Choć na co dzień nie zajmuję się kombinacją norweską to niedawna lektura nt. planów FIS dotyczących rozwoju kobiecej odmiany tej dyscypliny sportu skłoniła mnie do pewnych refleksji i uruchomiła machinę pomysłów na usprawnienie emancypacji kobiet w narciarstwie - przede wszystkim w skokach narciarskich i kombinacji norweskiej.
?php>Trzeba przyznać, że sport kobiecy, choć słabsze, wolniejsze, również ma coś w sobie. Charakteryzuje się dużą walecznością, ambicją i mniejszą ilością rozgrywek taktycznych niż u mężczyzn. Oczywiście tę ostatnią cechę możemy podpiąć jedynie pod niektóre dyscypliny, w przypadku narciarstwa przede wszystkim biegi, kombinację norweską. Nie ma bowiem za wiele miejsce na strategie w narciarstwie alpejskim czy skokach narciarskich. Jednak nadal w wielu dyscyplinach nagrody dla kobiet za zwycięstwo w zawodach są niższe niż u mężczyzn. Nie ma z tym problemu w narciarstwie alpejskim, gdzie kwoty te są zrównane. Podobnie rzecz ma się w biegach. Jednak przykładowo w skokach narciarskich panie nadal są wynagradzane nieco gorzej. Przykładowo za zdobycie złotego medalu na MŚ w narciarstwie klasycznym w konkurencji mężczyzn do zgarnięcia było 27 000 euro, a u kobiet o 7000 euro mniej. W Pucharze Świata panie mają do zdobycia o wiele mniej nagród również z tego powodu, że odbywa się mniej konkursów męskich niż żeńskich. W sezonie 2015/2016 zwycięzca PŚ mężczyzn Peter Prevc zarobił na skoczniach 248 800 franków szwajcarskich, zaś Sara Takanashi - triumfatorka PŚ kobiet - jedynie 48 300 franków. Różnica to bagatela 200 000, a warto zaznaczyć, że Takanshi całkowicie zdominowała poprzedni sezon.
?php>Słynna narciarka alpejska Lindsey Vonn już dawno temu zgłaszała chęć rywalizacji w PŚ z mężczyznami. W 2012 roku miała ochotę wziąć udział w PŚ mężczyzn w Lake Louise, ale FIS odrzucił taką możliwość. Choć Amerykanka zapowiadała, że dopnie swego, to jak dotąd jej się to nie udało. W PŚ w skokach narciarskich od jakiegoś czasu przeprowadzane są okazyjnie konkursy, w których serie skoków mężczyzn przeplatane są seriami skoków kobiet. Odbyło się również kilka zawodów drużynowych mieszanych. Myślę, że jest to dobry pomysł na rozwój kobiecych skoków. Można jednak pójść z tym o wiele dalej. Pomysł, który chcę przedstawić miałby zastosowanie również w kombinacji norweskiej kobiet, w związku z tym, że FIS zamierza sukcesywnie poszerzać gamę zawodów, w których mogłyby startować kobiety, zaczynając od Pucharu Kontynentalnego w 2018 roku, na Zimowych Igrzyskach Olimpijskich w 2022 roku kończąc. Jak przyspieszyć rozwój tego sportu i zbliżyć widzów do zmagań kobiet? Sprawa jest prosta - zorganizować zawody, w których mężczyźni rywalizowali by razem z kobietami o zwycięstwo. Nie o dwa osobne zwycięstwa, ale o jedno, czyli walka płci. Wszyscy wiemy, że kobiety to słaba płeć. Być może narażę się na nieprzychylne opinie feministek, ale taka jest prawda - przynajmniej ta moja. Dlatego trzeba kobietom pomóc i zrównać ich szanse, bo jest oczywiste, że przy normalnych warunkach ani na skoczni, ani na trasie biegowej nie miałyby z panami szans. Od czego są jednak przeliczniki, zmiany belek? Już od kilku sezonów stosuje się w skokach system przeliczania wiatru oraz długości najazdu na punkty. Naukowcy są w stanie obliczyć bardzo wiele. Myślę, że z pewnością poradziliby sobie z policzeniem o ile dłuższy najazd powinna mieć kobieta, aby jej szanse na skok 120 metrowy był taki sam jak u mężczyzny. Dodatkowe problemy pojawiają się przy kombinacji norweskiej. Tu również należałoby posłużyć się nieco bardziej skomplikowaną matematyką i pozwolić paniom wystartować z odpowiednim handicapem. Kibice z zaciekawieniem mogliby podziwiać rywalizację Petera Prevca i Kamila Stocha z Sarą Takanashi i Spelą Rogelj czy też w kombinacji norweskiej oglądać wspólnie walczących na trasie Erica Frenzela z.... No właśnie z kim? Kombinacja norweska kobiet na razie leży (choć może już nawet się czołga), ale ja swój pomysł na jej rozwój już mam.
Brak komentarza, Twój może być pierwszy.
Dodaj komentarz