Zamknij

"Dostałam drugą szansę, by pojechać na Igrzyska" - niezwykła historia wolontariuszki Melodie Everson

19:00, 15.01.2018 Jakub Balcerski Aktualizacja: 20:45, 15.01.2018
Skomentuj

Melodie Everson jako dziecko marzyła o zdobyciu medalu olimpijskiego. Jej pasją była jazda konna, którą uprawiała profesjonalnie, trenując, by spełnić swoje największe marzenie. Gdy dostała szansę, by pojechać na Igrzyska, była zmuszona odmówić. Teraz przydarzyła się jednak druga okazja, by jej sen mógł stać się rzeczywistością - została wolontariuszką na Igrzyska Olimpijskie w Pjongczangu. Nasz dziennikarz porozmawiał z nią o jej historii, przygotowaniach do pracy w Korei i wizji całej imprezy z perspektywy osoby tworzącej jej przebieg.

Jakub Balcerski: Jak zaczęła się twoja historia z marzeniem, by pojechać na Igrzyska?

Melodie Everson: Jak u wielu Olimpijczyków, tak i moje marzenie zrodziło się w młodości. Fascynowałam się jeździectwem, od 8 roku życia zaczęłam startować w zawodach. Wkrótce zaczęłam sobie wyobrażać siebie przed wielką publiką, podczas wyścigów z przeszkodami, a następnie stojąc na podium, by odebrać upragniony medal. Moje oddanie i ciężka praca przekładały się na wyniki, stałam się jedną z najlepszych młodych zawodniczek w moim stanie. Jako nastolatka dostałam stypendium do szkoły jeździeckiej, by móc kontynuować treningi w 1969 roku. Po dwóch latach zaoferowano mi okazję życia. Zostałam nominowana, by wyjechać za granicę i szkolić się w miejscu dla przyszłych Olimpijczyków, specjalizującym się w poszczególnych jeździeckich dyscyplinach - wspomnianych wyścigach oraz skokach z przeszkodami, czy ujeżdżaniu. Lata mojego liceum mogłyby zawierać codzienny 5-godzinny trening, a do tego jeszcze naukę w szkole. Wielu sportowców musiało stawić czoła tak samo ciężkim wyborom. Często opuszczają domy i swoje rodziny, by ciężko trenować, a ich życie staje się przygotowaniem na realizację marzeń o olimpijskim medalu. W młodym wieku lęk przegrał u mnie z marzeniem. Odrzuciłam ofertę, a taka już nigdy więcej się nie pojawiła. Zostałam w Kalifornii i kontynuowałam treningi, osiągając sukcesy, ale nie na tak wysokim poziomie, na jakim mogłam się znaleźć. Już nigdy się nie dowiemy, co by było, gdybym postąpiła inaczej. Tak mój olimpijski sen został nieodżałowanym wspomnieniem. Szansa na odnowienie go nadeszła w 2014 roku, gdy po mojej karierze zostałam wolontariuszką, wciąż mogąc uczestniczyć w pewien sposób w Igrzyskach. To moja druga szansa na spełnienie marzenia, by tam się znaleźć.

JB: Czy wciąż uprawiasz jazdę konną, interesujesz się tym sportem?

ME: Jazda konna to moja pasja na całe życie. Nie jeździłam profesjonalnie przez kilka lat, ale wciąż lubię zasiąść w siodle, gdy jestem u siebie. Współpraca z koniem i wspólne występy zawsze będą dla mnie ekscytujące.

JB: Jak udało ci się zostać wolontariuszką na Igrzyska w Pjongczangu?

ME: Przez ostatnie 4 lata jeździłam parę razy w roku do Korei Południowej. To kraj, który pokochałam za kulturę i ludzi. Podczas wizyty w biurze Koreańskiej Organizacji Turystycznej w Los Angeles, mural namalowany na ich budynku przypomniał mi, że kiedyś miałam marzenie o udziale w Igrzyskach. Ekscytacja nimi sprawiła, że postanowiłam stać się ich częścią w jakikolwiek sposób. Stanie się wolontariuszką dało mi nadzieję na doświadczenie ich zarówno podczas Igrzysk Olimpijskich, jak i Paraolimpijskich.

JB: Jakie będą Twoje zadania w trakcie całego wydarzenia?

ME: Moje zadanie będzie związane z SEC w PSA w Olympic Club. Jak na razie, nie mam szczegółów dotyczących tej pracy i nie wiem, czego dokładnie dotyczy, ale będę ją wykonywać z uśmiechem na twarzy. Ponieważ w budynku będą ważne spotkania, mam nadzieję poznać ludzi zajmujących się całą imprezą oraz zawodników.

JB: Jakie wydarzenia zamierzasz obejrzeć jako kibic w Pjongczangu?

ME: Każdy dzień Igrzysk jest wypełniony zawodami, na które mogę mieć bilety. Kocham wszystkie sporty zimowe, zarówno w halach, jak i na zewnątrz. Będzie mi ciężko wybrać. Ale będę podekscytowana, mogąc wspierać każdego sportowca.

