Zamknij

Maciej Staręga wciąż wierzy w sukcesy. "Za dużo skupiałem się na organizacji" [wywiad]

17:44, 13.04.2018 Mateusz Król
Skomentuj

fot. Irek Trawka

To nie był jego najlepszy sezon w karierze, ale na pewno nie spocznie na laurach. Maciej Staręga opowiedział nam o powodach słabszej zimy, efektach "Życia na biegówkach" i marzeniach o medalu w Seefeld. - Mam nadzieję, że uda mi się osiągnąć tam dobry wynik. Wierzę w to - mówił w rozmowie ze Sportsinwinter.pl Staręga. 

Ulga, że zima się skończyła, czy bardziej żal?

Powiem szczerze, że trochę tego i tego. Przez tę kontuzję trochę zimy mi uciekło. Z drugiej strony to jednak jest taki czas, że się już tę wiosnę czuje, ma się trochę dość i skupia się bardziej na przygotowaniach do następnego sezonu. Zatem jestem trochę pomiędzy. Jestem jednak bardzo zmęczony tą zimą.

No właśnie... mam wrażenie, że jak podsumowywałeś poprzednie sezony, to trochę w innym humorze. Prawda?

Trochę tak. Nie poukładał się ten sezon tak, jakbym chciał. Nie był dla mnie dobry. Takie jednak jest życie. Trzeba to przyjąć i starać się wyciągnąć wnioski na następne lata, żeby te były jednak lepsze. Sam czuję, że potencjał tkwi we mnie większy, niż to co zaprezentowałem w tym sezonie.

Kontuzja zrobiła swoje?

Nie tylko kontuzja. Czynników było dużo. Kontuzja przyczyniła się do tego, że na główną imprezę nie trafiłem z formą. Pomieszała przygotowania i dwa, trzy tygodnie po igrzyskach zacząłem dopiero dobrze biegać. Tyle mniej więcej też się z nią zmagałem. Jeśli chodzi jednak o cały sezon, to nie tylko kontuzja. Także inne sprawy miały wpływ na to, że nie wyglądał on tak dobrze, jak poprzednie.

Można powiedzieć, że "Życie na biegówkach" to był trochę falstart?

Myślę, że może nie tyle falstart, co po prostu dobre doświadczenie. Tego nikt wcześniej się nie podjął. Jakbyśmy teraz tego nie zrobili, to nigdy by czegoś takiego nie było. To dało trochę informacji. Może nie było to poukładane odpowiednio, bo robiliśmy to pierwszy raz. Sam czuję, że można to było dużo lepiej zrobić. Po prostu nam potrzebna byłaby osoba, która pomogłaby to zorganizować. Samym zawodnikom ciężko to wszystko ogarnąć. Nabraliśmy jednak doświadczenia. Teraz wiem jednak, co bym poprawił i zmienił, żeby to funkcjonowało. Myślę, że Norwegia to nie jest zły kierunek. Tylko trzeba byłoby być tam dłużej, zrezygnować z obozów kadrowych i mieć tam swojego trenera, czyli trochę jak Brytyjczycy. Nie wiem jednak, czy to w ogóle jest możliwe do zrobienia indywidualnie. Ktoś musiałby jednak to koordynować, bo zawodnik musi myśleć głównie o treningu. Mam też po tym sezonie takie poczucie, że za dużo skupiałem się na organizacji a za mało było myślenia pod kątem treningowym.

Ale mówiliście też, że efekty tych wyjazdów wcale nie muszą przynieść efektu tej zimy.

No pewnie. To nie jest tak, że w jeden sezon przygotowawczy można zmienić oblicze polskich biegów, albo nawet swoich. To była lekcja i zdobycie umiejętności a to zaowocować ma w przyszłości.

Niektórzy zarzucają Wam, że za późno podnosicie krytyczne głosy w kierunku sztabu czy sposobu organizacji szkolenia itp.

Niby tak, ale nie można tak wszystkiego od razu publicznie krytykować, rozpowiadać. Jakbym niektóre słowa wypowiedział przed igrzyskami, to zrobiłby się niepotrzebny kwas. Przed taką imprezą trzeba jednak dbać o dobrą atmosferę, bo to wszystko potem na nas się odbija. Dziennikarze to szybko wychwycą i my nie mamy spokoju.

Kto musiałby przyjść do Polski, abyś poczuł, że to jest taki autorytet, który pozwoli Ci bardzo rozwinąć skrzydła?

