Zamknij

Niemcy na czele, czyli podsumowanie pierwszej części PŚ w skokach narciarskich.

21:17, 18.12.2017 Jarosław Gracka Aktualizacja: 21:34, 18.12.2017
Skomentuj

Przed nami Turniej Czterech Skoczni - wydarzenie, które od lat elektryzuje fanów skoków narciarskich. Warto jednak w oczekiwaniu na te emocje pokrótce podsumować to, co działo się do tej pory na skoczniach.

Największym zaskoczeniem na plus jest postawa Richarda Freitaga. Już przed sezonem mówiono o tym, iż ten zawodnik powinien być liderem ekipy niemieckiej, ale takiej eksplozji formy nikt się nie spodziewał. Freitag wygrał trzy z siedmiu konkursów, dwa razy był drugi, zaś najgorszy jego wynik to szósta pozycja w Ruce.

Jego najgroźniejszym rywalem jest jego młodszy rodak - Andreas Wellinger przyzwyczaił nas do tego, że o ile wygrywa rzadko (raz mu się to w bieżącym sezonie udało), niemniej poza czołówką się raczej nie pojawia. Obydwaj Niemcy zasłużenie otwierają tabelę Pucharu Świata. Ogólnie ta drużyna jest na fali wznoszącej - ósmy w klasyfikacji jest Markus Eisenbichler, szesnasty Stephan Leyhe, nieźle zaczął sezon Pius Paschke, błysnął Constanin Schmid - oczekiwania będą na pewno duże, co może Niemców sparaliżować. Do tego dochodzą dwa czynniki: po pierwsze od czasu niesamowitego triumfu Svena Hannawalda w sezonie 2001/02 żaden Niemiec nie wygrał prestiżowego cyklu, zaś po drugie - dość rzadko lider PŚ przed Turniejem wygrywa Turniej.

Niemcy prowadzą w PŚ, ale konkursy drużynowe wygrywają Norwegowie. Ich też należy się bać. Dawno nie wygrali Turnieju (ostatnio Anders Jacobsen w sezonie 2006/07), są w formie. Trzeci w PŚ jest Daniel-Andre Tande, który ma coś do udowodnienia po katastrofie z Bischofshofen w ostatniej edycji Turnieju, w formie też jest Johann Andre Forfang (szósty w PŚ), Robert Johansson (dziesiąty), czy nierówny acz skłonny do błysku Anders Fannemel (dwunasty).

Nasi mistrzowie dopiero dochodzą do swojej optymalnej formy - którą rok temu osiągnęli właśnie podczas Turnieju (kiedy to niewiele zabrakło do zajęcia całego podium). Największa gwiazda skoków ostatnich lat - Kamil Stoch - już jest jej bliski (trzy podia, w tym w obydwu konkursach w Engelbergu, czwarte miejsce w PŚ), niezawodny i równy jest Piotr Żyła (dziesiąty w PŚ ex aequo z Johanssonem), pewne braki ma mający potencjał nie mniejszy niż Stoch Dawid Kubacki (trzynasty). W dwudziestce są jeszcze Stefan Hula i Maciej Kot (obydwaj na siedemnastej pozycji) - w przypadku pierwszego jest to postawa nieco powyżej oczekiwań, w przypadku drugiego - powyżej. Na dalszych pozycjach, ale jednak zwykle w "30" kończy zawody Jakub Wolny. Fani skoków ciekawi są, czy kadrę uzupełni rewelacyjny w PK Tomasz Pilch - siostrzeniec Adama Małysza. Z jednej strony szum medialny nie zawsze służy młodym zawodnikom, z drugiej - ile szans można dawać np. Klemensowi Murańce.

W latach 2009-2015 siedem z rzędu edycji Turnieju wygrywali Austriacy. Teraz jednak nie wydają się być faworytami. Brylujący w sezonie 2016/17 w Pucharze Świata Stefan Kraft jest ciągle w dobrej formie (piąte miejsce w PŚ), nieźle skacze wiecznie młody i solidny Manuel Fettner, pozostali jednak zawodzą - Daniel Huber po świetnym konkursie w Wiśle spadł w przeciętność, bez formy jest ciągle Michael Hayböck, nie zachwyca Clemens Aigner - to może być jeden z gorszych Turniejów dla Austriaków. Chyba, że przebudzi się wielki Gregor Schlierenzauer, który właśnie wrócił na skocznie.

Słoweńcy to jedna wielka niewiadoma. Najwyżej w PŚ jest Jernej Damjan, ale doświadczony skoczek zawdzięcza to sensacyjnemu zwycięstwu w Ruce. Powoli do formy wracają Peter Prevc, zaczął też nieźle skakać jego młodszy brat Domen. Młodzi Anze Semenic, Timi Zajc i Tilen Bartol skaczą obiecująco, zupełnie za to bez formy są wracający po kontuzji Robert Kranjec i świetny latem Anze Semenic.

W pierwszej "20" PŚ poza przedstawicielami powyżej wymienionych pięciu nacji mamy jeszcze Japończyka Junshiro Kobayashiego - pierwszego lidera PŚ w tym sezonie, który po absencji w Niżnym Tagile spadł nieco w klasyfikacji (obecnie jest siódmy) oraz na dziewiętnastym miejscu bardzo doświadczony i niezwykle utytułowany Szwajcar Simon Ammann. Kobayashi to spora i przyjemna niespodzianka, natomiast Simon Ammann to ciekawy przypadek. Wygrał prawie wszystko w skokach z wyjątkiem właśnie Turnieju Czterech Skoczni. Jeśli mu się to uda dorówna Mattiemu Nykänenowi, który jako jedyny wygrał wszystko (czyli Puchar Świata, Mistrzostwa Świata, Mistrzostwa Świata w lotach, Igrzyska Olimpijskie i Turniej Czterech Skoczni). Warto dodać, że w sezonie 2017/18 jest jeszcze dwóch pretendentów do tego tytułu: Gregor Schlierenzauer musiałby zdobyć złoto na Igrzyskach Olimpijskich, zaś Kamil Stoch - na MŚ w lotach. Osobiście jednak sądzę, że żadnemu z nich ta sztuka się nie uda (choć nasz mistrz ma zdecydowanie największe na to szanse).

Teraz przed skoczkami krótkie święta i prestiżowy, starszy od PŚ turniej. Kto okaże się najlepszy? Nie mam pojęcia, ale chętnie obejrzę ten turniej po raz już dwudziesty dziewiąty w życiu.

(Jarosław Gracka)

Co sądzisz na ten temat?

podoba mi się 0
nie podoba mi się 0
śmieszne 0
szokujące 0
przykre 0
wkurzające 0
facebookFacebook
twitterTwitter
wykopWykop
komentarzeKomentarze

komentarz(0)

Brak komentarza, Twój może być pierwszy.

Dodaj komentarz

0%