Zamknij

Drużyna kluczem do sukcesu polskich biegaczy? T. Krężelok: "To ma być dłuższa perspektywa" [wywiad]

09:00, 29.11.2018 Mateusz Król Aktualizacja: 11:04, 29.11.2018
Skomentuj

fot. PZN

Przed polskimi biegaczami długa i ciężka droga, ale pogoń za światową czołówką nie może być łatwa. Naszych narciarzy do tego sezonu przygotowywał ambitny Tadeusz Krężelok. Człowiek, który nie wybiera się w podróż ze spuszczoną głową. - Bez wiary bym się tego nie podjął. Takie mam do tego podejście - powiedział w rozmowie z naszym portalem Krężelok, Tadeusz Krężelok.

Mateusz Król: Jak pan ocenia inaugurację Pucharu Świata w wykonaniu swoich podopiecznych?

Tadeusz Krężelok: Wyniki pokazały nam, że jeszcze dużo pracy przed nami. Na pewno chłopaki nie załamali się tymi biegami. Można powiedzieć, że Kamil (red. Bury) dobrze się zaprezentował do ostatniego podbiegu. Trasa przed Pucharem Świata zamknięta, bez zapoznania się z nią, po prostu nie wytrzymał podbiegu. Zabrakło im trzech sekund do czołowej trzydziestki. W przypadku Maćka Staręgi, na pewno jest możliwość, że będzie biegał lepiej. Szczególnie w stylu dowolnym. Dominikowi bieg nie wyszedł. To pokazało, że w klasyku brakuje mu sporo do czołówki. W łyżwie radzi sobie dużo lepiej. Zobaczymy zatem, jak poradzi sobie w tym stylu. Jeśli chodzi o Mateusza Haratyka, to wiadomo. Wszedł właściwie z juniora i jeszcze odstaje fizycznie. Przed nim bardzo dużo pracy. Szansa przed nim jest, przecież nawet Justyna Kowalczyk zaczynała od dalekich lokat. Ciężko jest, ale trzeba po prostu trenować.

Trochę pan uprzedził moje kolejne pytanie. Dotyczy ono Macieja Staręgi. Realne jest to, że już w Lillehammer wpadną pierwsze punkty dla Polski w biegowym Pucharze Świata? W końcu jest sprint stylem dowolnym.

Trzeba tutaj pamiętać, że Lillehammer to Norwegia. Oni jako gospodarze będą mogli wystawić tam łącznie osiemnastu zawodników. Jaki poziom ich biegacze prezentują, to wszyscy wiedzą. Nie trzeba tłumaczyć. Także nie będzie tak łatwo, mimo że jest łyżwa. Łatwiej może być w Davos, ale sam jestem ciekaw, jak to będzie w Lillehammer. Maciek sam chciał tam wystartować, zatem zgodziłem się. Pojechał z asystentem i serwismenem. Mają na miejscu współpracować z serwisem kombinatorów norweskich. Ja zostałem w Ruce z pozostałymi chłopakami (red. w weekend odbędą się tam zawody rangi FIS).

W trudnym momencie przejmował pan kadrę biegaczy. Minionej zimy padało sporo gorzkich słów w stronę biegów, wyszkolenia, sztabu... Nie miał pan obaw? Długo się pan zastanawiał?

Jeżeli chodzi o podjęcie współpracy, to wiedziałem co mnie czeka. Szczególnie w przypadku Maćka, który jest zawodnikiem starszym. On już przeszedł najlepszych trenerów na świecie, takich jak Ivan Hudac czy Miroslav Petrasek. Oni mieli pod swoją opieką wcześniej mistrzów olimpijskich i świata. Staręga jest zawodnikiem, który miał różne szkoły. Miałem zatem tutaj obawę, ponieważ przyszedłem z zewnątrz i bez większych zasług. Trudno zatem o to, aby taki zawodnik nabrał zaufania, do takiego szkoleniowca. Udało mi się jednak wzbudzić zaufanie i myślę, że dobrze to wygląda. Dużo z nim rozmawiam, także chyba jest zadowolony. Słabe elementy, które u niego widziałem, to staramy się poprawiać. Zobaczymy jaki to przyniesie efekt. Zresztą chłopaków pracowałem poniekąd wcześniej. Bracia Bury, to właściwie moich wychowankowie. Mateusz w sumie też zaczynał ze mną trenować, ale później nasze drogi się rozeszły. Także wiedziałem z kim zaczynam pracę. Wiedziałem, że będzie trudno. Polskie biegi nie są tak usytuowane, żeby od nas się uczyli. My musimy uczyć się od innych. Trochę pracowałem nad tym, żeby stworzyć zespół współpracujący. W tej chwili można powiedzieć, że jest utworzony i powinien działać kilka lat. Jeśli nie będzie żadnych problemów, to powinno przynieść jakiś efekt. Są bardzo zaangażowani. Chcę jednak podziękować Polskiemu Związkowi Narciarskiemu za doskonałą współpracę i warunki, które nam stwarza. Bez tego byłoby ciężko.

