fot. Andrea Miola?php>
Do sensacji doszło w olimpijskim slalomie. Murowana faworytka i etatowa mistrzyni Mikaela Shiffrin (USA) nawet nie stanęła na podium. Ukończyła zawody na czwartym miejscu. Mistrzynią olimpijską została Szwedka Frida Hansdotter, wyprzedziła Wendy Holdener ze Szwajcarii i - to absolutna sensacja - Austriaczkę Katharinę Gallhuber. Polki nie startowały
?php>Już pierwszy przejazd zapowiadał emocje: zupełnie nie poradziła w nim sobie jedna z faworytek Słowaczka Petra Vlhova, która podobnie jak jej rodaczka Veronika Velez-Zuzulova mimo jeżdżenia w ścisłej światowej czołówce nie radzi sobie na wielkich imprezach (co ciekawe jak połączyły siły zdobyły medal w konkurencji drużynowej w St. Moritz) - Vlhova była w nim dwunasta ze stratą 2,23 sek. do liderki, którą nie była Mikaela Shiffrin, a Holdener z czasem 48,89 sek. Za nią plasowała się Hansdotter (+0,20 sek.), kolejna Szwedka Anna Swenn Larsson (+0,40 sek.) i właśnie Shiffrin (+0,48 sek.). Strata Amerykanki nie była jednak duża i po pierwszym przejeździe i tak ona była główną faworytką.
?php>W drugim przejeździe jednak absolutną bohaterką okazała się dziewiąta po pierwszym przejeździe Gallhuber, która do liderki traciła 1,23 sek. Przejechała rewelacyjnie i osiągnęła rezultat 1:38.95. Okazało się to za dobrym wynikiem nawet na Shiffrin, która po dość banalnym błędzie pod koniec przejazdu roztrwoniła przewagę, którą uzyskała na wcześniejszych odcinkach trasy i ostatecznie straciła 0,08 sek. do Austriaczki, która - napiszmy to wyraźnie - nigdy nie stała na podium zawodów PŚ. Wyprzedziły ją dopiero Hansdotter o 0,32 sek., zaś jadąca na końcu Holdener szła niemal równo ze Szwedką, by na końcu stracić 0,05 sek. I tak byliśmy świadkami największej sensacji w narciarstwie alpejskim w ostatnich latach. Cóż, Shiffrin na osłodę zostało gigantowe złoto.
?php>A co działo się dalej w "10"? Piąta była wspomniana Swenn Larsson, która na mecie straciła do swej rodaczki 0,98 sek., za nią piąta po pierwszym przejeździe Norweżka Nina Haver-Loeseth (+1,53 sek.), druga Austriaczka Bernadette Schild (+1,55 sek.) - przy niej warto się na chwilę zaczynać. Na papierze jej strata i fakt awansu o jedno miejsce względem pierwszego przejazdu nie wygląda źle, niemniej - właściwie do ostatniego międzyczasu jechała - teraz to wiemy po olimpijskie złoto. Pogubiła się na wertikalu już pod sam koniec trasy i roztrwoniła już niemal sekundową przewagę nad Gallhuber. Szkoda. Dziesiątkę uzupełniły już trzecia w tej stawce Austriaczka (czyżby odrodzenie austriackiego slalomu?) Katharina Liensberger (+1,94 sek., awans z pozycji ósmej) oraz dwie Włoszki Chiara Costazza (+1,97 sek. i spadek z miejsca siódmego) i Irene Curtoni (+2,41 sek. i awans z miejsca czternastego). Wartpo zwrócić uwagę na miejsce tuż za "10" Kanadyjki Erin Mielzynski, która awansowała z 22. na 11. pozycję.
?php>A Vlhova? Cóż jeszcze względem pierwszego przejazdu o jedno miejsce spadła kończąc zawody na trzynastej pozycji. To o cztery miejsca wyżej od swej rodaczki Velez Zuzulovej wracającej po kontuzji.?php>
?php>
?php>
?php>
Źródło: własne
Brak komentarza, Twój może być pierwszy.
Dodaj komentarz