Zamknij

Wspomnień czar: Dziesięć lat minęło jak jeden dzień...

17:21, 24.02.2016 Daniel Topczewski Aktualizacja: 20:07, 28.02.2016
Skomentuj

TURIN, ITALY - FEBRUARY 24: Justyna Kowalczyk of Poland won the bronze, Katerina Neumannova of the Czech Republic won the gold and Julija Tchepalova of Russia won the silver medal in the Ladies` 30km cross-country sking during the Medals Ceremony on Day 14 of the Turin 2006 Winter Olympic Games on February 24, 2006 at the Medals Plaza in Turin, Italy. (Photo by Elsa/Getty Images) (Photo by Elsa/Getty Images)

Równo dziesięć lat temu Justyna Kowalczyk po raz pierwszy w swojej karierze zdobyła medal igrzysk olimpijskich. Polka po pasjonującej walce na ostatniej prostej, na którą wbiegała jako pierwsza, wywalczyła brąz podczas biegu na 30 kilometrów stylem dowolnym, co było swego rodzaju przepustką do wielkiej kariery.

Ten dzień pamiętam jak dziś, mimo że minęła od niego już dekada. Młoda, zadziorna biegaczka z Polski, wprawiła fanów narciarstwa biegowe w osłupienie swoją postawą na trasie biegu na 30 kilometrów stylem dowolnym podczas igrzysk olimpijskich w Turynie.

Przed inauguracją najważniejszej imprezy czterolecia Kowalczyk miała na swoim koncie zaledwie jedno pucharowe podium, które wywalczyła 7 stycznia w biegu na 10 kilometrów stylem klasycznym w Otepaa. To właśnie ten dystans miał być dla reprezentantki Polski największą szansą na to, aby powalczyć nawet o medal. Rzeczywistość była jednak inna. Biegaczka z Kasiny Wielkiej nie ukończyła biegu na 10 kilometrów, a kamery telewizyjne pokazywały nawet obrazy z trasy z Polką leżącą w śniegu. Wtedy wszyscy zastanawiali się czy start w ostatnim olimpijskim biegu ma jakiś sens i czy nie będzie większych konsekwencji zdrowotnych dla samej biegaczki. - Większego szczęścia nie szukam. Chciałam walczyć o miejsce w pierwszej piątce na 10 kilometrów, nie wyszło, więc trzeba było spróbować gdzie indziej. Muszę wyciągać wnioski z takich startów jak tamten i z tego, który dał mi medal - mówiła wtedy Kowalczyk.

Justyna Kowalczyk razem ze swoim sztabem szkoleniowym podjęła jednak decyzję o starcie i, jak się później okazało, było to dobre posunięcie. Bieg zamykający rywalizację kobiet na igrzyskach był moim pierwszym obejrzanym od samego początku. Przerzucając kanały telewizyjne trafiłem na transmisję prosto z Turynu, która pozostała i pozostanie w mojej pamięci na długie lata. Wtedy biegi narciarskie i nazwisko Kowalczyk były dla mnie czymś zupełnie nowym, ale łatwość i przejrzystość tej dyscypliny sprawiła, że od razu pomyślałem "to jest coś dla mnie".

Wracając jednak do samego biegu. Polka od początku trzymała się w czołówce obok takich gwiazd jak Katerina Neumannova czy Julia Czepałowa. Na punkcie pomiaru niewiele ponad kilometr przed metą, młoda biegaczka z Kasiny Wielkiej oderwała się bardziej doświadczonym i utytułowanym rywalkom na kilka metrów i była blisko sprawienia niespodzianki. Tempo Kowalczyk wytrzymała tylko Czeszka i Rosjanka, które pokonały ją dopiero na finiszowej prostej, pozbawiając marzeń o mistrzostwie olimpijskim. - Trochę się obawiam tego, co mnie czeka w Polsce. Zdaję sobie sprawę, że teraz spadnie na mnie wiele nowych obowiązków, dlatego wolę poczekać, aż emocje opadną. Chcę się tylko podzielić swoją radością z rodziną, przyjaciółmi. Najważniejsza jest ta chwila, w której marzenie ma się spełnić - wspominała czterokrotna zdobywczyni Kryształowej Kuli.

Justynie Kowalczyk nie udało się wtedy wywalczyć złotego medalu, ale na mnie jej niezłomny charakter wywarło ogromne wrażenie. Młoda, zdolna, potrafiąca walczyć o swoje marzenia dziewczyna, która uporem i ciężką pracą osiągnęła coś niebywałego - taki miałem wtedy obraz w swojej głowie. Polka swoje marzenia spełniła jednak cztery lata później w Vancouver, gdzie w świetnym stylu wywalczyła złoto w pamiętnym biegu na 30 kilometrów techniką klasyczną.

Patrząc teraz z perspektywy czasu, to bieg w Turynie był przepustką do wielkiej kariery i popularności dla Polki, która wcześniej była znana tylko nielicznej grupie pasjonatów narciarstwa biegowego. Po igrzyskach olimpijskich Justyna Kowalczyk jeszcze trzykrotnie ocierała się o podium zawodów Pucharu Świata, ale na zwycięstwo musiała czekać do 27 stycznia 2007, gdzie w swojej ulubionej Otepaa wygrała bieg... na 10 kilometrów stylem klasycznym.

Teraz, gdy kariera Polki zmierza już ku końcowi można powiedzieć jedno: satysfakcja z wywalczenia upragnionego medalu i wspomnienia pozostaną w pamięci na zawsze i nikt ich nie zabierze, choćby bardzo chciał.

Daniel Topczewski

(Daniel Topczewski)

Co sądzisz na ten temat?

podoba mi się 0
nie podoba mi się 0
śmieszne 0
szokujące 0
przykre 0
wkurzające 0
facebookFacebook
twitterTwitter
wykopWykop
komentarzeKomentarze

komentarz(0)

Brak komentarza, Twój może być pierwszy.

Dodaj komentarz

0%