Trzeba mieć wiarę w to, że się uda. Jeżeli mielibyśmy od początku mówić, że się nie powiedzie, to nie byłoby sezonu pracować.

Po igrzyskach Maciej Staręga mówił, że polskim biegom brakuje wizji. Zdaje się, że pan znalazł taką, która do chłopaków dotarła, bo sporo pan mówi o drużynie.

No tak, nie ukrywam tego. Są tu zawodnicy, którzy mogą pokazywać się na pojedynczych dystansach. Jest Dominik, który szczególnie dobrze biega łyżwą na 15 kilometrów. Jeszcze nigdy nie wszedł do czołowej trzydziestki Pucharu Świata, na razie jeszcze trochę brakuje, ale to jest osoba, która może zająć wysokie miejsce. Wciąż jest Maciej, który bardzo dobrze prezentuje się w sprintach łyżwą. Jest Kamil, który dobrze się czuje w sprincie klasykiem. Mateusz to z kolei dystans, na którym trzeba go doskonalić. Właśnie z tych względów drużyna, żeby w jednym biegu mógł walczyć jeden, a w drugim inny. I tak w kółko. Nie mamy zawodników uniwersalnych, którzy będą mogli rywalizować na najwyższym poziomie na każdym dystansie, zatem chcemy się ukierunkować. W przypadku Maćka od razu wiedziałem, że brakuje mu szybkości. Nad tym właśnie pracowaliśmy. On wie, że nie może patrzeć tylko na efekty w tym sezonie. To ma być dłuższa perspektywa. Widzę, że on to dobrze odbiera. Jest z nim dobry kontakt. Nie jest psychicznie podłamany jak w poprzednich sezonach.

fot. Irek Trawka / Maciej Staręga to najbardziej doświadczony zawodnik w kadrze Krężeloka

No właśnie, Maciek często mówił ostatnio, że świat szybkościowo mu uciekł. Przyznał jednak, że trasa w Seefeld mu pasuje. Na ile to jest realne, żeby osiągnął chociaż taki wyniki jak w Lahti? Wszyscy pamiętamy ósme miejsce.

To pokaże sezon. Może Davos dać nam już jakiś znak w tym temacie. Muszę jednak powiedzieć, że przyjąłem nieco inną metodę, niż to było do tej pory. Zobaczymy, jaki to przyniesie efekt. Chodzi tutaj o trenowanie na wysokości. Trzeba będzie manewrować i wiedzieć, kiedy takie coś zastosować. Myślę, że to mam dopracowane. Czy się uda? Trzeba mieć wiarę w to, że się uda. Jeżeli mielibyśmy od początku mówić, że się nie powiedzie, to nie byłoby sezonu pracować. Bez wiary bym się tego nie podjął. Takie mam do tego podejście.

Prezes Tajner powiedział, że od grupy Wiertielnego nie będzie wymagał wielkich wyników, ale od pana kadry oczekuje miejsc w okolicach czołowej trzydziestki. Na ile to jest realne już tej zimy?

Jeżeli chodzi o trenera Wierietielnego, to jest to ważna postać. Dobrze, że został z nami. Dostał grupę, którą w zasadzie ja prowadziłem w ubiegłym roku. Monika Skinder, Eliza Rudzka, Izabela Marcisz - to są osoby, które według mnie mogą w przyszłości podnieść biegi kobiece na bardzo wysoki poziom. Jeżeli oczywiście nie będzie kontuzji ani żadnych przygód po drodze. Na pewno dobrze, że Wierietielny wspiera naszą grupę. To jest potrzebne. Jeśli chodzi o spoglądanie na nasze wyniki, to trzeba spojrzeć najpierw na poziom, jaki zawodnicy osiągali. Powiedzmy sobie szczerze, jeśli na przykład Kamil Bury ubiegłej zimy przybiegał na metę z 59. wynikiem, to już ten pierwszy start w tym sezonie pokazał, że jest to lepszy bieg. W przypadku właśnie Kamila i Maćka, brakuje tych trzech sekund do trzydziestki. Jeżeli uda się to urwać i chłopaki będą w formie, to powinni punktować. Ważne jest właśnie, żeby potrafić systematycznie wprowadzać Maćka do trzydziestki. Jeśli chodzi o Dominika, to nigdy nie był nawet czołowej czterdziestce Pucharu Świata, więc jego marzeniem jest zapunktować. Postaramy się to zrealizować.

fot. M. Król / Dominik Bury to nasza nadzieja na dystansach

O Mateuszu Haratyku już mówiliśmy, trudno od razu wymagać od niego punktów. Ja chciałbym wrócić do słowa "drużyna". Jak ta filozofia będzie się miała do sztafety? To będzie ważny punkt?

