kamery znów mogły pracować, tym razem w przypadku nagrywania wywiadów - opisywał były trener, który w filmie znalazł się głównie w wątku Thomasa Dietharta, którego pytał o temat upadków i zakończenia w ich skutek kariery. - To było coś w rodzaju terapii, wyjątkowe doświadczenie - stwierdził zawodnik zapytany o wspomnienia z rejestrowania tamtej rozmowy z Pointnerem. Diethart w dzień premiery obchodził urodziny, Pointner wyglądał, jakby na jeden dzień także zmieniła mu się data urodzenia. - To wielki dzień. Po 3 latach wreszcie zobaczymy końcowy efekt, wiedząc, ile pracy poświęciliśmy temu filmowi. Jestem bardzo podekscytowany - relacjonował tuż przed wejściem do sali kinowej.

"Chcieliśmy pokazać skoki z innej perspektywy"

Wszystko zaczyna się od sceny, gdy stojący do nas tyłem starszy już trener/zawodnik - jak się później okaże zupełnie nie ten, o kim myśli się na samym początku - zapina sprzęt. W kompletnej ciszy, dając wybrzmieć klimatowi adrenaliny. Chwilę później przenosimy się na rozbieg i doświadczamy pierwszej próby z perspektywy zawodnika, widząc przy wybiciu logo filmu. To pierwszy z 10 skoków z perspektywy samego skoczka, które zobaczymy na wielkim ekranie. Do tego kilkadziesiąt innych kręconych niemalże w każdy możliwy do wyobrażenia sposób - spod progu, z lotu ptaka nad skocznią, wieży sędziowskiej, wjazdu na skocznię specjalną kolejką, oczami kibica, zestawienia dwóch skoczków po sobie, ujęcia zza band przy zeskoku... I tak można wymieniać bez końca. Za każdym razem oczywiście wydaje się, że zawodnik wyleci zza ekranu, bo wykorzystane efekty 3D to nie amatorskie podejście do tematu, a dopracowany w wielu, jeśli nie wszystkich szczegółach projekt.

Trójwymiar przekonał do wzięcia udziału w projekcie Svena Hannawalda. - Odmawiałem już wielu takim i podobnym przedsięwzięciom, ale w tym przypadku poczułem, że to coś zupełnie innego - tłumaczył wcześniej świetny skoczek, a dziś ekspert Eurosportu. - Efekt 3D to w przypadku świetna droga dotarcia do widza, daje zupełnie inne doświadczenia. Wreszcie poczujecie się trochę, jak my - śmiał się Niemiec.

- Gdy zobaczyłem po raz pierwszy finalną wersję naszej 3-letniej pracy na planie, pomyślałem, że to coś zupełnie nowego w świecie skoków. Filmy w Austrii nie dostają wielkiego dofinansowania, więc zebranie odpowiedniej kwoty na sprzęt i ekipę, by zrealizować naszą koncepcję było już sporym sukcesem. Najbardziej cieszę się jednak, że udało nam się to wszystko posklejać w jedną, nie aż tak chaotyczną całość - powiedział reżyser Ernst Kaufmann. Austriak zaangażował w pracę nad filmem swoją rodzinę - żonę Karin, która odpowiada za dystrybucję i promocję filmu w Norwegii oraz syna Mario, który sprawował pieczę nad efektami audiowizualnymi. - Chcieliśmy pokazać ten sport z innej perspektywy, takiej, której fani jeszcze nie zaznali - przyznawał. To udało mu się bezapelacyjnie.

"Skoki i loty są jak Bundesliga i Liga Mistrzów"

Film opiera się głównie na historii norweskiej kadry podczas mistrzostw świata w lotach narciarskich w Oberstdorfie i zwycięstwie Daniela-Andre Tandego, który pojawia się w scenie otwierającej i zamykającej film, kręconej w norweskich górach. Wielowątkowość nie jest tu jednak niczym nieznanym - pojawia się choćby trudna chyba dla wszystkich w dyscyplinie kwestia psychiki skoczka po upadkach, życia podczas zawodów, treningu, współpracy w zespole, czy tak enigmatyczny dla wielu świat lotów. Ten ostatni wątek jest maksymalnie rozwinięty - wypowiadają się tu choćby Anders Fannemel i Robert Johansson, były i obecny posiadacz najdłuższego skoku oddanego przez Norwega, czy rekordzista świata w długości lotu Stefan Kraft, który znalazł bardzo obrazowe porównanie nawiązujące do lotów. - Skoki i loty są trochę jak Bundesliga i Liga Mistrzów w piłce - powiedział w jednej z wypowiedzi użytych w filmie.

Same rozmowy ogląda się dość płynnie, mimo że stanowią zdecydowaną większość czasu trwania produkcji. To efekt przede wszystkim dwóch czynników - świetnego warsztatu dziennikarza ORF Hanno Settele`a oraz pomysłu na usytuowanie poszczególnych rozmów w zupełnie innych miejscach. Johannson i Fannemel opowiadają o swoich doświadczeniach w luźnym nastroju jednej z restauracji w Oberstdorfie, Tande jest przepytywany w górach, Walter Hofer gawędzi o kulisach organizacji MŚ w lotach z helikoptera, brzmiąc niemal identycznie, jak przez swoją słynną krótkofalówkę, a Kraft i Hayboeck stoją nieopodal pola golfowego, gdzie chwilę wcześniej relaksowali się po trudach obozu szkoleniowego Austriaków.

