Zamknij

Ile jeszcze przetrwa Tour de Ski? "Format się wyczerpuje"

20:05, 09.06.2019 Daniel Topczewski
Skomentuj

fot: visitfiemme.it

Cykl Tour de Ski przez wiele lat był jednym z najważniejszych punktów w kalendarzu Pucharu Świata. Zawody przyciągały najlepszych zawodników i każdy zwycięzca tego wyczerpującego cyklu zapisywał się złotymi zgłoskami w historii biegów narciarskich. Od kilku sezonów prestiżowy niegdyś Tour zamienił się jednak w imprezę, z której większość woli zrezygnować, aby przygotować lepszą formę na igrzyska olimpijskie czy mistrzostwa świata.

Idea zawodów wzorowanych na kolarskich wyścigach wieloetapowych narodziła się kilkanaście lat temu. Pomysłodawcami Tour de Ski byli Vegard Ulvang i Joerg Capol, którzy chcieli zapewnić kibicom i biegaczom niepowtarzalne emocje i zawody, które na stałe zapiszą się w annałach Pucharu Świata. Pierwsza edycja przypadła na sezon 2006/2007 i od samego początku finisz odbywał się na słynnym stoku Alpe Cermis, gdzie wiele razy liderzy przed ostatnim etapem tracili wcześniej wypracowaną przewagę i marzenia o zwycięstwie musieli odkładać na kolejny rok. Kolejne lata przynosiły jeszcze więcej emocji, zwłaszcza polskim kibicom, którzy mieli swoją królową Tour de Ski Justynę Kowalczyk. Biegaczka z Kasiny Wielkiej wygrała te zawody aż cztery razy z rzędu, a w sezonie 2011/2012 stoczyła pasjonującą - i zwycięską - walkę z Marit Bjoergen.

Z roku na rok cykl Tour de Ski zaczął jednak tracić na wartości. W kolejnych edycjach gwiazdy biegów narciarskich - zwłaszcza w rywalizacji kobiet - rezygnowały ze startu z różnych powodów. Najczęściej pojawiał się jednak ten, że Tour jest zbyt wyczerpującą imprezą i ciężko jest przygotować dwa szczyty formy w jednym sezonie. - Tour de Ski jest za długi. W latach z igrzyskami olimpijskimi czy mistrzostwami świata najlepsi zawodnicy odpuszczali tę imprezę wiedząc, że ciężko byłoby im w pełni zregenerować organizm do docelowej imprezy sezonu, która zazwyczaj zaczyna się początkiem lutego - mówi nam Martyna Galewicz.  Decyzje podejmowane przez rywalki sprawiły, że zawody zostały dosłownie zdominowane przez norweskie biegaczki, które przez siedem pierwszych edycji nie były w stanie jako pierwsze wbiec na szczyt Alpe Cermis. Natomiast od sezonu 2013/2014 na zawodniczki z Kraju Fiordów nie ma już mocnych.

Dominacja jednej nacji sprawia, że Tour de Ski przestaje dostarczać tego na czym zależy kibicom i osobom oglądającym zawody, czyli rywalizacji. W latach 2010-2014 walka Justyny Kowalczyk z Norweżkami przyciągała przed telewizory i na trasy ogromne liczby kibiców, o których teraz Międzynarodowa Federacja Narciarska może jedynie pomarzyć. - TdS stracił swój prestiż, z pewnością spadnie oglądalność, która osiągała nieprawdopodobne wyniki podczas startów Justyny Kowalczyk, a kolejnym następstwem będzie stopniowe odchodzenie sponsorów. Polka stworzyła z biegów narciarskich gigantyczną dyscyplinę w jednym z największych krajów Europy, gdzie miliony oglądały jej rywalizację - tak przed startem 13. edycji Tour de Ski wypowiadał się kanał norweskiej telewizji NRK.

Tour de Ski, który jeszcze kilka lat temu tworzył biegaczy i biegaczki z żelaza, stał się po prostu kolejnym przystankiem w kalendarzu Pucharu Świata. Kolejnym, bowiem cztery lata temu w terminarzu pojawiły się już inne zawody - Ski Tour Kanada - które dostarczyły sporo emocji i miały szansę na to, aby na stałe zagościć w kalendarzu. W nadchodzącym sezonie kalendarz będzie jeszcze bardziej bogaty, gdyż FIS zdecydował, że swój mini tour dostanie Szwecja i Norwegia (sześć etapów), a sprinterską wersję minicyklu zorganizuje także Kanada. To wszystko jest powiewem świeżości, który może stworzyć godną konkurencję dla niezniszczalnego niegdyś Tour de Ski.