Na pewno tak. Trzeba będzie jednak patrzeć też za innymi osobami. Zobaczymy, jak będzie prezentował się chociażby Jan Antolec. Mam teraz czterech zawodników w kadrze i tyle samo potrzeba do sztafety. To dość ryzykowne. Dobrze by było, żeby ktoś mógł wspomóc jeszcze tę grupę. Wszyscy wiemy, jak wyglądały sztafety w minionych latach. Jeżeli chłopaki będą w formie, to jest szansa na stworzenie dobrej sztafety. Nie jest sztuką wystawić sztafetę, która będzie dublowana. Wiemy, jak było na Pucharach Świata. Trzecia zmiana to była walka o brak dubla. W przypadku sztafety trzeba włożyć dużo pracy. Łatwiej jest zbudować tę dwuosobową sprinterską. Jest Kamil, Maciej i Dominik. Także już jest jeden w rezerwie, a to daje rywalizację. To dużo daje. Sztafeta to trudny temat, ale musimy w tym kierunku patrzeć. Szczególnie patrząc na igrzyska. Mamy jeszcze niecałe cztery lata, dużo czasu na pracę i w tym kontekście jest szansa, żeby coś stworzyć. Wtedy zawodnicy będą bardziej dojrzali i myślę, że jest realne stworzyć coś niezłego.

Nie jest sztuką wystawić sztafetę, która będzie dublowana. Wiemy, jak było na Pucharach Świata. Trzecia zmiana to była walka o brak dubla.

Rozumiem, że zawodnicy spoza kadry, jak wspomniany Antolec, nie są do końca skreśleni. Jakąś szansę mają?

Oczywiście, że tak. Od samego początku mówiłem, że to nie są zawodnicy tacy, którzy bez objęcia szkoleniem centralnym, naraz przestali biegać. To różnie bywa. Czasami zawodnicy spoza kadry trenują z innymi grupami, jak chociażby z Teamem Bauera, i to naturalne, że są brani pod uwagę. Tylko muszą chcieć współpracować. Jeśli będą prezentować dobry poziom, to nie widzę przeszkód, żeby wsparli chłopaków z kadry.

Macie w planach start w Tour de Ski?

Wystartujemy, ale nie w całym turnieju. Możemy wystawić trzy osoby. Dominik na pewno poleci sprint i dystans, natomiast Maciek wystartuje w trzech pierwszych biegach. Następnie będziemy nastawiali się już na Drezno. Tam będzie team sprint, gdzie wystartuje Kamil i Maciek. W Tour de Ski na pewno w przyszłym roku wystartujemy. Będę chciał przygotować chłopaków, przynajmniej jednego, czy dwóch, żeby skończyli cały tour.

Tour de Ski chyba traci swój prestiż. Nie sądzi Pan? Wielu zawodników i zawodniczek rezygnuje z udziału w tej imprezie.

To jest efekt specjalizacji, bo właśnie ona idzie. To jest impreza dla tych zawodników, którzy potrafią wszystko biegać. Ich jest niewielu. Większość, to specjalizacja. To już nie są te czasy, kiedy większość potrafiła dobrze biegać wszystkie dystanse. Zawodnicy biegający sprinty są bardzo mocno zbudowani, ci o mniejszej tężyźnie fizycznej, nie mają duży szans z nimi w sprincie. Mają za to większe predyspozycje do dystansów. Tu jest cała trudność. Dlatego zawodnicy się wycofują, w szczególności sprinterzy. To jest specyficzna i bardzo trudna impreza.

Trudno Tour de Ski włożyć w przygotowania do mistrzostw świata... Może za rok będzie inaczej?

To prawda. W naszym przypadku Dominik i Mateusz, mają w perspektywie dwie imprezy rangi mistrzowskiej. Dominik ostatni rok może wystartować w grupie U-23. Chcemy, żeby też się tam z dobrej strony mógł zaprezentować. W tym przypadku trzeba będzie obu przygotować do mistrzostw świata seniorów. Jakby dwie formy przygotować. To jest też bardzo trudne u tych zawodników, żeby przygotować ich do dwóch takich imprez.

Dziękuję za rozmowę.

(Mateusz Król)

Co sądzisz na ten temat?

podoba mi się 0
nie podoba mi się 0
śmieszne 0
szokujące 0
przykre 0
wkurzające 0
facebookFacebook
twitterTwitter
wykopWykop
komentarzeKomentarze

komentarz(0)

Brak komentarza, Twój może być pierwszy.

Dodaj komentarz

0%