W kinie Metropol na premierę filmu przybył nawet serwismen Norwegów, Thomas Horl. Zdziwiłem się jego widokiem i myślałem, że przyszedł po prostu potowarzyszyć reprezentantom. Okazało się, że ma tu 2-3 w całości własne sceny, które dodają filmowi wyjątkowego klimatu. Chcecie zobaczyć, jak wygląda odprawa delegatów przed zawodami, odprawę Alexandra Stoeckla, rodzinne strony i relacje z bliskimi Daniela-Andre Tandego, czy sceny z Winner`s Party? "The Big Jump" wszystkie prezentuje. A te, jak i wiele innych unikalnych scen, sprawiają, że ma się wrażenie, że seans zapewnia pełny obraz świata skoków. Choć z perspektywy naszego kraju musimy być nieco rozczarowani.

"Polacy muszą to zobaczyć"

Polskie akcenty w filmie? Przede wszystkim skoki Kamila Stocha, jeden Dawida Kubackiego, oczywiście ujęcia kibiców, czy innych naszych zawodników przygotowujących się do skoku. I tyle. - Chcieliśmy przekonać do wzięcia udziału w projekcie Kamila Stocha, ale nie zgodził się, mówiąc, że chce być w pełni skupiony na mistrzostwach świata. Zrozumieliśmy jego sytuację, dlatego jest tu tylko, gdy cieszy się na podium, czy z kibicami, albo akurat oddaje skok - przyznawał Ernst Kaufmann. Kamil przydałby się zwłaszcza w scenie pod koniec filmu, gdy stoją ze sobą Alexander Stoeckl i rodzice Richarda Freitaga. Z podium MŚ w lotach, brakuje jedynie osoby reprezentującej naszego zawodnika, a szkoda.

Austriacki reżyser ma w swojej bogatej reżyserskiej karierze ciekawe wspomnienie z Polską - w teatrze interpretował "Emigrantów" Sławomira Mrożka. - To dla mnie wyjątkowa sztuka, tam wszystko dzieje się tak szybko. Bardzo ją lubię, jest jedną z moich ulubionych - opowiadał żywo filmowiec. Jak przyznał są już prowadzone rozmowy, żeby sprowadzić "The Big Jump" do naszego kraju - prawdopodobnie zajmie się tym jedna z telewizji (co może oznaczać, że nie doświadczymy efektów 3D). - Polacy są niesamowici, mają bzika na punkcie skoków. Muszą to zobaczyć - deklarował Kaufmann.

****

- Hallo Martin, to jak z tymi gwiazdkami? - pytam po wyjściu z sali Martina Schmitta.

- Hmmm, no 4 im wpisz. Świetny film, ale ostrzegałem, że mam wysokie oczekiwania, nie? - śmiał się po wyjściu z sali.

Faktycznie jest surowy. Uwierzcie lub nie, ale "The Big Jump" to zdecydowanie najlepsze filmowe ujęcie skoków, jakie na razie powstało. Żeby ich wyjątkowo doświadczyć, trzeba obejrzeć ten film. Bez żadnych wymówek, bo w Polsce powinny już być napisy. W Innsbrucku ich nie było. - Film wyszedł świetnie, tylko na tych niemieckich wypowiedziach moglibyście dołożyć tłumaczenie - komentował po premierze uśmiechnięty Johann Andre Forfang. W Wiedniu, gdzie będzie miała nieco większa premiera i start pokazywania filmu w całej Austrii od 7 marca, taka opcja zostanie już przygotowana. Z napisami, czy bez - film zapewnił niesamowitą odskocznię od mistrzostw świata w Seefeld. Pora wracać na skocznię - na inne, choć z pewnością nie gorsze od filmu doświadczenia.

Z Innsbrucka dla Sportsinwinter.pl, Jakub Balcerski

Mistrzostwa Świata w Seefeld: Program, wyniki, listy startowe

Program zawodów wg dyscyplin: biegi narciarskie | kombinacja norweska | skoki narciarskie

Składy ekip: biegi narciarskie | kombinacja norweska | skoki narciarskie

Wywiad z Apoloniuszem Tajnerem przed mistrzostwami świata

Wszystkie nasze teksty, relacje, wywiady, wyniki i wypowiedzi znajdziecie TUTAJ.

(Jakub Balcerski)

Co sądzisz na ten temat?

podoba mi się 0
nie podoba mi się 0
śmieszne 0
szokujące 0
przykre 0
wkurzające 0
facebookFacebook
twitterTwitter
wykopWykop
komentarzeKomentarze

komentarz(0)

Brak komentarza, Twój może być pierwszy.

Dodaj komentarz

0%