- Według mnie idea touru wyczerpała się. Od już 11 lat praktycznie nie ma żadnych zmian w terminarzu cyklu, ba - różnorodność w dystansach i stylach jest dużo mniejsza niż kiedyś. Dobrze, że w przyszłym sezonie zdecydowano się na podbieg pod Alpe Cermis organizowany w formie startu masowego, tylko na ile to pomoże? Atrakcyjność i zainteresowanie teoretycznie może się zwiększyć, ale trudno to będzie utrzymać w kolejnych latach. Z jednej strony jest to prestiżowy cykl i tradycją w kalendarzu Pucharu Świata, ale z drugiej liczę, że zostanie ulepszony. Inaczej choćby inne toury mogą wygryźć Tour de Ski - mówi nam Mateusz Wasiewski.

Międzynarodowa Federacja Narciarska w tym sezonie wyjątkowo zdecydowała się na rozegranie ostatniego etapu cyklu, czyli podbiegu pod Alpe Cermis ze startu wspólnego. Ma to dostarczyć dodatkowych emocji, bowiem różnice czasowe będą podliczane dopiero na mecie i zawodnicy nie będą wiedzieli na których miejscach ukończą bieg. Ta decyzja nie podoba się jednak największej obecnie gwieździe kobiecych biegów narciarskich, czyli Therese Johaug. - Nie popieram tego, że ostatni wyścig Tour de Ski będzie mass startem. Trasa pod Alpe de Cermis jest bardzo stroma i to może doprowadzić do upadków i kolizji. Na pewno będziemy mieć pewne problemy - mówi Norweżka. Dla mnie to dziwna decyzja. Mam nadzieję, że jest to pierwsza i ostatnia zima, kiedy Tour de Ski zakończy się biegiem ze startu wspólnego - dodaje Johaug.

Podobnego zdania odnośnie ostatniego etapu Tour de Ski jest Martyna Galewicz, która uważa, że zawody trzeba w kolejnych latach skrócić, aby utrzymać je w Pucharze Świata. - Myślę, że ten format pomału się wyczerpuje. Organizatorzy próbują zachęcić zawodników do brania udziału w turze wprowadzając na jednym z etapów sprintu przeszkody czy ostre zakręty. Wprowadzenie mass startu w ostatnim biegu, według mnie, nie jest natomiast dobrym rozwiązaniem szczególnie jeśli chodzi o orientację zawodników dotyczącą końcowego rezultatu. Dla widowiska będzie to jak najbardziej pozytywne, bowiem fajnie jest oglądać 20 czy 30 zawodników wspinających się pod Alpe Cermis, niż 2-3 a czasem nawet jednego i czekać po kilka minut na następnych. Uważam, że aby utrzymać tour w całym cyklu Pucharu Świata należy go po prostu skrócić - mówi nam była reprezentantka Polski.

Jaka będzie przyszłość Tour de Ski? Przekonamy się za kilka lat. Trudno jednak uwierzyć, że tak uznane zawody zostaną po prostu wyrzucone z kalendarza Pucharu Świata na przysłowiowy śmietnik.

Źródło: informacja własna

(Daniel Topczewski)

Co sądzisz na ten temat?

podoba mi się 0
nie podoba mi się 0
śmieszne 0
szokujące 0
przykre 0
wkurzające 0
facebookFacebook
twitterTwitter
wykopWykop
komentarzeKomentarze

komentarz(0)

DomimersDomimers

0 0

W mojej opinii tour stał zbyt monotonny, kiedyś mieliśmy różnorodność stylów, dystansów (byly prologi, sprinty, biegi długie nawet do 35km dla panów, mass starty, interwały i poscigówki) a obecnie rywalizacja skupia sie na dwoch sprintach łyzwą oraz kilku biegach na 10km (15 dla panow) co prawda w różnej formule ale jednak głównie stylem dowolnym. To zabija w pewnym sensie Tour. Innym problemem jest faktycznie to, że większość pań z czołówki czesto rezygnuje z touru (u panów na szczęście tak zle nie jest). Jednak mysle ze skrocenie touru, który i tak obecnie jest moim zdaniem krotki bo 6-7 etapowy podczas gdy kiedys byl 8-9, nie jest dobrym pomyslem gdyz zabije idee samego cyklu. No ja nie wyobrażam sobie Touru składającego sie np. z 4-5 etapów bo takie zawody nie powinny sie nazywac Tour de Ski. A sprawa dominacji Norwezek jest coz wszechobecna bo przecież PŚ od 2014 roku takze wygrywają same Norwezki, a na wielkich imprezach od 2010 zdobyły indywidualnie 26 z 32 możliwych złotych medali takze ten problem nie tyczy sie tylko Touru i wydaje mi sie ze pozostoaje tutaj liczyć na to ze w końcu pojawi sie jakas rosyjska, szwedzka czy amerykanska nowa ,,Justyna Kowalczyk" ktora bedzie mogła chociaz troche zakłócić tą dominację. Cóż szkoda byłoby gdyby Tour sie skończył, wiec FiS musi sie zastanowic nad reformą tych zawodów bo na razie wedlug mnie konkretnego pomysłu na to brak. 00:43, 10.06.2019

Odpowiedzi:0
Odpowiedz

reo
0%