Znam takie osoby, ale nie wydaje mi się, żeby Polski Związek Narciarski mógł je tutaj zatrudnić. Są na pewno takie osoby, które pomogłyby mi w osiągnięciu lepszych rezultatów.

Czy można powiedzieć, że nawet bez lepszej infrastruktury, ale ze zdecydowaną wizją szkolenia, można z biegów w Polsce wycisnąć więcej?

Można wycisnąć więcej, ale ta infrastruktura jest potrzebna do tego, aby młodzież zachęcić do biegania na nartach. Jak ich nie będzie, to nie będzie szerokiego wachlarza wyboru. A to z kolei spowoduje, że nie będziemy mieli zawodników na światowym poziomie. Do tego potrzebna jest infrastruktura. Tak naprawdę, to sezon trwa u nas dwa miesiące, jak nie mamy sztucznego naśnieżania. Jak jest dobra zima, to trzy miesiące. I to jeszcze w odległym miejscu, jak na przykład Jakuszyce. A zaludnienie tam nie jest jakieś wielkie. Musimy stworzyć warunki dzieciom i młodzieży. Jak one spróbują nart przez dwa tygodnie w zimę i to w takich warunkach, że to nie wiadomo, czy to jest trasa czy pobojowisko, to szybko się poddają.

Drugi aspekt jest taki, że my wracając do domu w zimę, mielibyśmy możliwość realizacji treningu na spokojnie. A tak wracamy i szukamy, gdzie można wyjechać na narty. I tak jesteśmy prawie cały czas poza domem, więc kolejne takie wyjazdy, kosztują nas życie rodzinne.

Trochę szary nastrój nam się tu zrobił. Przejdźmy zatem do pozytywów. Ponoć w Seefeld celujesz nawet w medal.

Wiadomo, że to jest takie marzenie. Bardzo wygórowany cel, ale nie ukrywam, że dobry wynik mi tam wyszedł (przyp. red. 12. miejsce w Pucharze Świata, najlepszy wyniki minionego sezonu Macieja), pasuje mi trasa, więc jestem do tego pozytywnie nastawiony. Mam nadzieję, że uda mi się osiągnąć tam dobry wynik. Wierzę w to.

Justyny teraz nie będzie. Ta największa uwaga może teraz skupić się na Tobie. Jesteś na to gotowy?

Myślę, że to już trochę tak było w tym sezonie, jeśli chodzi o naszą grupę. Na początku sezonu mi nie szło. Jak wróciłem z Davos, to dało się odczuć, że wszyscy oczekiwali tam super wyniku. To było dla mnie chyba takim przedsmakiem tego, co może być w następnym sezonie. Jednak Justyna będzie obecna w tych biegach jako trenerka asystentka, więc ludzie będą się też koncentrowali na tym, co osiąga w tej nowej roli. Mam jednak nadzieję, że z presją sobie poradzę i że ona też rozłoży się na innych zawodników. Też przecież muszą do czegoś dążyć i trzymam kciuki, aby osiągali lepsze wyniki.

Lahti zrobiło swoje. Ósme miejsce na mistrzostwach świata zaostrzyło apetyty kibiców.

To właśnie powoduje wynik. Tym się jednak cieszę. Wiem, że stać mnie było wtedy na ten rezultat i to pokazałem. Teraz chcę jednak dołożyć kolejną cegiełkę. Zrobić krok do przodu, osiągnąć jeszcze coś większego w tym sporcie. Jak to mówi Tomasz Hajto: postawić truskawkę na torcie.

"Życie na biegówkach" pokazało Wam, jak ważna jest regeneracja... zatem kiedy urlop po sezonie, bo na razie były starty?

Chyba w majówkę się uda. Wtedy jest czas na to.

A w głowie są już plany na przygotowania?

Na razie sobie to organizuję, więc nic nie mogę powiedzieć. Nie wiemy jeszcze, jak to wszystko ułoży związek. Sam nie znam jeszcze żadnych konkretów, jeśli chodzi o sztab szkoleniowy. Wszystko chyba ułoży się na początku maja. To jest trochę późno, bo jednak już bym chciał być pewny niektórych spraw, ale te w PZN toczą się swoim tempem.

Dziękuję za rozmowę.

(Mateusz Król)

Co sądzisz na ten temat?

podoba mi się 0
nie podoba mi się 0
śmieszne 0
szokujące 0
przykre 0
wkurzające 0
facebookFacebook
twitterTwitter
wykopWykop
komentarzeKomentarze

komentarz(0)

Brak komentarza, Twój może być pierwszy.

Dodaj komentarz

0%