W styczniu zeszłego roku zostałam zaproszona do udziału w tworzeniu filmiku koreańskiej telewizji promującej Igrzyska (poniżej od 2:15). Wtedy odkryłam i bliżej poznałam curling. Później zobaczyłam także materiał promujący curling na wózkach inwalidzkich i byłam pod wrażeniem staranności podczas treningu zawodników. Na pewno postaram się przyjść na ich mecze.

JB: Czy przygotowanie do pracy było dla ciebie trudne? Był jakiś etap, który sprawił ci szczególny problem?

ME: Najtrudniejszym było dla mnie czekanie, by przekonać się, czy udało mi się przejść wszystkie poziomy kwalifikacji do zostania wolontariuszką. Słyszałam, że było ponad 200 tysięcy zgłoszeń na 12 tysięcy miejsc podczas Igrzysk Olimpijskich i 5 tysięcy pozycji na Paraolimpijskich. Sam proces nie był aż tak trudny. Rozmowy z zarządzającymi były miłe, później organizatorzy zaoferowali także kurs języka koreańskiego, by ułatwić komunikację. Jestem przyzwyczajona do 12-godzinnych lotów, więc pozostało mi jedynie cieszyć się na nadchodzące  tygodnie.

JB: Co jest dla ciebie elementem najbardziej ekscytującym w całym tym doświadczeniu?

ME: Zdecydowanie na szczycie listy umieszczam noszenie wyjątkowego stroju i wspieranie zawodników. Świetnie byłoby pojawić się na ceremonii otwarcia, ale nie jestem w stanie stwierdzić, czy zdobędę bilet. Jeśli nie, postoję na zewnątrz stadionu podczas niej, by być tak blisko tych emocjonujących wydarzeń, jak tylko możliwe.

Spotkałam już niektórych wolontariuszy na spotkaniu w Seulu, jak i rozmawiałam z innymi w sieci. Na Facebooku jest stworzona grupa dla wolontariuszy, by mogli przekazywać sobie priorytetowe wiadomości dotyczące całej imprezy. Jestem bardzo podekscytowana, by ich wszystkich poznać i wymieniać specjalne przypinki z woluntariuszami z innych krajów (wolontariusze z każdego kraju mają własne przypinki, które często wymieniają na pamiątkę spotkań z innymi - przyp. JB).

JB: A jak oceniłabyś stan przygotowania obiektów olimpijskich?

ME: Wygląda na to, że wszystko będzie gotowe w terminie, by powitać sportowców i kibiców. Byłam na wielu arenach parę tygodni temu i pracownicy tych miejsc starają się dopieścić je do granic możliwości. Gdziekolwiek się nie pójdzie, tam można spotkać maskotki - Soohorang i Bandabi. Koreańczycy są dumni, mogąc prezentować wysoką jakość tak ważnego wydarzenia, jak Igrzyska. Będą pracować do samego końca, by stworzyć wydarzenie nie do zapomnienia dla wszystkich, którzy będą w nim uczestniczyć. Będą bardzo gościnni dla każdego zawodnika, członka sztabu, jak i kibica czy wolontariuszy.

JB: Po przedolimpijskich próbach Polscy zawodnicy narzekali nieco na oznaczenie samego miasta, jak i obiektów. Czy wiesz, jak wygląda to na parę tygodni przed imprezą?

ME: W czasie, gdy odwiedziłam teren Gangwondo w listopadzie zeszłego roku, pracownicy przygotowywali wszelkie oznaczenia i areny na Igrzyska. Wzdłuż głównej drogi z Seulu do Pjongczangu i Gangneung malowana była niebieska linia. Do tego w każdym miejscu są napisy zarówno po angielsku, jak i koreańsku. Mam nadzieję, że Polacy ujrzą sporą zmianę, w stosunku do tego, czego doświadczyli wcześniej. Jedna rzecz, która może sprawiać problem to transport, ale liczę, że zostanie on możliwie najbardziej usprawniony.

JB: Czy Pjongczang to dla ciebie jednorazowe doświadczenie, czy myślisz o ewentualnym kolejnym wolontariacie w przyszłości?

ME: Byłam na tyle skupiona na obecnym wydarzeniu, że nie zastanawiałam się za bardzo na temat tego, co będzie później. Jednakże ekscytacja wzrasta i nie mogę nie sięgać myślami Tokio 2020 i Pekinu 2022. Tak długo, jak będę mogła, myślę, że postaram się dążyć do noszenia stroju wolontariuszki, by dopingować sportowców, gdy gromadzą się co dwa lata, by dać z siebie wszystko w swojej dyscyplinie.

Źródło: Informacja własna

 

(Jakub Balcerski)

Co sądzisz na ten temat?

podoba mi się 0
nie podoba mi się 0
śmieszne 0
szokujące 0
przykre 0
wkurzające 0
facebookFacebook
twitterTwitter
wykopWykop
komentarzeKomentarze

komentarz(0)

Brak komentarza, Twój może być pierwszy.

Dodaj komentarz

0%